ROZDZIAŁ 24

30 7 2
                                    

Aaron POV.

Wszedłem z powrotem do mojego pokoju zostawiając Katherine samą. Wiem, że właśnie tego teraz potrzebuję. Jej zachowanie w stosunku do mnie daje mi dużo do myślenia. Nie wiem co ona tak naprawdę czuję, ale wydaje mi się, że sama siebie oszukuje, mówiąc, iż już mnie nie kocha. Zawsze byłem co do niej pewny, nigdy mnie nie oszukała czy okłamała, jej szczerość zawsze mnie zadziwiała. Gdy powiedziała, że ma chłopaka straszenie mnie to przygnębiło. Dopiero później zorientowałem się, że właśnie to Katherine chcę osiągnąć. Zaczynałem podejrzewać, że kłamię mówiąc o tym. Dlatego zaproponowałem spotkanie i wystrzeliłem z tekstem, że mam dziewczynę. To drugie akurat było zbędne bo tylko narobiłem sobie przez to problemów. Nie mam dziewczyny i tu właśnie jest kłopot.
Miałem nadzieję, że wyda się kłamstwo przez jej zachowanie. Niestety zgodziła się na to spotkanie, czyli kogoś ma. Może rzeczywiście mówiła prawdę? Nawet jeśli tak jest to nie poddam się bez walki. Już raz się poddałem i wiem, że donikąd to nie prowadzi. Drogi raz już nie popełniłe takiego błędu.
Jeśli chodzi o niby moją dziewczynę to oczywiście mam plan jak ją znaleźć, no może nie znaleźć tylko kto będzie ją udawał. Pytanie czy Rose się zgodzi...
Muszę ją uprościć na pewno będzie chciała mi pomóc. A jeżeli nie... cóż będę w czarnej dupie.
Czekałem na Rose, która dzwoniła wcześniej mówiąc, że wpadnie bo ma mi coś ważnego do powiedzenia. Ciekaw jestem co takiego, dlatego straszenie się niecierpliwie. W końcu drzwi się otworzyły i do środka weszła dziewczyna. Wiedziałem, że to Rose tylko ona jak wchodzi nigdy nie puka. Drażni mnie to, ale przywykłem.
- A gdybym tak siedział tu nago? - oświadczyłem na przywitanie, próbując ją zrazić do tego. Cóż nie podziałało.
- No i...? - warknęła rzucając się na moje łóżko. - Co ty myślisz, że ja nagiego faceta nie widziałam? - odparła wywołując u mnie śmiech.
- Taa, ja to wiem - wydukałem próbując powstrzymać dalszy śmiech widząc, że tym denerwuje ją. Rose na to uderzyła mnie w ramię nie patyczkując się ze mną.
- Spadaj! - wrzasnęła sfrustrowana- miałam ci coś ważnego do powiedzenia a teraz... nie wiem jakoś odechciało mi się mówić. - ta już ja znam jej te sztuczki, celowo to robi.
- Dobra, żartowałem - odparłem chcąc ją udobruchać. Mimo wszystko wiem, że ona dobrze zdaję sobie sprawę kto tu miał rację. Po chwili odpuściła sobie i zaczęła mówić.
- Nie zgadniesz kogo dzisiaj poznałam.
- Kogo? - spytałem nie rozumiejąc jej entuzjazmu.
- Zgadnij. - odparła podpierając się na rękach by mnie widzieć.
- Mówiłaś, że nie zgadne. - napomknąłem na co ona zrobiła tą swoją nadentą minę, która groźnie mówi by z nią się nie sprzeczać. Wywróciłem oczami - No nie wiem... Hanne Montane?
- Co? Jaką Hanne Montane? - warknęła chyba nie zbyt zadowolona z mojej odpowiedzi. Wzruszyłem rękami.
- Widziałem u ciebie jej plakaty, więc pomyślałem... - próbowałem tłumaczyć.
- Aaron na jakim ty świecie żyjesz?
- O co ci chodzi? - rzuciłem oburzony jej zachowaniem.
- Hanny Montany nie ma. A plakaty mam bo kiedyś lubiłam serial. - parsknęła a mi nagłe zrobi się głupio.
- Nie ma jej? - wydukałem naprawdę tego nieświadomy.
- Nie, to była jedna wielka ściema. - patrzyła na mnie jak na kretyna, szczerze mówiąc tak właśnie też się czułem.
- Tak tylko żartowałem, przecież każdy wie, że Hanny Montany nie ma- tłumaczyłem próbując uciec z zakłopotania robiąc przy tym głupią mine. Czułem, że dziewczyna tego nie kupiła.
- Dobra to jest nie ważne! Poznałam Katherine - powiedziała w końcu a ja myślałem, że się przesłyszałem. Jak to ją poznała, ale tą Katherine?
- Mówisz poważnie?
- Nie wiesz, kręce cię. - powiedziała zbijając się ze mnie co wcale mnie nie śmieszyło, nie to co ją. -To znajoma Taylora. A jeśli chodzi o niego to kojarzysz go bo chodziliście do tej samej szkoły.
- Czekaj czyli to jest Taylor Flash? - odparłem uświadamiają sobie, że kojarzę go z szklanej siłowni.
- Dokładnie. - przytaknęła mi.
- Wiedziałem, że go kojarzę. On ci ją przedstawił? - dopytywałem chcąc jak najwięcej się dowiedzieć.
- Akurat wychodziła i w ostatniej chwili ją zawołał. - opowiedziała mi wszystko jeszcze raz, tym razem ze szczegółami. Wspominała, że była jakaś smutna, gdy wychodziła a ja wiem, że to zapewne przeze mnie.
- Skąd wiedziałaś, że to ona? - byłem tego ciekaw, gdyż to że miała tak na imię nie oznaczało, że musi być właśnie nią.
- Poznałam z wyglądu.
- A skąd wiedziałaś jak ona wygląda? - zapytałem będąc w szoku, gdyż nigdy nie pokazywałem jej zdjęć.
- Masz jej zdjęcie, widziałam je. - odparła bez zastanowienia, jakby to co mówiła było zwyczajne. A ja wiem, że nikomu nie pokazuje zdjęć Katherine.
- Grzebałaś w moich rzeczach? - warknąłem zdziwiony, gdyż to do niej niepodobne. Zawsze była ciekawska, ale to byłoby przesadą.
- Oj przestań, kto ci pomagał w pakowaniu przed wyjazdem? - napomknęła przypominając mi o tej sytuacji. Rzeczywiście mogła wtedy je zobaczyć. Miałem jej zdjęcia w szufladzie z ciuchami. - Nie moja wina, że trzymasz takie rzeczy w ciuchach. - odparła udawając focha, zawsze tak robi.
- Dobra przepraszam, jesteś niewinna. - odrzekłem chcąc ją przekabacić.
- Zawsze jestem.
- Tak. - mruknąłem wiedząc, że nie ma co z nią dyskutować, ta kobieta zawsze wie lepiej.
- Jedenego nie rozumiem... - odparła czym zwróciła moją uwagę. Patrzyła na mnie skupiona - jakoś nie zdziwił cię fakt, że widziałam Katherine? - no tak i zaczynamy od początku. Wszystko dokładnie opowiedziałem Rose, która słuchając mnie była zaskoczona, chwilami sądziła, że żartuje. Nie wiedziałem jak zacząć temat o mojej wymyślonej dziewczynie. Cóż musiałem się odważyć. Gdy powiedziałem jej, że moją przykrywką mogłaby być ona niemalże nie spadła z łóżka na którym cały czas się wylegiwała.
- No ty chyba koleżko zwariowałeś?
- A kto to wie. - odparłem wcale nie żartując.
- Chcesz ją odzyskać a mówisz, że masz dziewczynę? - odparła poirytowana moim zachowaniem, sam też uważam, iż to było głupie, cóż słowo się rzekło. Po mojej minie można było wywnioskować, że wcale nie jestem z tego zadowolony. Mówiąc jej, że mam dziewczynę, myślałem wtedy tylko o tym by poczuła się tak jak ja... nie myślałem o konsekwencjach.
- To rzeczywiście było głupie... - wydukałem zdając sobie z tego sprawę. Nie wiem co ja miałem w głowie.
Rose patrzyła widocznie przejęta moim zachowaniem. Jest dobrą przyjaciółką mogę jej o wszystkim powiedzieć i wiem, że mnie zrozumie. Właśnie w takich sytuacjach to dostrzegam, że na takich ludzi trzeba poczekać. Zawsze miałem dużo znajomych, cały czas sądziłem, że są przyjaciółmi, cóż byłem w błędzie. Gdy wydarzył się ten wypadek większość nawet mnie nie odwiedziła w szpitalu. Do tej pory mam kontrakt tylko z Amarem i Natanem. Oni byli prawdziwymi przyjaciółmi chociaż, że nie widziałem ich od dawna nadal mamy kontakt. Gdy wrócę do Londynu to oni będą pierwszymi osobami, które odwiedzę. Tęsknię za nimi, gdyż dużo nas łączyło, nasza wspólna pasja do motocykli. To z nimi jeżdżąc spędzałem najwięcej czasu.
- Dobra pomogę ci - głos Rose wytrącił mnie z rozmyśleń, nawet nie wiem kiedy tak odpłynąłem.
- Co? - zapytałem, gdyż tak naprawdę nie wiedziałem o co jej chodzi. Rose spojrzała wywracając oczami.
- Będę udawać twoją dziewczynę
głupku! - wrzasnęła zdenerwowana, też bym był na jej miejscu. Chwileczka... czy ona powiedziała, że będzie udawać moją dziewczynę? Uświadamiając to sobie, rzuciłem się na nią chcąc ją przytulić i ucałować.
- Dziękuję - wykrzyczałem jej będąc zadowolony. Najwyraźniej Rose nie spodobało się to jak ją tym uściskiem prawie dusze, dlatego próbowała uciec.
- Dobra, tylko mnie puść, bo zmienię zdanie! - zastraszyła mnie a ja od razy wykonałem jej rozkaz. - Musimy tylko ustalić pewne zasady.

Oczywiście zgodziłem się na to, gdyż sam miałem kilka warunków. Będziemy udawać parę tylko jutro i w sytuacjach, w których będzie w pobliżu Katherine. Cóż uważam, że to dobry plan. Oczywiście Rose chcę uważać by nie zauważył nas ten cały Taylor, który dziwnym przypadkiem wpadł jej w oko. Rzecz jasna, że Rose nie chciała tego przyznać, nie wiem kogo chcę oszukać, mnie czy siebie samą.
- My parą, widzisz to? - zapytała Rose powoili się zbierając, gdyż było już bardzo późno.
- Nie mam zielonego pojęcia, ale jutro musimy wyglądać wiarygodnie. - odparłem wyciągając się, gdyż byłem śpiący po tym dniu pełnym wrażeń.
- Dobra spadam do pokoju, jestem wykończona. - rzuciła widząc moje zachowanie, chyba ziewanie naprawdę zaraża bo, gdy to zrobiła mi też się wymknęło.
- Ten cały Taylor cię tak wykończył.- napomknąłem chcąc sprawić jej zakłopotanie co w jej sytuacji było naprawdę wyczynem.
- Weź spadaj! - rzuciła broniąc się, ale jej twarz, która była zarumieniona jasno mówiła, że mi się udało. Zaśmiałem się na to głośno.
- Przyznaj się, że ci się spodobał- skomentowałem, gdy dziewczyna kierowała się w stronę wyjścia.
- Dobranoc. - powiedziała wychodząc i zamykając drzwi. Ale się wywinęła, dobra jest, ale czuję, że długo nie będzie trzymać tego w tajemnicy.

Postanowiłem wziąć szybki prysznic i od razu położyć się do łóżka. Wszedłem do łazienki nawet nie zamykając drzwi. Jakieś dziesięć minut później byłem już w pokoju ubrany tyko w bokserski. Nie wiem jak ludzie wytrzymują tu te upały. Naprawdę jest straszenie gorąco przez co ciężko mi zasnąć. Postanowiłem otworzyć drzwi balkonowe by weszło trochę świeżego powietrza. Zrobiwszy tę czynność mogłem spokojnie położyć się do łóżka, by po chwili usnąć. Może by sie to mi udało, gdyby nie znajomy głos, który wyłaniał się z zewnątrz. To była Katherine, najwyraźniej rozmawiała z kimś przez telefon. Z tego co usłyszałem dało się wywnioskować, że rozmawiała z mamą. Podszedłem do drzwi chcąc ją bardziej słyszeć.
- ... tak, mamo wszystko w pożądku... tak jadłam... nie wiem co jutro będzie na obiad - podsłuchiwałem ją nie czując się z tym źle. Katherine widocznie była poirytowana pytaniami zadawanymi przez matkę. Nie wiem właściwie po co to robiłem. Miałem nadzieję, że może usłyszę coś ciekawego, może powie jej o mnie.
- Mamo muszę kończyć...jutro zadzwonię... Tak mówiłam ci, że wszystko w porządku! - jej matka musiała wyczuwać niepokój. - też cię kocham, pa. - po chwili nic nie słyszałem oprócz szumu delikatnego powiewu wiatru. Słysząc te ostatnie słowa przypomniałem sobie jak wypowiadała je do mnie. Byłem wtedy taki szczęśliwy, chciałabym jeszcze raz móc je usłyszeć. Wyszedłem na balkon wiedząc, że tak łatwo już nie zasne po tych wspomnieniach. Przestałem odczuwać zmęczenie, które niedawno samo zanosiło mnie do łóżka.
Spojrzałem w jej kierunku, gdyż wiedziałem, że jeszcze nie weszła do środka. Patrzyła na mnie a ja na nią. Staliśmy tak w milczeniu nawet nie oczekując by ktokolwiek się odezwał. W tej chwili chciałem tylko na nią patrzeć. Jest taka piękna... jej oczy odbijały się w świetle księżyca, widoczne były łzy, które za wszelką cenę chciała powstrzymać. Dlaczego czuję, że to moja wina?
Tak bardzo chciałbym ją przytulić. Dzieliła nas bariera, nie tylko odległość od balkonu, ale także ta głębsza, która nie pozwoliła nawet mi jej dotknąć.
- Katherine... jutro o trzynastej...- wyszeptałem jej nie wiedząc jak dokładnie sformułować zadanie. Nic nie odpowiedziała, ale wiedziałem, iż wie o czym mówię. Odwróciła się do mnie plecami, na chwilę przystanęła jakby chciała się odezwać, niestety nie zrobiła tego. Ruszyła przed siebie zamykając za sobą drzwi, zostawiając mnie w niewiedzy. Wiem, że chciała coś powiedzieć, tak chciałbym tylko wiedzieć co.
Patrząc na gwieździste niebo nagle coś mignęło mi w oczach. Spadająca gwiazda zostawiła na ułamek sekundy cienką smugę. Nigdy nie wierzyłem w takie rzeczy, ale widząc to pomyślałem o niej... tak bardzo chciałbym ją odzyskać.

##############

I tak kończę ten rozdział. Dodaję go szybciej niż przypuszczałam :D
Pytanie kto nie wierzy w spadające gwiazdy, zapewne jest takich ludzi mało.
Jak sądzicie spełni się życzenie Aarona?
Tak więc pozdrawiam was ! ;*

I need your loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz