ROZDZIAŁ 19

36 11 2
                                    

Aaron.
Kilka godzin wczesniej...

Razem z Rose i kilkoma jej znajomymi, no teraz też moimi, przyjechaliśmy na dwa tygodnie do Hiszpanii na wakacje. Wyspy kanaryjskie to był dobry wybór, pięknie miejsce i nie tak drogo.
Nie chciałem tych wakacji, no ale Rose tak bardzo mnie prosiła wiedząc, że tylko wtedy jak ja pojadę z nią, ojciec jej pozwoli. Dan bardzo troszczy się o swoją córkę i o nią martwi a i nie ufa żadnemu mężczyźnie oprócz mnie. Dlatego, gdy Rose zaproponowała, że na wakacje zabierze mnie to w końcu się zgodził. Oczywiście przed wyjazdem miałem kilka z nim rozmów, zwłaszcza o tym abym ją pilnował. Jest dla mnie jak siostra dlatego, żaden dla mnie to problem i bez tych rozmów bym to robił. Gdyby nie Rose nigdzie bym nie pojechał, ale czego nie robi się dla przyjaciół. Ostatnie moje wakacje bardzo dobrze wspominam, byłem wtedy z Katherine. Było cudownie... ale to przeszłość, która już nie wróci.

Rose, która bardzo dobrze się tu bawiła próbowała w każdy możliwy sposób poprawić mi nastrój tyle, że ja naprawdę nie miałem ochoty na zabawę.
- Aaron, co z tobą? - zawołała Rose przysiadając się do mnie. Siedziałem przy plażowym barze, gdy reszta znajomych opalała się i pływała w morzu.
- Nic, po prostu nie mam ochoty na pływanie. - odparłem próbując zachować powagę.
- To może napijemy się piwa? - zaproponowała.
- Piłem już jedno i myślę, że mi wystarczy. - powiedziałem nie chcąc ją urazić. Widziałem, że się martwi.
- Aaron... - wyszeptała ze smutkiem w oczach - jak ja mam się dobrze bawić widząc cię w tym stanie.
- Rose potrzebuję czasu...
- Ile? Przecież to nie może trwać wiecznie! Aaron musisz w końcu postawić się na nogi! Potrafisz, uwierz w to...
Chciałbym w to wierzyć tak jak ona. Jej przejęty wzrok, który na mnie patrzył sprawił, że poczułem się winny temu. Nie mogłem psuć jej wakacji.
- Skoro ty w to wierzysz to ja też muszę. - uśmiechnąłem się blado, aby wyglądać wiarygodniej.
- Oczywiście, że w to wierzę, wierzę w ciebie. - odparła przestając się już smucić. - A teraz ruszaj te swoje poślady i idź się bawić, cieszyć się słońcem.
- Okej - uśmiechnąłem się - to gdzie reszta?
- Poszli wynająć motorówkę. Chodź będzie fajnie.
- Motorówkę mówisz... dobra przekonałaś mnie.

Ruszyłem za Rose zostawiając za sobą smutki. Dzisiejszego dnia jakoś wyjątkowo nie miałem nastroju, ostatnie dni właściwie takie były. To wszystko przez to, że postanowiłem dać sobie spokój z Katherine. Zapomnieć o niej wiedząc, że ona już od dawna nie chcę mieć ze mną nic wspólnego. Tak będzie dla niej lepiej, niestety ja nie czuje się z tym dobrze. Wiem, że przegrałem, w ogóle od początku byłem na przegranej pozycji, ale miałem tą pieprzoną nadzieję do czasu, gdy do niej zadzwoniłem. Po ostatniej rozmowie przez telefon nie miałem więcej z nią kontaktu. Dowiedziałem się, że nie chcę mnie znać, zapomniała o mnie, teraz ja muszę zapomnieć o niej.

***

Jechaliśmy białą motorówką, która mogła pomieścić pięć osób. Niestety Brok nie mógł z nami się zabrać z powodu braku miejsca, mi jednak wydaję się, że nie tylko to było powodem. Na widok motorówki wyglądał jakby był przerażony, dlatego sądzę, że ma jakiś uraz z przeszłości a może chorobę lokomocyjną. W każdym razie został na plaży. Jego dziewczyna Ashley siedziała obok mnie, zbyt blisko. Wyglądała jakby się bała, może nie umie pływać?
- Ashley wszystko w porządku? - zapytałem dziewczyne, która wyglądała jakby za chwilę miała zwrócić śniadanie. Trzymała się mocno mojego ramienia zaciskając usta, nie wiem czy była tego świadoma. Słysząc moje pytanie nagle jakby się ocknęła i pośpiesznie zabrała swoje dłonie z moich ramion.
- Tak, tak ja tylko... wiesz przerażają mnie te fale. - wskazała na fale, które delikatne obijały się o motorówkę. Nie wyglądały groźnie dlatego zdziwiła mnie jej reakcja.
- Nie umiesz pływać? - zapytałem na co dziewczyna przybliżyła się do mnie bliżej.
- Nie jestem w tym za dobra, za to ty radzisz sobie w tym doskonale.- zmarszczyłem brwi, gdyż nie przypominałem sobie bym kiedykolwiek przy niej pływał. Skąd ona może wiedzieć jak ja pływam?
Dziewczyna widząc moją reakcje, odpowiedziała na moje pytania jakby czytała w moich myślach. - Widziałam jak pływasz rano.
- Śledzisz mnie? - zapytałem trochę ostrym tonem. Ashley nic to nie zrobiło.
- Nie, po prostu byłam ciekawa, gdzie tak zawsze z rana znikasz. - odparła zaczesując swoje blond włosy za
ucho. Byłem zszokowany, skąd ona mogła o tym wszystkim wiedzieć, przecież ma inny pokój. Nie mogła widzieć, że wychodzę bo jak? Mam swój własny pokój na przeciwko Rose i Amandy. Rayan, który nie chciał dzielić z nikim pokoju, tym nikim jestem ja, gdyż chciał mieć trochę prywatności też ma osobny pokój. I bardzo dobrze, nie chciałbym być w sytuacji takiej, że wracam do pokoju a tam zastaje Rayana z jakąś laską w łóżku, bo w końcu o taką prywatność mu chodziło.
Brok oczywiście dzieli pokój ze swoją dziewczyną, Ashley.
- W takim razie skąd wiesz, że wychodzę co dzień z rana?
- Zadajesz mnóstwo pytań... - odparła. Spojrzałem na nią dając jej do zrozumienia, że musi mi to wszystko wyjaśnić. - No dobra, tylko na mnie tak nie patrz. Po prostu nie mogę długo spać i budzę się wcześnie. Czasem wychodzę na balkon i kilka razy widziałam cię jak wychodzisz z hotelu. A dzisiaj moja ciekawość wygrała i poszłam za tobą. Widziałam jak pływasz, jesteś naprawdę w tym dobry. - powiedziała biorąc moją dłoń zaczynając ją ocierać o swoją. Zdziwiło mnie jej zachowanie, odepchnąłem jej dłoń próbując być delikatny. Wiedziałem co ona robi zapominając, że ma chłopaka. Niestety ja w takie zabawy nie lubię się bawić.
- Co ty wyprawiasz? - warknąłem tak by nikt nas nie słyszał. Spojrzałem przed siebie. Rose siedziała razem z Amandom robiąc sobie zdjęcia. Rayan był zajęty prowadzeniem motorówki, gdyż miał do tego uprawnienia. Nikt nie zwracał na nas uwagi.
- Och Aaron nie bądź głupi, przecież wiesz... - spojrzała na mnie spod
rzęs - podobasz mi się.
- Ashley, masz chłopaka, zapomniałaś?
- Brok? O daj spokój o niczym nie musi się dowiedzieć. - patrzyłem na dziewczyne z obrzydzeniem. Kath taka nie była, nigdy nie zrobiła mi takiego świństwa. A ona? Pewnie nie raz zdradziła Broka a on ma ją za ideał, szkoda mi go. W jednej chwili miałem ochotę powiedzieć okrutną prawdę o jej osobie, ale patrząc na nią zdałem sobie sprawę, że nic by to nie dało.
- Brok to mój kumpel - powiedziałem wstając. - a nawet, gdyby nim nie był nadal nie miałabyś na co liczyć. -dodałem na co Ashley się spięła.
- Chyba nie wiesz co tracisz. - warknęła gniewie odkrywając trochę dekoltu. Zaśmiałem się cicho, czy ona poważne jest taka przewidywalna, nie sądziłem, że do tego się posunie. Najwyraźniej nie lubi przegrywać. Cóż, niestety nawet tym mnie nie przekonała, głupia.
- Przykro mi Ashley, ale ja odpadam. Na nic z mojej strony nie licz. - powiedziałem zostawiając ją samą i dołączając do Rayana, który był podekscytowany prowadzeniem motorówki.
- Co tam stary?
- Jest świetnie. Czujesz ten wiatr we włosach? - zapytał.
- Jasne. Różni się to od prowadzenia samochodu? - zapytałem ciekaw, gdyż robił to z taką łatwością.
- Prawie wcale. Chcesz spróbować?
- Co ty gadasz? Mogę?
- Jasne, tylko nie na długo, bo jak złapie cię straż to masz przesrane. - ostrzegł mnie dając mi do przejęcia kierownicę. Ja podekscytowany jak dziecko nową zabawką bez chwili zastanowienia zasiadłem za sterami.
Prowadzenie motorówki rzeczywiście nie było takie trudne jak sądziłem. Rose widząc mnie za sterami porobiła mi kilka fotek, na których nie musiałem wysilać się na uśmiech. Byłem naprawdę zadowolony.
- Jak idzie, panie kierowco? - zapytała kończąc sesję.
- Świetnie, mówię ci to jest lepsze niż sobie wyobrażałem. - zawołałem podekscytowany. Rose stojąca obok widać, że była zadowolona zmianą mojego humoru.
- Cieszę się, musisz robić to częściej służy ci to - odparła poklepując mnie po placach. Uśmiechnąłem się do niej przyznając jej rację. Prowadząc motorówkę czułem się wolny przypominając sobie jazdę na motorze... Tak bardzo chciałbym do tego wrócić, lecz nie wiem czy miałbym odwagę wsiąść na motor. Na wodzie chyba jest bezpieczniej.
- Dobra Aaron teraz ja wchodzę za stery bo wracamy. - odparł Rayan podchodząc do mnie. Nie chętnie oddałem mu stery, ale nie miałem wyjścia. Wypożyczyliśmy motorówkę na dwie godziny, które właśnie się kończyły.
Po kilku minutach byliśmy na brzegu. Rose podbiegła do mnie, obejmując mnie jedną ręką.
- Było wspaniale. Dzięki, że dałeś się namówić.
- Też się cieszę, musimy to jeszcze powtórzyć. - odparłem cały czas idąc w stronę hotelu. Widząc wściekłe spojrzenie Ashley, która szła obok usmiechnąłem się.
- Może tym razem skutery wodne? - powiedziała zadowolona z pomysłu.
To byłoby nawet jeszcze lepsze- pomyślałem.
- Jestem za.
- Cieszę się, że tu jesteś - odparła.
- Jak mogłoby być inaczej? - zapytałem teatralinie.
- Wiem, że jesteś tutaj bo tylko wtedy tata by mnie puścił. - powiedziała z powagą w głosie -Nie musiałeś tego robić.
- Wiem, ale chciałem i teraz się cieszę, że to zrobiłem. Dziękuję. - powiedziałem na co Rose zmarszczyła czoło.
- Za co? -zapytała zdziwiona.
- Bo dzięki tobie tu jestesm. - uśmiechnęła się po czym na jej twarzy pojawiły się dwa dołeczki na policzkach.
- A przestań bo się zarumienie, wiesz jak łatwo mnie do takego stanu doprowadzić.
- Nic nie poradzę, że moje słowa i wygląd onieśmielają dziewczyny - odparłem teatralnie.
- Nie, tylko nie ten Aaron. Wiesz jak denerwujesz mnie takim zachowaniem. - odparła wymachując rękami jakby chciała coś przegonić. Zaśmiałem się cicho.
- Cóż, jestem tak piękny, że nawet ty zaczynasz wariować na mój
widok. - droczyłem się z nią dalej. Dziewczyna wpadła w śmiech, który ciężko było jej powstrzymać.
- Dobra wygrałeś. Jestem do twoich usług jeśli pozwolisz mi wyłącznie na ciebie patrzeć. - dołączyła do mnie. Po chwili razem wybuchneliśmy niepowstrzymanym śmiechem. Często w ten sposób sobie żartujemy, zwłaszcza, gdy mam dobry humor. Zawsze, gdy tak się zachowuję Rose nie może powstrzymać śmiechu. Cieszę się, że w końcu się śmieje bo odkąd tu jesteśmy takiej jej nie widziałem. Wiem, że to głównie z mojego powody, martwi się o mnie. Dlatego postanowiłem zrobić wszystko by te wakacje były udane. Nie chcę ich jej psuć i nawet sobie. Jest dla mnie jak siostra, dobrze ją znam i ona mnie, w końcu była ze mną w najtrudniejszych chwilach, za co będę jej zawsze wdzięczny.
Dalej szliśmy dołączając do reszty. Będąc w holetu w końcu mogłem trochę odpocząć. Wziąłem chłodny prysznic, gdyż było gorąco. Po kilku minutach postanowiłem zejść na okiad, który był włączony w cenę hotelu. Nie mogłem go przegapić, gdyż byłem strasznie głodny. Wychodząc z pokoju usłyszałem głośne piski dziewczyn z pokoju obok. Dziwne, jeszcze dzisiaj z rana pokój był pusty. Musiały dzisiaj przyjechać.
Nagle do ich pokoju wszedł jakiś chłopak, dziwnie mi znajomy. Nie wiem może, gdzieś już go widziałem. Nie zamknął za sobą drzwi dlatego usłyszałem trochę ich rozmowę.
- Ej baby, idziecie na obiad?
- Taylor baranie, mógłbyś nauczyć pukać! - wrzasnęła jedna z nich.
- Oj przestań Blear, zawsze się czepiasz.
- Tak idziemy, jesteśmy strasznie głodne - powiedziała druga dziewczyna.
- A wasza psiapsiuła jeszcze nie wróciła? - zapytał chłopak.
- Dzwoniłam, ale nie odbiera...

Dziwnie się czułem podsłuchując ich rozmowy. Dlatego zszedłem na dół, gdzie czekali na mnie znajomymi. Obiad był bardzo smaczny i pożywny, nie wiem co to było za danie, ale bardzo mi smakowało. Po obiedzie wyszliśmy na basen przy hotelu a tam spotkałem ponownie tego chłopaka, jak dobrze usłyszałem to ma na imię Taylor. Siedział chyba z tymi dziewczynami, którymi wcześniej rozmawiał i innymi chłopakami. Nie wiem czemu, ale wydaję mi się znajomy. Tylko skąd go kojarze?
- Co tak patrzysz? Spodobała ci się jakaś dziewczyna? - usłyszałem głos za sobą. To oczywiście Rose, czemu sądzi, że spodobała mi się jakaś dziewczyna. No tak patrzę w kierunku dwóch dziewczyn i chłopaka, to rzeczywiście mogło tak wyglądać.
- Nie tylko ten koleś - wskazałem chłopaka w zielonych szortach - kogoś mi przypomina.
- To podejdź i zapytaj, może skądś go znasz?
- Zwariowałaś? Jakby to wyglądało? Nie chciałabym by na wakacjach jakiś koleś do mnie podchodził by się zapoznać. - warknąłem, wyobrażając sobie taką sytuację, aż mnie ciarki przeszły.
- To ja to zrobię. - odparła obojętnie.
- Co? - rzuciłem zdziwiony.
- Zapoznam się z nim. Chyba to już nie jest dziwne? - spojrzała na mnie marszcząc brwi. Nic nie odpowiedziałem wiedząc, że ma
rację. - Może czegoś się o nim dowiem i ci przekaże pewne informację za drobną opłatą. - zaśmiałem się razem z nią.
- Spoko, zapłacę każdą cenę.
- Wiesz, nawet z niego niezłe ciacho, dlatego nie będziesz musiał nic płacić, w końcu bardzo się nie poświęcam.
- Ale twój tata, kazał mi cię
pilnować. - zareagowałem przypominając sobie jak często Dan mi o tym przypominał.
- Aaron ide tylko się z nim zapoznać a nie wskoczyć mu do łóżka. - powiedziała a mi zrobiło się głupio. Nie to miałem na myśli, nie chce by ktoś ją zranił, a temu kolesiowi nie ufam.
- Dobrze to idź i uważaj na niego. - powiedziałem na co ona się zaśmiała i ruszyła w jego kierunku. Nie wiem czemu, ale czuje się źle pozwalając jej na to wiedząc, że Danowi by się to nie spodobało. Ale, kurcze dziewczyna nie jest dzieckiem. Próbowałem jakoś się usprawiedliwić.
Rose jest śliczną dziewczyną, widzę jak faceci się za nią oglądają i rozbierają ją wzrokiem. To idioci myślący tylko o jednym, ale nie wiedzą, że Rose taka nie jest. Jest porządną dziewczyną i tak też się zachowuję. Tylko co niektórzy mają to gdzieś. Dobrze, że tu jestem może trochę odstraszam tych napalonych kretynów. Można pomyśleć, że jesteśmy parą, gdy się przyjacielsko przytulamy. Faceci tego nie odróżniają. Gdyby nie to, że jest dla mnie jak młodsza siostra, zainteresował bym się nią no, ale wtedy nas by tu nie było. Dan by nie puścił swojej jedynej córki na wakacje z chłopakiem i chyba nawet przestał by mnie lubić uważając mnie za wroga. Wygoniłem te myśli z głowy.
Patrzyłem jak dziewczyna rozmawia z chłopakiem, który chyba był w siódmym niebie wiedząc, że zagadała do niego taka dziewczyna. Postanowiłem im nie przeszkadzać, chłopak nie wydawał się niebezpieczny. Chcę też, aby Rose wiedziała, że może mieć trochę swobodny. Zauważyłem, że ten facet jej się spodobał. Wróciłem do hotelu i
postanowiłem, że trochę pobiegam, muszę się dużo ruszać dlatego z rana pływam a wieczorem biegam.
Przebrałem się w dresowe spodnie i sportową koszulkę. Założyłem buty do biegania i ruszyłem przed siebie. Wyszedłem z budynku i truchtem zacząłem biegać. Gdy chciałem sprawdzić, która jest godzina nagle na kogoś wpadłem. To była jakaś dziewczyna. Pomogłem jej wstać widząc, że chyba była tym wstrząśnięta.
- Przepraszam... - warknąłem podnosząc ją. I wtedy zobaczyłem uderzające podobieństwo do Katherine. Czy to mogła być ona, czy to właśnie Katherine przede mną stoi. Nie zapomniałbym tych oczu, to była ona. Stała i patrzyła się na mnie z przerażeniem namalowanym na twarzy.
- Wszystko w porządku? - zapytałem czując, że nie domyśla się iż to ja. Niestety nic nie odpowiedziała tylko uciekła biegnąc przed siebie. Chciałem za nią wołać, ale wiem, że nic by to nie dało, dobrze ją znam.
To była ona, moja Katherine. Nic się nie zmieniła, no może trochę. Jest dużo piękniejsza. Ale dlaczego uciekła? Muszę ją odnieść. To niesamowite mam szansę by to wszystko naprawić. Tym razem mi się uda.


####################

W końcu spotkanie po takim czasie, jak sądzicie czy Katherine poznała Aarona? W końcu on też przez ten czas się trochę zmienił.
Pozdrawiam was i zapraszam do czytania mojego nowego opowiadania "Światłość mej ciemności,,

I need your loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz