15.

1.5K 125 2
                                    

Następnego dnia zaoferowałem jej swoją pomoc na ranchu, ale nie robiliśmy niczego, czego nie chciała, ani też, nie próbowałem jej przemęczać. Na razie musiała sobie wszystko przypomnieć jednocześnie sprawiając, aby ten lęk, którego nabawiła się po wypadku zniknął. Nie wiedziałem dokładnie, jak do tego doszło, ale w głębi duszy mocno jej współczułem. Być dookoła koni i bać się ich, to jednak coś okropnego. 

- Podasz mi szczotkę? - zapytała cicho, aby nie zakłócać ciszy, która pomiędzy nami zapanowała. Zajmowaliśmy się Kacperkiem, który był chyba jedynym zwierzęciem, którego się tutaj nie bała. Z resztą jego nie dało się bać. Był jak taki szczeniak. Tylko, że z kopytami, zamiast łap. 

- Proszę. - podałem jej przedmiot, o który prosiła, przy okazji uśmiechając się lekko, na co zarumieniła się, zwieszając głowę.  Cieszyłem się, że pozwoliła mi znowu się do siebie zbliżyć oraz, ze mogłem zacząć naszą znajomość tak jak powinna się zacząć. Bez żadnego zakładu, bólu i cierpienia. Z nową, czystą kartą. 

***

Na koniec daliśmy kucykowi miętusa, wygłaskaliśmy, po czym wyszliśmy ze stajni, aby móc zająć się czymś innym. Skierowałem się do siodlarni, aby odłożyć tam szczotki, ale będąc już w środku, stwierdziłem, że przydałoby się tu małe sprzątanie.

- Może zrobimy coś z tym bałaganem? - zaproponowałem, na co przytaknęła głową, związując włosy w niskiego kucyka. Nie złapała jednego pasma, przez co opadło jej na twarz i wyglądała okropnie uroczo. Dmuchnęła w nie, aby nie przeszkadzało i posłała mi uśmiech pełen gotowości do pracy. Nie bardzo orientowałem się, gdzie co powinno leżeć, ale uprzątnęliśmy uzdy walające się po podłodze, posegregowaliśmy szczotki i ustawiliśmy wszystkie pudełka jak trzeba, a nawet wyczyściliśmy parę siodeł. 

- Danielle? - zapytałem w pewnym momencie. Wpadłem na pomysł, który mógłby się udać. 

- Hm? - spojrzała na mnie, trzymając w dłoni ścierkę do czyszczenia. Posłała mi uśmiech, który szybko odwzajemniłem, za nim odpowiedziałem.

- W weekend mają spadać gwiazdy, może pojedziemy gdzieś, aby to obejrzeć? 

- Masz na myśli randkę? - przekrzywiła lekko głowę, patrząc się na mnie, a ja zarumieniłem się lekko.

- Tak. - odpowiedziałem, starając się, aby mój głos nie zabrzmiał jak speszony. - Zrozumiem, jeśli nie chcesz...

- Nie! Znaczy tak! Ugh! Chętnie, gdzieś z tobą wyjdę. - odpowiedziała po krótkim zamieszaniu, przez co zaśmiałem się cicho. 

- Przyjadę po ciebie o osiemnastej. - postanowiłem, zakładając jej pasmo włosów za ucho. Przygryzła wargę, a jej policzki opanowała czerwień. Postanowiłem zostawić ją już samą, aby nie peszyć jej jeszcze bardziej, ale pocałowałem ją w policzek na pożegnanie. W duchu skakałem z radości, że zgodziła spędzić się ze mną choć trochę czasu w zupełne innym miejscu niż rancho. 

***

- I jak ci idzie? - zapytał Calum, gdy dosiadłem się do niego przy barze. To miejsce było tylko jednym z wielu naszych ulubionych. Musiałem jakoś uczcić swoje małe zwycięstwo, nawet nie spotkałem się, że go tutaj spotkam. 

- Zaprosiłem ja na randkę. - odpowiedziałem z dumą, na co brunet zaśmiał się cicho, ale pogratulował mi, po czym stuknęliśmy się butelkami, a rozmowa zeszła na zupełne inne tory, choć w tamtym momencie miałem ochotę rozmawiać tylko i wyłącznie o tym, jak bardzo się cieszę. 

come back to me • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz