Rozdział 10

7.1K 559 43
                                    

Ku mojej wielkiej radości następne dni spędzamy tylko we dwoje. I jest wspaniale. Spotykamy się rano, jemy razem śniadanie w ogrodzie, a potem spędzamy razem cały dzień dobrze się bawiąc. Rozstajemy się późnym wieczorem w drzwiach do mojej sypialni. Raven za każdym razem żegna mnie łagodnym uśmiechem i pocałunkiem w dłoń. Skłamię jeśli powiem, że nie czekam aż wreszcie zdobędzie się na odwagę i pocałuje mnie w usta. Wciąż jednak mam nadzieję. I staram się go jakoś zachęcać.

Właśnie z tego powodu rano ubieram się wyjątkowo starannie. Minęło kilka dni. Do pierwszego przyjęcia w Dell, na którym mamy się zjawić jako para szczęśliwego narzeczeństwa, zostały już tylko dwie doby. Wstając z łóżka w myślach ustanawiam sobie za cel w dzisiejszym dniu przeżycie prawdziwego, romantycznego pocałunku z Ravenem. Z zadowolonym uśmieszkiem na ustach kieruję się do ogrodu.
- Gdzie się tak spieszysz, Robin? - woła Sara. Aż podskakuję na dźwięk jej głosu.
- Raven czeka na mnie w ogrodzie. Mamy zjeść razem śniadanie - mówię nie mogąc powstrzymać głupawego uśmiechu.
Sara marszczy brwi i wydaje z siebie coś na kształt prychnięcia.
- Może zostalibyście dzisiaj w pałacu. My też chcemy bliżej poznać Ravena - mówi. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że Sara też tego chce. Z pewnością Hayden ma z tym coś wspólnego.
- Hayden chce z nim porozmawiać. Poza tym... Oktavia ciągle o ciebie pyta, a od przyjazdu nie spędziłaś z dziećmi nawet chwili. Chciałabym żeby zaczęły się traktować jak ciotkę, a nie jak obcą - dodaje. W jej głosie słyszę jakąś dziwną nutę. Jakby miała do mnie żal o to, że nie spędzam czasu z rodziną. Ale przecież to nie prawda. Próbuję przypomnieć sobie jakiś dzień, w którym spędziłam z bliskimi więcej niż godzinę, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Od razu ogarnia mnie poczucie winy, a uśmiech znika. Sara ma rację. Nigdy nawet nie rozmawiałam z Richardem.
- Przepraszam, że nie miałam dla was czasu. Zostanę dziś z Ravenem w pałacu. Możemy spędzić ten dzień razem. Na pewno Anna też narzeka, że ciągle mnie nie ma.
Usta Sary wyginają się w radosnym uśmiechu.
- W takim razie czekamy na ciebie zaraz po śniadaniu w saloniku dla pań. Hayden będzie czekał na Ravena w swoim gabinecie. Poproszę o przygotowanie jakichś przekąsek - gdera z zadowoleniem. Uśmiecham się choć trochę z mniejszym entuzjazmem. Nie mogę wyprzeć wrażenia, że Hayden coś knuje. Poza tym zapowiada się cały dzień spędzony bez Ravena. I jak teraz zdobędę swój pocałunek?

Raven nie ma nic przeciw spotkaniu rodzinnemu jednak blednie gdy mówię mu o rozmowie z Haydenem, która go czeka. Idąc za mną do gabinetu wygląda na bardzo zdenerwowanego.
- Nie martw się. On jest taki jak my. Tylko wygląda tak groźnie i wyniośle. Z resztą twój ojciec pewnie jest taki sam - staram się go pocieszyć.
Nie czekając aż zrobi to pan Jackobs otwieram drzwi do gabinetu i niemal wpycham tam księcia. Nim jednak udaje mi się zamknąć drzwi ze środka wybiega Richard. Zatrzymuje się na mój widok niepewny co ma zrobić.w tej sytuacji. Wygląda uroczo w zwykłej koszulce i chłopięcych spodniach. Jego gęste jasne włoski starczą na wszystkie strony, jego niebieskie oczy aż błyszczą jawnym zainteresowaniem.
- Cześć - mówi, głosem podobnym do swojego ojca. Uśmiecham się łagodnie.
- Cześć - odpowiadam.
- Jestem księciem, wiesz? - mówi z  dumą. To naprawdę słodkie.
- Naprawdę? A kim jest książę?
- Nie wiesz!?- wykrzykuje z niedowierzaniem.
- Niestety nie. Ale jak chcesz to możesz mi opowiedzieć w drodze do twojej mamy.
Czekam kilka sekund w napięciu, przygotowując się na odmowę. Richard jednak wygląda na śmiałego chłopca. Bez słowa podchodzi, bierze mnie za rękę i ciągnie w głąb korytarza. Milczy do pierwszego zakrętu, a potem mówi już przez całą drogę do saloniku dla pań. Buzia mu się nie zamyka, a ja cieszę się z tego ogromnie.

Ponieważ Richard jest dzieckiem wszyscy zgodnie uznają, że zakaz wstępu do saloniku dla pań jeszcze go nie dotyczy tak więc chłopiec śmiało wchodzi do środka. Przekraczam próg zaraz za nim. Uśmiech znika mi z ust na widok Trevora. Co on tu robi? Przecież obowiązuje zasada: żadnych mężczyzn w saloniku dla pań. W dodatku siedzi zdecydowanie za blisko Anny i uśmiecha się do niej jakoś tak... radośnie. Zaciskam zęby, widząc znajome rumieńce na policzkach przyjaciółki. A gdzie się podział jej chłód, jej nienawiść wobec mężczyzn? Chyba sporo mniej ominęło.
- Robin, jesteś już! - woła Sara wreszcie mnie zauważając. - Chodź do nas.
Podchodzę do kanapy jak najdalej położonej od Trevora i z gracją opadam na miękkie poduszki. Zręcznie unikam spojrzenia Trevora, obdarzając przyjaciółkę domyślnym spojrzeniem. Anna jednak unika spojrzenia mi w oczy co niepokoi mnie i irytuje jednocześnie.
- Co cię zatrzymało? - pyta moja siostra zupełnie nieświadoma napięcia jakie powstało pomiędzy mną, Trevorem, a Anną.
- Ona nie wie kto to książę - odzywa się Richard z karcącą miną. Sara i ja zerkamy na jego poważną minę i obie wybuchamy głośnym śmiechem.
- Na szczęście ten mały dżentelmen już mi to wyjaśnił - mówię gdy już udaje mi się opanować śmiech.
- Nie wątpię - odpowiada Sara. Przykrywa moją dłoń swoją i uśmiecha się z wdzięcznością. Wiem, że cieszy się, że udało mi się zaprzyjaźnić z Richardem.
Zerkam w stronę gruchającej pary i spotykam te szare oczy, których błysk aż mnie oślepia.
- Sądziłam, że to salon dla pań - zauważam trochę złośliwe.
- Postanowiliśmy nagiąć nieco zasady. Trevor potrzebował towarzystwa więc uznałyśmy z Anną, że nic się nie stanie jeśli do nas dołączy. Nie masz nic przeciwko, prawda?
Zerkam na Trevora, który z niewinnym uśmieszkiem czeka na moją odpowiedź. Mam ochotę go stąd wyrzucić ale muszę zaakceptować jego obecność. Okazuje się, że ani na chwilę nie mogę się go pozbyć. Jak nie poniża mnie w oczach Ravena to przymila się mojej rodzinie.
- Oczywiście, że nie. Im więcej osób tym lepsza zabawa. Może zagrasz nam coś Sara? Dawno nie słyszałam jak grasz piosenkę dziadka.
Sara z ochotą zajmuje miejsce przy fortepianie, tym samym, który wysłał jej niegdyś Hayden. Melodia, którą gra sprawia, że mimo obecności Trevora rozluźniam się. Zawsze lubiłam gdy Sara grała. Ja oczywiście tego nie potrafię. Właściwie nigdy nie miałam jakiegoś talentu choć nie raz próbowałam się czegoś nauczyć.

Melodia dobiega końca, Sara wraca na swoje miejsce i bierze Oktavię na kolana, a ja jeszcze przez chwilę nie otwieram oczu, chcąc zapomnieć o przyjacielu Ravena, który właśnie szepcze coś Annie do ucha. Nie wiem czemu mnie to denerwuje. Chyba martwię się o Annę. Trevor nie jest dla niej dobrą partią. Tylko niewiele osób wie, że Anna odziedziczyła w spadku spory majątek. Ktoś taki jak Trevor zaraz wydałby wszystkie pieniądze na własne zachcianki.
- Wczoraj wieczorem dzwoniła mama. Dowiedziała się o twojej przygodzie z końmi. Ledwo udało mi się ją uspokoić - mówi Sara. Krzywię się, gdyż nie podoba mi się, że właśnie teraz porusza ten temat. Wciąż się trzęsę wspominając tamten dzień.
- Nie powinnam tego robić. Dostałam nauczkę i więcej tego nie zrobię - zapewniam.
- A więc boisz się koni? - Trevor odzywa się bezpośrednio do mnie po raz pierwszy.
- Właściwie to...
- Jako dziecko Robin omal nie zginęła podczas przejażdżki - ubiega mnie Sara. Wcale nie chciałam tego mówić.
- Jak to się stało? - drąży szarooki.
- Nie pamiętam tego zdarzenia. Wiem tylko tyle, że od tamtej pory boję się koni.
- Boi się? To za mało powiedziane. Kilka razy podczas parad organizowanych w szkole na widok koni mdlała-  wtrąca Anna. Gromię ją wzrokiem.
- Więc czemu nie powiedziałaś tego tamtego dnia? Mogłaś zginąć!- złość w głosie Trevora zaskakuje nawet jego samego. Przez chwilę wpatruje się we mnie szeroko otwartymi oczyma jakby właśnie zdradził mi jakąś tajemnicę. O co mu chodzi? Może cierpi na rozdwojenie jaźni? Przecież mnie nienawidzi, prawda?

Przepraszam za opóźnienie. Szkoła i prawo jazdy dużo mnie kosztują i ostatnio nic mi się nie chce poza spaniem. Postaram się następny dodać o czasie.

ZauroczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz