Rozdział 6

7.6K 637 49
                                    

Pewnym krokiem przemierzam korytarz w towarzystwie Dinah. Wszyscy już są w sali balowej i czekają tylko na mnie. Czuję tak duże zniecierpliwienie, że mam ochotę zacząć biec. Ciekawe co czuła Sara idąc tą samą drogą po raz pierwszy? Była równie podekscytowana jak ja, a może przerażona?
Przede mną ostania prosta. Wreszcie go zobaczę. Obym tylko się nie przewróciła na jego widok. Nie mogę zrobić z siebie pośmiewiska na oczach wszystkich ludzi, którzy tylko na to czekają.
- Życzę miłego wieczoru panienko - odzywa się Dinah, zatrzymując się. Dziękuję jej uśmiechem, biorę głęboki wdech. Dalej muszę iść sama.
Staję na szczycie schodów.
- Dasz radę Robin- szepczę. Robię pierwszy krok, następny i jeszcze kilka aż staję przed panem Jackobsem. Wygląda dziś niezwykle elegancko więc cieszę się, że to on zapowie moje wielkie wejście.
Na sali jest mnóstwo ludzi dlatego pan Jackobs musi mówić bardzo głośno.
- Panna Robin Wonder.
Gwar rozmów cichnie, muzyka staje się łagodniejsza. Nie czuję zdenerwowania. Wyglądam perfekcyjnie, czuję się wyśmienicie... czegóż więcej potrzeba aby ten wieczór był cudowny? Oczywiście Ravena. A tymczasem on stoi u podnóża schodów.
Oddech więźnie mi w gardle. Naprawdę w tym momencie przestaję oddychać.
Błądzę wzrokiem po jego nienagannie wyglądającym ciemnym smokingu, rękach schowanych za plecami, szerokich ramionach, mało wyrazistych kościach policzkowych, niebieskich oczach i jasnych włosach.
Gdyby ktoś zapytał mnie jak określiłabym jego wygląd powiedziałabym: ideał. Raven jest... aż brak mi słów.
Nasze oczy spotykają się. Wpatrujemy się w siebie jakby wokół nie tłoczyło się ponad trzysta osób. Nic poza nami nie ma. Tonę w głębi jego oczu, wolnym krokiem schodząc, zbliżając się ku niemu. Zatrzymuję się na ostatnim schodku z łagodnym uśmiechem. Teraz muszę podnieść głowę wyżej żeby nie przerwać kontaktu wzrokowego.
- Cieszę się...
- To zaszczyt...
Uśmiechamy się. Oboje palimy się do rozmowy.
- Ty pierwsza - mówi uprzejmie. Jego głos jest męski i słodki zarazem.
- Chciałam powiedzieć, że bardzo się cieszę, że wreszcie się spotkaliśmy - mówię.
- Zapewniam cię, że ja również jestem z tego zadowolony- wyciąga ramię, które przyjmuję z uśmiechem. Ruszamy przez tłum na środek sali balowej.
- Wszyscy się nam przyglądają - zauważa książę.- Powinniśmy rozpocząć tańce. To odwróci ich uwagę - dodaje. Staje przede mną, obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. Rozbrzmiewa muzyka. Płyniemy w tańcu wśród innych par. Gdzieś za nami tańczą rodzice, którzy patrzą na nas maślanym wzrokiem, Sara i Hayden uśmiechający się na nasz widok i cała reszta tych, którzy teraz mi zazdroszczą.
- Więc... wspaniale tańczysz. A w szkole mówili, że w Arthedain nie interesują się rozrywką- przerywam ciszę.
- Być może. Nigdy tam nie byłem ale kto wie?
Wybucham śmiechem. Żart nie jest zabawny ale tego wymaga dobre wychowanie. Poza tym nie chcę żeby Raven czuł się niezręcznie w moim towarzystwie. Musi być w pełni sobą żebym mogła dobrze go poznać.
- Wiesz Raven, jesteś dokładnie taki jak sobie wyobrażałam - wyznaję.
- Cóż... cieszę się. Tylko... mam na imię Carl.
- Słucham? - zastygam w jego ramionach. O co chodzi?
- Jestem Carl - mówi Raven. Niemożliwe. To musi być żart. Kręcę głową.
- To nie jest zabawne - szepczę.
- Nie żartuję.
- Ale... jeśli nie ty... to gdzie jest Raven?
- Tutaj - rozlega się tuż za mną radosny głos.
Odwracam się i staję twarzą w twarz z niskim, otyłym chłopakiem.
Robi mi się słabo. To nie prawda. Odwracam się, chcąc uciec ale Carl mnie zatrzymuje.
Rozglądam się dookoła. Wszyscy patrzą na mnie i śmieją się głośno.
- Przestańcie! - krzyczę. Na nic zdają się moje słowa. Wszyscy, nawet rodzice i Anna, śmieją się wskazując na mnie palcami.
- Robin!
Łapią mnie za ramię, popychają. Łzy płyną mi po policzkach ale oni i tak szydzą ze mnie bezlitośnie.
- Robin!

Otwieram oczy i zderzam się z czyjąś głową.
- Auć - jęczę.
- Moja głowa - burczy Anna z wyrzutem. - Będę miała przez ciebie guza.
- Trzeba było nade mną nią wisieć - burczę.
- Zasnęłaś. Kazali mi cię obudzić żebyś zdążyła się przygotować.
A więc to był sen? Bal się jeszcze nie odbył. Raven wciąż może się okazać moim idealnym księciem. Wszystko przede mną.
- Jak długo spałam?
- Trzy godziny. Zostały ci jeszcze dwie na przygotowania. Lepiej się pospiesz.
Ledwo słyszę ostanie zdanie gdyż już wybiegam z sypialni.
- Wezwij Dinah! - wołam z łazienki.

Stojąc przed lustrem z trudem powstrzymuję łzy wzruszenia. Wyglądam perfekcyjnie. Jak prawdziwa księżniczka.
- Och, Robin - łka mama, rozmazując swój makijaż.
- Wyglądasz pięknie - mówi Sara. Nasze oczy spotykają się w lustrze. Widzę, że Sara chce coś powiedzieć ale gryzie się w język.
- Co?
- Nic. Chcę tylko żebyś wiedziała, że... zawsze możesz na mnie liczyć. Jeśli się rozmyślisz...
- Chyba już na to za późno - wtrąca Anna.
Wszystkie kobiety z naszej rodziny są ze mną w ostatnich chwilach przed balem. To dla mnie ważne, choć muszę przyznać, że obawy Sary nieco psują mi humor. Wolałabym żeby cieszyła się moim szczęściem tak jak ja cieszyłam się jej.
- Ten cały Raven padnie z zachwytu na twój widok - mówi mama. Uśmiecham się do niej. Ona najbardziej we mnie wierzy.
- Nie stójmy tu tak. Bo jeszcze twój książę zrezygnuje i ucieknie - żartuje Anna.

Zgodnie z tradycją, którą ustanowiła mama kilka dni temu, to tata towarzyszy mi w drodze do sali balowej i jak na ślubie odda mnie w ręce Ravena. Sara próbowała rozmawiać z mamą, gdyż według niej to nie jest konieczne, ale tylko się o to pokłóciły. Ostatnio ich relacje się pogorszyły.
- Jak się czujesz? - pyta tata.
- Podekscytowana.
- Cieszę się - odpowiada. Stara się rozmawiać ze mną jak z Sarą, choć tak naprawdę nigdy ze sobą zbyt długo nie rozmawialiśmy. Zdecydowanie lepszy kontakt mam z mamą.
- Ten chłopiec wygląda na dobrego młodzieńca - mówi, czym przykuwa moją uwagę.
- Rozmawiałem z nim po jego przyjeździe. Jest dobrze wychowany i rozsądny. Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa.
Uśmiecham się do taty z wdzięcznością za te słowa.
- Nawet nie wiem kiedy tak wydoroślałaś. Jesteś już dorosła, a ja nawet nie zdążyłem spędzić z tobą trochę więcej czasu - mówi z uśmiechem. Zatrzymujemy się przed drzwiami do sali balowej. Słychać muzykę i gwar rozmów.
- No to do dzieła - mówi tata, dając znak lokajowi żeby nas zapowiedział. Rozlega się donośny głos pana Jackobsa:
- Panna Wonder i sir Wonder.
Drzwi stają otworem. Zebrani na sali milkną, muzyka łagodnieje. Zupełnie jak w moim koszmarnym śnie. Tylko, że to jest rzeczywistość i nie muszę schodzić ze schodów. Pewnie bym się potknęła i padła plackiem u stóp księcia.
Mijając elegancko ubranych lordów, baronów i innych gości staram się nie zwracać uwagi na ciekawskie spojrzenia i szeptane uwagi. Pewnym krokiem, z ojcem u boku, przemierzam salę balową. Na jej końcu czeka Raven ale jeszcze go nie widzę. Gdyby ten tłum choć trochę się rozstąpił...

Dziwnym zarządzaniem losu dostrzegam Ravena właściwie w ostatniej chwili. Jestem tak rozemocjonowana, że nie jestem w stanie stwierdzić jak wygląda. Po prostu wpatruję się w jego oczy o takim samym odcieniu jak moje.
- Wasza wysokość, pozwól, że przedstawię ci moją córkę, Robin- odzywa się tata. Odsuwa się, podobnie jak reszta moich bliskich. Muzyka staje się głośniejsza, gwar rozmów rozbrzmiewa mi w uszach. Uśmiecham się. Hayden zapewnił nam choć odrobinę prywatności. Jak na tę chwilę to mi musi wystarczy.
- To zaszczyt móc cię poznać, wasza wysokość - mówię jako pierwsza. Usta Ravena rozciągają się w lekkim uśmiechu co trochę mnie rozprasza.
- Mnie również... Ja... długo czekałem na to spotkanie - mówi, czerwieniąc się. O Boże... on jest nieśmiały.
- Powinniśmy chyba... To znaczy... Czy uczynisz mi ten zaszczyt i rozpoczniesz ze mną pierwszy taniec? - Z przyjemnością - odpowiadam, obdarowując go pokrzepiającym uśmiechem.
Przyjmuję jego ramię. Czuję, że zapowiada się cudowny wieczór. Być może uda mi się lepiej przyjrzeć Ravenowi podczas tańca.

Przepraszam, że trochę późno dodaję. Kompletnie nie miałam pomysłu na końcówkę rozdziału ale jakoś to wyszło. Dajcie znać o błędach.

ZauroczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz