Rozdział 20

5.7K 522 32
                                    

Jego wysokość Ayaz Ramires jest starszym, chorowitym mężczyzną o sympatycznych piwnych oczach i nieco wystających kościach policzkowych. Na pierwszy rzut oka widać, że jest szczupły... zbyt szczupły. Trevor nie wspominał, że jego przyszywany wuj jest tak bardzo chory. Ayaz Ramires siedzi na wielkim krześle wspierając się o blat stołu, wzdychając co chwilę.
- Więc... - charczy. Zajmuję miejsce po drugiej stronie ogromnego stołu w dość ładnie urządzonej sali jadalnianej i z trudem udaje mi się usłyszeć jego wysokość.
- Mój syn już pani nie zagraża. Teraz dowie się jak trudne jest życie bez pieniędzy i nazwiska. Szybko pożałuje wszystkich swoich występków - mówi. Jego twarz skrywa maska obojętności ale głos nasączony jest bólem i żalem.
- Bardzo panu współczuję - wyznaję ze ściśniętym gardłem. Widząc go takiego mizernego i złamanego wyobrażam sobie swojego ojca w podobnej sytuacji. Mimo nienawiści jaką odczuwam do Ravena nie mogę obojętnie przyglądać cierpieniu jego ojca.
- Ma pan jeszcze Trevora. On bardzo pana kocha choć pewnie tego nie przyzna.
Przez zaledwie sekundę na twarzy jego wysokości widnieje cień uśmiechu.
- Trevor... to moja jedyna podpora w tych trudnych chwilach - mówi. - Jest zupełnie inny niż Raven. Zawsze się buntował ale znał granice. Niestety kiedy jego matka umarła bardzo to przeżył. Wszyscy bardzo to przeżyliśmy.
- Jaka była matka Trevora?
Król przymyka oczy jakby się zastanawiał nad odpowiedzią. Wreszcie, po dłuższym czasie, zerka na mnie znad wazy wypełnionej aromatyczną zupą.
- Byłą bardzo mądrą i piękną kobietą. Ten kto na nią spojrzał nie mógł odwrócić wzroku. Hipnotyzowała spojrzeniem, takim samym jakie ma Trevor.
Przełykam kęs wyśmienitej pieczeni, zastanawiając się nad jego słowami.
Nie trzeba być uczonym żeby zorientować się, że Ayaz Ramires darzył matkę Trevora czymś więcej niż tylko zwykłą sympatią.
- Kochał ją pan - stwierdzam wprost.
- Kochałem - potwierdza nieobecnym głosem. Nagle potrząsa głową jakby właśnie wybudził się z transu.
- To już nieistotne. Napewno jest pani zmęczona. Proszę iść się położyć i odpoczywać. Może pani przechodzać się po pałacu ale stanowczo proszę aby nie wychodziła pani na zewnątrz. Mój syn mógł mieć jakichś sprzymierzeńców.
- Oczywiście wasza wysokość. Dziękuję za troskę i okazaną pomoc - dukam, wstając od stołu. Zatrzymuję się jeszcze na chwilę w drzwiach żeby spojrzeć na króla. Gdy nie wie, że jest obserwany ujawnia się jego smutek. A mnie napływają łzy do oczu na widok jego zgarbionej sylwetki i braku chęci do życia.

Kolejne dni wypełniają mi tęsknota i samotność. Myślę o domu, o rodzicach, Sarze i Haydenie. Zastanawiam się czy moja siostrzenica mnie rozpozna i czy Richard będzie chciał się ze mną pobawić. Po trzech dniach snucia się po cichych korytarzach pałacu bez jakichkolwiek informacji, bez rozmów z kimś innym niż pokojówka, która dba żeby niczego mi nie brakowało, bez... Trevora. Tęsknota za nim jest najbardziej zaskakująca. Nie pojawił się odkąd bezpiecznie dotarliśmy do pałacu i po prostu zniknął. Żadnych wieści, żadnych wizyt. W geście desperacji chciałam zapytać o niego jego wysokość ale nie zostałam już zaproszona do wspólnego posiłku. Najwyraźniej król nie życzy sobie więcej mnie widzieć. Pewnie uraziłam go czymś, może zadawałam zbyt dużo pytań.

Po tygodniu nastąpił przełom.

Leżę w wannie i rozkoszuję się kąpielą. Moja pokojówka zjawia się niespodziewanie z uśmiechem na kanciastej twarzy.
- Jego wysokość prosi aby towarzyszyła mu pani podczas kolacji.
- Dziękuję, Madly.

Uradowana tym, że wreszcie będę mogła z kimś porozmawiać i dowiedzieć się czegoś wchodzę do jadalni. Widząc Trevora siedzącego w połowie stołu nie mogę przestać się w niego wpatrywać. Jest tutaj. Wygląda rześko, a jego towarzystwo znacznie poprawia humor króla.
- Jesteś wreszcie młoda damo - woła radośnie król. Czerwienię się pod wpływem spojrzenia jakim obdarza mnie Trevor dostrzegając moją obecność. Patrzy tak jakby widział coś niesamowitego, coś cennego. Tylko dlaczego? Co się zmieniło? A może po prostu nie dostrzegłam wcześniej tego dziwnego błysku w jego oczach?
- Czyż nie wygląda uroczo w sukniach naszych krawaców? - król zwraca się do Trevora, który wstaje żeby pomóc mi zająć miejsce przy stole. Odchodząc muska moją dłoń swoją co powoduje, że mam ciarki na plecach. W dodatku Trevor zdaje się wiedzieć jak na niego reaguję bo uśmiecha się jakoś tak... zwycięsko. Co on kombinuje?
- Rzeczywiście wasza wysokość. Wygląda bardzo pięknie - odpowiada, mrugając do mnie jednym okiem.
- Będzie doskonale reprezentować Arthedain - kontynuuje król całkowicie mnie ignorując.
- Jestem tego pewien. Poddani ją pokochają - odpowiada Trevor także nie zwracając na mnie uwagi. Nie podoba mi się to. Zadowolenie króla i spokój Trevora są podejrzane.
- Czy wasza wysokość ma jakieś wieści od moich bliskich? - pytam, tracąc nadzieję, że król sam zacznie ten temat.
Ayaz Ramires i oczywiście Trevor przerywają dyskusję i zerkają na mnie.
- Owszem. Król Gorllewin razem z żoną wiedzą, że jest pani bezpieczna.
- Czy przyślą kogoś kto pomoże mi dostać się do domu?
- Ustaliliśmy, że to nie będzie konieczne.
Słucham? Co to ma znaczyć?
- Nie rozumiem.
- Jest pani moim gościem. Została pani bardzo skrzywdzona, a honor pańskiej rodziny zszargany. Jest tylko jeden sposób żeby to naprawić.
Kątem oka zauważam, że Trevor nagle spuszcza głowę mamrocząc pod nosem coś co brzmi jak: to istne szaleństwo.
- To znaczy? - pytam.
- Poślubi pani mojego następce.
Drętwieję. To nie może być prawda. Przesłyszałam się. Z pewnością to tylko sen, z którego zaraz się obudzę z krzykiem. Ale król jeszcze nie skończył.
- Raven został skazany na wygnanie w związku z czym nie ma już praw do tronu. Nie mam innych dzieci. Na szczęście traktuję Trevora jak rodzonego syna...
Dalsze słowa są dla mnie niezrozumiałe. Mogę tylko wpatrywać się w Trevora. W tej chwili chce mi się śmiać na myśl, że jeszcze przed chwilą cieszyłam się na jego widok. Teraz pragnę tylko tego żeby zniknął, a cała ta sytuacja nie miała miejsca. Cóż za niedorzeczność. Miałabym wyjść za kogoś takiego jak Trevor? Nigdy w życiu!
- Wasza wysokość... - zbieram się na odwagę. Może spojrzenie i postawa króla są onieśmielające ale to moje życie, moja przyszłość. - Bardzo mi przykro ale nie mogę tego zrobić.
- Słucham? - dopytuje król. Trevor posyła mi spojrzenie mówiące "daj spokój" ale go ignoruję.
- Bardzo dziękuję za troskę ale jest niepotrzebna. Jestem pewna, że moja rodzina poradzi sobie z poprawą opinii, a jeśli chodzi o krzywdę jaką wyrządził mi pański syn to naprawdę nie jest pan niczemu winien...
- Nonsens. Już uzgodniłem wszystko z pani matką i królową Gorllewin. Ślub odbędzie się w przyszłym tygodniu.

ZauroczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz