Minęło już kilka dni odkąd poznałam moich nowych znajomych, chociaż dziewczyny mogę nazwać przyjaciółkami. Jakie to dziwne, przez ten czas zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nigdy nie miałam przyjaciół. Nie mogłam na nikim polegać. A teraz mam Blear i Sofi, które traktuje jak przyjaciółki bo jak można nazwać osoby, z którymi codziennie spędzasz mnóstwo czasu, rozmawiasz o wszystkim, liczą się z twoim zdaniem i po prostu są? No to wszystko mówi samo za siebie. Może nie mówiłam im o Aaronie, ale to dlatego, że chce o tym zapomnieć i nigdy do tego nie wracać. Dzięki temu inaczej patrze na świat i jestem inną osobą. Zdałam sobie sprawę, że oceniane ludzi kiedy się ich nie zna, jest niewłaściwe. Bo właśnie takiego towarzystwa kiedyś unikałam. Sądziłam, że tacy ludzie są nieprzyzwoici a okazało się, że pozory mylą. Człowieka najpierw trzeba poznać, aby móc go osądzać. Przy Blear, Sofi i ich znajomych, czuje się wspaniale, taka doceniona, ważna i to jest takie fajne. Nigdy nie byłam tak traktowana, wszystko kręciło się wokół Aarona, poświęciłam dla niego wszystko, zaprzestałam spotykać się ze znajomymi i przez co nie miałam przyjaciół. Nie będę go o to obwiniać wiem, że chciał dobrze. Nieraz mnie namawiał, abym wyszła gdzieś ze znajomymi, ale ja wolałam wolny czas poświęcać jemu. To tylko i wyłącznie moja wina i mój wybór. No cóż za błędy się płaci, ja właśnie zapłaciłam.
Rodzice poznali już dziewczyny a nawet Taylora, którego bardzo polubili a zwłaszcza jego poczucie humoru. Naprawdę ten człowiek jest niesamowity, po prostu przy nim nie da się nudzić a nawet smucić. Właśnie dlatego lobię a nawet uwielbiam spędzać z nimi czas.
Siedziałam w pokoju kończąc już malować paznokcie. Uwielbiam to robić, mam mnóstwo lakierów o różnych kolorach i odcieniach. Dzisiaj maluje wszystkie na miętowe jedynie palec serdeczny i kciuk pomalowany jest na pudrowy róż. Kocham te odcienie. Czekałam około 10 minut na wyschnięcie i zeszłam na dół do kuchni. Rodzice w pracy. Mama zostawiła listę zakupów na kuchennym stole. Czy wspominałam już jak nie lubię robić zakupów. Och to jest takie męczące kiedy wydaje ci się, że kupiłaś wszystkie potrzebne produkty a w domu uświadamiasz sobie, że znów czegoś zapomniałaś. Mi to zdarza się często, naprawdę często.
- Dobra zakupy zrobię później-powiedziałam odkładając kartkę na stół. Zajrzałam do lodówki i zdałam sobie sprawę, że rzeczywiście trzeba zrobić zakupy. Lodówka była pusta.
- No chyba muszę zrobić to teraz- Wzięłam kluczyki od auta mamy i pieniądze przeznaczone na zakupy. Wyszłam z domy zamykając go. Szybko wsiadłam do samochodu i ruszyłam. Gdy jechałam zadzwonił do mnie telefon odebrałam go widząc, że dzwoni Sofi.
- No hej co tam?
- Hej, hej co porabiasz?
- Jadę na zakupy, ktoś chętny by pomóc?
- Zakupy? Trzeba było mówić wcześniej oczywiście, że ci pomożemy, kocham zakupy.- powiedziała widocznie ucieszona co mnie zdziwiło. Oj chyba nie myślimy o tym samym, to się zdziwi, gdy wejdziemy do supermarketu spożywczego.
- Dobra będę po was za 5 minut.
- Okej czekamy, papa buźka.
Rozłączyłam się, już nie mogłam się doczekać jej miny, ale będzie ubaw.-Wsiadajcie- zawołałam widząc dziewczyny.
- Mmm jaka wypasiona fura, twoja?- zapytała Blear wsiadając na przodzie.
- Taa chciałabym, to mamy auto. Na swoje będę musiała trochę poczekać.
- To gdzie jedziemy? Sofi nie może się doczekać- zapytała Blear, która jak sądzę po jej minie, zdaje sobie sprawę jakie to będą zakupy.
- No zobaczymy- powiedziałam chcąc ukryć to i razem z Blear zaczęłyśmy się śmiać. Wtedy już miałam pewność, że wie, gdzie jedziemy. Włączyłam radio szukając jakiejś fajniej stacji.
- Zostaw to...Enrique Iglesias kocham go!- powiedziała Blear i zaczęła śpiewać jego nowy kawałek El perdon. Musze przyznać, że świetnie śpiewa. Po chwili razem z Sofi przyłączyłyśmy się do niej. Też uwielbiam Enrique i zam jego wszystkie piosenki. Otworzyłam okna i pod głosiłam piosenkę na maksa. Wszyscy przechodni patrzyli się w naszym kierunku.
Gdy skończyła się piosenka było słychać tylko nasz śmiech. Zobaczyłam sklep Centrum Delikatesy i postanowiłam tam wstąpić w końcu rodzice lubią robić tu zakupy. Zaparkowałam samochód na parkingu i wyłączyłam silnik.
- Eeee co my tu robimy?- powiedziała poirytowana Sofi.
- Jak to co idziemy na zakupy- odparła Blear odpinając pasy.
- Ale nie rozumiem... zakupy?- na jej minie malowało się zdziwienie.
- Tak zakupy, przecież mówiłam a co ty myślałaś?- zapytałam próbując ukryć śmiech.
- Chyba nie o tym co ty-powiedziała smętnie. Ja wraz z Blear nie mogąc dużej wytrzymać wybuchłyśmy śmiechem. Sofi patrzyła się na nas obrażona, że jej nie powiedziałyśmy.
- Sofi s- skar... skarbie- próbowała powiedzieć Blear nie mogąc powstrzymać śmiechu.- Przecież mówiłyśmy.
Po chwili wszystkie zaczęłyśmy się śmiać nawet Sofi, której naprawdę zrobiło się przykro. Weszłyśmy do sklepu i razem z dziewczynami szukałyśmy produktów z listy. Szukając makaronu zostawiam dziewczyną wózek i po chwili widzę jak Sofi siedzi w nim a Blear ją pcha na środki supermarketu myślałam, że padnę ze śmiechu. Zachowywały się jak małe dzieci, naprawdę tak to wyglądało.-To już wszystko chodźmy do kasy- oznajmiłam, gdy wózek był prawie pełny.
Ruszyłyśmy w stronę kasy. Nie było dużych kolejek zaczęłam układać produkty na taśmę. Moim oczom ukazało się pudełko prezerwatyw.
- Co? Ale ja... dziewczyny!- spojrzałam się w ich kierunku. Stały za kasą i śmiejąc się ledwo trzymały się na nogach.
Nie mogłam tego odłożyć. Przecież już kasjerka zaczęła obliczać moje zakupy.
- Przepraszam? Mogłaby pani to odłożyć, nie wiem jak to znalazło się w moim wózku- powiedziałam lekko zawstydzona tą sytuacją. Podałam paczkę kobiecie, która patrzyła się na mnie jak na idiotkę. Tak mi było wstyd myślałam, że zapadnę się pod ziemię po słowach kasjerki.
- Ale proszę się nie wstydzić, to normalne- spojrzałam na nią z głupią miną. Podziękowałam jej i powiedziałam, że naprawdę tego nie potrzebuje.Wzięłam zakupy. Na szczęście sprzedawczyni wzięła te nieszczęsne opakowanie. Rodzice zdziwili by się, gdyby znaleźli w zakupach paczkę prezerwatyw. Wolałam tego uniknąć. Dziewczyny tym czasem śmiały się ze mnie, wyglądałam jak burak, tak byłam zawstydzona. Mimo wszystko uważam zakupy za udane a nawet je polubiłam. Z nimi naprawdę wszystko zamienia się w komedie.
- To co jedziemy do mnie. Zrobimy obiad co wy na to?- zapytałam dziewczyn będąc już w samochodzie.
- Umieram z głodu. Jedziemy.
- Włącz radio- stwierdziła Sofi.
Włączam je i już po chwili zaczęłyśmy śpiewać piosenkę "Love life " John'a Mamann'a.Aaron
- Aaa! Nie dam rady!
- Jeszcze tylko chwile. Nie poddawaj się, musi ci się udać. Chwila... Już, już zróbmy 15 minut przerwy, napij się.- Wziąłem wodę, którą podał mi Dan mój rehabilitant. Byłem wykończony po dwóch godzinach ćwiczeń.
- Jak się czujesz?
- A jak wyglądam?- zapytałem z premedytacją w głosie. Byłem wykończony, czego nie dało się zauważyć.
- Świetnie.
- Taa jasne- usiadłem i w końcu poczułem się lepiej, przynajmniej na chwile. To wszystko tak się wlecze. Czuje jakbym miał za sobą lata ćwiczeń a to tylko rok. Z czasem mam coraz mniej sił psychicznych. To wszystko jest do dupy. Przynajmniej widzę powoli jakieś efekty. Nareszcie potrafię trochę ustać na nogach, chociaż sprawia mi to olbrzymią trudność.
- Hej- zawołała Rose wchodząc na sale.
- Hej- uśmiechnąłem się. Rose to moja przyjaciółka tylko z nią rozmawiam o Katherine. Wie wszystko o nas. Często poprawia mi humor, tak naprawdę to dzięki niej jakoś to wytrzymuje, wspiera mnie.
- I jak tam? - zapytała Rose podchodząc do mnie.
- Jakoś daje rade, prawda Dan?- rzuciłem mu porozumiewawcze spojrzenie. Dan jest ojcem Rose. Córka często mu pomaga i tak ją poznałem. Czasem zastopuje Dana, zna się na tym.
- Jest coraz lepiej. Myślę, że już w przyszłym tygodniu możemy przejść do drugiego etapu.
- Co?! - zareagowałem zdziwiony, no on chyba żartuje.
- Naprawdę to świetnie! - odparła Rose, którą ta wiadomość uszczęśliwiła. Ja byłem w szoku, nie spodziewałem się tego. No, ale chyba rzeczywiście są jakieś rezultaty.
- Aaron już radzisz sobie dobrze a nawet i lepiej. Nie ma sensu robić tych ćwiczeń skoro je opanowałeś -odparł Dan widząc moją zaskoczoną minę.
- Czyli rozumiem, że jest coraz lepiej?
- Oczywiście, nie czujesz tego? - zapytał Dan.
- No jest lepiej niż na początku... - odparłem sceptycznie.
- I o to właśnie chodzi- stwierdziła Rose klaszcząc w dłonie.
- Dobra wracamy do ćwiczeń. Jeszcze godzina i idziemy na obiad.
- Obiad w końcu, co dziś jemy?- zapytałem zadowolony.
- Krokiety ziemniaczane z sosem pieczarkowym. - powiadomiła mnie Rose.
- O mniam. To już mam motywację by przetrwać do obiadu.
- Wariat. Dobra ja spadam będę na obiedzie.- Rose wyszła zostawiając nas samych a my wróciliśmy do ćwiczeń.***
- No i koniec na dzisiaj. - rzucił Dan, który tak jak i ja był już zmęczony.
- Jestem padnięty- Dan pomógł wsiąść mi na wózek. Podziękowałem mu skinięciem głowy.
- Mówisz to zawsze- stwierdził, pocierając czoło mokre od potu. Nasze treningi są nie tylko wyczerpujące dla mnie, ale dla niego również.
- Taa wiem, bo zawsze tak się czuje.
- Biedactwo, chodź to cię psytulee...
- Weź!- powiedziałem wymachując rękami. Nie jestem jego córką, na mnie to nie działa.
- To może obiad?- zapytał wiedząc, że tym mnie kupi.
- Tak jestem za. Umieram z głodu.
- To też zawsze mówisz.
- Daruj sobie. Chodźmy.Leżałem już w łóżku. Przeglądałem stare zdjęcia na, których byłem ja i Kath. Jaka ona piękna- pomyślałem. Mam nadzieje, że jeszcze mnie pamięta i już nie cierpi. Patrzyłem na zdjęcia wyświetlone na laptopie. Było ich mnóstwo, Kath uwielbiałam robić nam zdjęcia. Na każdym wyglądała ślicznie. Tak za nią tęsknię.
Gdy odłożone zdjęcia ze zmęczenia od razu zasnąłem.
CZYTASZ
I need your love
Teen Fiction"Jego miłość to wszystko co miałam, gdy odszedł straciłam wszystko". Katherine to zwykła nastolatka zakochana po uszy w swoim chłopaku Aaronie. Łączy ich silne i prawdziwe uczucie. Niestety pewnego dnia zdarza się nieszczęśliwy wypadek, który ich ro...