33.

1.2K 99 4
                                    

- Wiesz, pomyślałem sobie, że to chyba najwyższa pora odwiedzić moich rodziców. - stwierdził Luke, gdy wstaliśmy następnego dnia. Max już biegał pod moimi nogami, przez co prawie nadepnęłam mu na łapkę i się o niego potknęłam. 

- Przepraszam, wariacie. - zaśmiałam się, gdy zaskomlał cicho, bo jednak źle wymierzyłam kroki i dostało mu się trochę. Podrapałam go na przeprosiny za uchem, po czym otworzyłam drzwi, spoglądając w końcu na Luke'a. - Myślisz, że to dobry pomysł? - dodałam, lekko się denerwując. 

- Zrozumiem, jeśli nie chcesz, bo ich nie pamiętasz, ale wracając za niedługo do domu, więc chciałbym odświeżyć wasze stosunki, rozumiesz, o co mi chodzi? - posłał mi niepewny uśmiech, a ja zamilkłam zastanawiając się nad odpowiedzią. 

- Jeśli chcesz, to przyjdziemy w któryś wieczór na kolację. - postanowiłam w końcu, wchodząc do kuchni. Podrapałam się po karku, zastanawiając się w czym dać Maxowi coś do zjedzenia, aż w końcu stwierdziłam, że zwykły talerzyk musi wystarczyć. Będę musiała pojechać do miasta, aby kupić mu wszystko, co potrzebne. Pozostałe psy miały swoje miski na zewnątrz, poza tym nie chciałam robić niepotrzebnego zamieszania, skoro nie chodziło o nic wielkiego. - Ale fakt, że ich już poznałam wcale mnie nie uspokaja, wiesz? - dodałam, podchodząc do niego. Wykorzystał okazję i ciasno oplótł ramiona wokoło mnie, nie pozwalając mi odejść. 

- Wiem, ale naprawdę nie masz się czym denerwować, oni nie gryzą. - stwierdził, zakładając mi pasmo włosów za ucho.

- Połykają w całości? - uniosłam brew, na co się zaśmiał i pokręcił głową. 

***

- Myślicie, że sobie poradzę? - zapytałam, gdy przygotowywałam razem z Jamesem i Red paszę na wieczorne karmienie. W ciągu dnia mało się widywaliśmy, bo było mnóstwo spraw do załatwienia, poza tym od razu po śniadaniu pojechałam z Luke'iem do miasta, aby kupić wszystko dla Maxa. 

- Już cię znają, założę się, że gdy tylko ich zobaczysz to sobie ich przypomnisz. - stwierdził James, na co mogłam się z nim zgodzić, ale nie musiałam. Mogło być również tak, iż będą mi opowiadać tamtą, pierwszą kolację, aby mi się trochę rozjaśniło. Nie wiedziałam zupełnie czego się spodziewać. 

- Mam taką nadzieje. - przyznałam szczerze. Dodałam trochę olejku z pomarańczy do porcji Bajki. Miała w sobie trochę witamin, a tych nigdy za wiele, zwłaszcza dla staruszków, jakim była już Bułanka. 

- A jak ci idzie z lękiem? - zapytała Red, wręczając szatynowi kolejne wiadra. Wyszedł z pomieszczenia kierując się pod odpowiednie boksy, więc oparłam się o blat i spojrzałam na nią.

- Nijak. - wzruszyłam ramionami. - Nadal nie potrafię się przełamać, to okropne, wiesz?

- Domyślam się. - podeszła do mnie i przytuliła pocieszająco, ale średnio mi to pomogło. Westchnęłam ciężko, wracając do pracy. Nie wiedziałam, jak podtrzymać rozmowę. Naprawdę chciałam zrobić jakiekolwiek postępy, ale nie wiedziałam, jak to zrobić. Paraliżowało mnie, gdy przebywałam w jednym miejscu z koniem, na którym miałam minimalną kontrolę i nic nie mogłam na to poradzić. 

- Rozchmurz się, bo mi się jeszcze dostanie od Hemmingsa, że chodzisz smutna. - zaśmiała się, szturchając mnie lekko w bok, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. 

~*~

obchodzicie Halloween?

come back to me • hemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz