1.

2.8K 175 3
                                    

Danielle

Wodziłam wzrokiem po sterylnie białym pomieszczeniu. Bolał mnie każdy skrawek ciała, z głową w roli głównej, ale jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że nie pamiętałam, dlaczego tutaj trafiłam. Czułam się, jakby wykasowany pewny etap w moim życiu, a ja zmuszona zostałam, aby go odzyskać bez niczyjej pomocy. 

- Cześć kochanie. - usłyszałam, a w drzwiach. Stał w nich wysoki mężczyzna, z włosami przyprószonymi gdzie nie gdzie siwizną, zielonymi oczami i bukietem hortensji w dłoni. 

- Cześć... - odpowiedziałam niepewnie, ale zaraz potem w pamięci zaświtało mi wspomnienie gwizdki, gdy miałam piętnaście lat i dostałam od ojca taki sam bukiet. - Tata? - dodałam cicho, chcąc się upewnić. 

- Tak, skarbie, to ja. - usiadł przy moim łóżku, łapiąc swoją wolną dłonią moją. Bukiet odłożył na szafkę i uśmiechnął się lekko. - Jak się czujesz?

- Nie najgorzej. - przyznałam zgodnie z prawdą. 

- To dobrze. - stwierdził. - Lekarze jeszcze nie wiedzą, kiedy będziesz mogła wrócić do domu. 

- Nie chce tu już siedzieć. - przyznałam, nie wiedząc nawet, ile czasu tu spędziłam. 

- My też chcemy, abyś już stąd wyszła. - powiedział, a ja zmarszczyłam brwi.

- Jacy my? - zapytałam cicho. 

- James i Red.

- Kto to?

- Nie pamiętasz ich? - zapytał, na co pokręciłam przecząco głową. Tata skinął ręką, a po chwili w pomieszczeniu pojawił się szatyn, a za nim niska brunetka. 

- Pamięta? - zapytał szatyn, podczas gdy ja zaczynałam się trochę bać, ale obserwowałam, to co się działo w dalszym ciągu. 

- Dan, naprawdę mnie nie pamiętasz? - chłopak zajął miejsce obok moich nóg nakrytych kołdrą i spojrzał na mnie. - Gdy byliśmy nastolatkami, to przez ciebie wylądowałem twarzą w końskim gównie. - dodał, na co wybuchłam śmiechem, a potem jego obraz wrócił. 

- James? - uniosłam brew, a on pokiwał głową.

- Jako pięciolatka rozsmarowałaś mi świąteczny pudding na włosach. - wyjawiła brunetka, a przede mną pojawiła się Red. Moja kochana, czasami wredna, ale nadal kochana Red. 

- Davenport, paskudo?

- Tak, to ja leszczu. - przytuliła się do mnie, a potem dołączył się James i tata. Tęskniłam za nimi, nie rozumiejąc, dlaczego ich nie pamiętałam. To było straszne. - Dziękuje, że przyszliście. - dodałam, gdy odsunęli się, aby dać mi odetchnąć. 

- Dla ciebie wszystko, wredoto.  - James poczochrał mi włosy, na co znowu się roześmiałam. Brakowało mi ich. W pewnym sensie byli niezastąpieni, a ja zbyt mocno się z nimi zżyłam. Dopiero teraz sobie to uświadomiłam. - Zobacz, co mam - dodał, a ja dopiero teraz zauważyłam, że z jego ramienia zwisała skórzana, brązowa torba. 

- Co? - zmarszczyłam brwi, przygryzając wargę. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. 

- Monopoly!


come back to me • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz