Rozdział 32

5.2K 477 60
                                    

Nigdy nie lubiłam koszmarów. W dzieciństwie budziłam się z krzykiem gdy śniły mi się potwory czychające na mnie pod łóżkiem. Płakałam aż w drzwiach pojawiała się Sara. Odpędzała wszystkie straszne stwory i razem układałyśmy się na moim łóżku. Sara śpiewała piosenkę o królikach, a potem zasypiałyśmy przytulone do siebie. Z czasem nocne koszmary odeszły. Tymczasem pojawiły się te prawdziwe. Najgorszy z nich właśnie mnie dopadł. W momencie, w którym rusza w moją stronę dostrzegam obłęd i furię w jego oczach. Otwieram usta i... nic. W jednej chwili Raven znajduje się po drugiej stronie sypialni, a w następnej podnosi na mnie rękę. Jego dłoń uderza mnie z taką siłą, że zapiera mi dech.
- Nie próbuj krzyczeć. Każdy kto spróbuje ci pomóc gorzko tego pożałuje - ostrzega, chwytając mnie w mocny uścisk.
- Idziemy - warczy.
Nie mam wyboru. Muszę robić to czego żąda. Jest zdolny do wszystkiego. Nie wątpię, że skrzywdzi moich bliskich.

Podczas pobytu w Hadbrige Palace Raven miał dość czasu żeby zapoznać się z rozmieszczeniem pomieszczeń w pałacu dlatego też bezbłędnie prowadzi mnie korytarzem do pokoi służby. Raven jest zdenerwowany. Trzyma mnie za ramię i ciągnie za sobą, zmuszając do biegu.
Ledwie udaje mi się usłyszeć głosy pokojówek gdy wyłaniają się zza rogu. Rozpoznaję je choć są zatrudnione od niedawna. Obie zajmują się sprzątaniem komnat królewskich. Na widok wściekłej twarzy Ravena z nożem, który po raz kolejny czuję przy gardle, zatrzymują się jak skamieniałe.
- Z drogi - wrzeszczy Raven. Nie ma żadnej broni poza nożem więc nie może zrobić im krzywdy nie narażając się przy tym. Mija je i przyspiesza kroku przez co niemal się przewracam.
One powiadomią straż. Raven nie ma szans na porwanie mnie po raz kolejny. Muszę tylko go spowolnić.
- Poczekaj. Nie mam już sił - wykrztuszam między udawanymi próbami dyszenia i sapania ze zmęczenia. Wyobrażam sobie minę matki, dla której takie zachowanie byłoby karygodne. Dla niej niezależnie od sytuacji muszę być damą.
- Muszę trochę odpocząć. Ta suknia waży chyba z tonę - mamroczę zapierając się nogami. Raven szarpie mnie ze zniecierpliwieniem.
- Nie zmuszaj mnie żebym oszpecił ci tą słodką buźkę.
- Nie zrobisz tego. Jestem ci potrzebna. Beze mnie nie wydostaniesz się z pałacu - mówię z nagłym przypływem odwagi. - Jeśli mnie skrzywdzisz to nigdzie z tobą nie pójdę. Będziesz musiał ciągnąć moje ciało jak lalkę bo nie zamierzam dać się porwać po raz kolejny - krzyczę.
Jeśli moja waleczność w jakikolwiek sposób robi na nim wrażenie to nie daje tego po sobie poznać. Otwiera drzwi do jednego z pomieszczeń służby bezceremonialnie wpycha mnie do środka.
- Piśnij choćby słowo, a odetnę ci język - grozi i zamyka mi drzwi przed nosem.
Gdzie on idzie? Zaraz... z części dla służby można się dostać bezpośrednio do skrzydła, w którym znajdują się królewskie komnaty. Wreszcie dociera do mnie co chce zrobić ten chory człowiek. Spróbuje porwać Richarda. Raz mu się nie udało ale tym razem może osiągnąć cel. Richard jest w sali edukacyjnej z guwernantką, która nie zdoła go ochronić. Straż zajmie się szukaniem mnie, a kiedy mnie znajdą będzie za późno. Muszę coś zrobić.
- Pomocy! Jest tam ktoś? - uderzam w drzwi. Ktoś musi mnie usłyszeć. Muszę ostrzec Haydena.

- Panno Wonder? Czy to pani? - zza drzwi dobiega męski głos. Zrywam się z podłogi na której siedzę już od jakiegoś czasu łkając z powodu swojej bezradności.
- Pan Jackobs? Musi mi pan pomóc!
- Proszę chwilę zaczekać. Znajdę zapasowy zestaw kluczy - woła.
- Nie, niech pan zaczeka. Musi pan ostrzec...
Odgłos kroków świadczy o tym, że już zniknął w głębi korytarza. Marnuje czas podczas gdy Raven właśnie porywa małego księcia. Richard musi być przerażony.
- Już jestem - odzywa się pan Jackobs i drzwi stają otworem.
- Niech pan zawiadomi Haydena, że jest tu Raven Ramires - krzyczę i nie słuchając jego gadaniny ruszam pędem do królewskich komnat.

Cały pałac jest pogrążony w ciszy, której nie rozumiem. Podejrzewam, że ma to związek z uroczystościami ślubnymi.
Wpadam do sali edukacyjnej ale nie ma w niej nikogo. Gdzie on może być? - Richard!
Nie wiem po co go wołam.
- Tutaj jestem - dobiega do mnie cichy głosik. Stary kufer w kącie skrzypi gdy Richard uchyla jego wieko.
Łzy napływają mi do oczu.
- Nic ci nie jest?
Chłopiec kręci głową.
- Schowałem się tu gdy przyszedł wujek Raven. Był zły i zabrał gdzieś Phops.
W jego oczach pojawiają się łzy.
- Posłuchaj mnie uważnie - proszę, kładąc dłonie na jego ramionach. W ten sposób jego wzrok skupia się na mnie i być może to go uspokoi. - Pobiegniesz teraz do sali tronowej, znajdziesz tatę i powiesz mu o wszystkim, dobrze?
Odpowiada kiwnięciem.
- Nie zatrzymuj się. Biegnij prosto do taty - każę. Chłopiec znów kiwa głową.
Wychodzimy razem na korytarz i Richard rusza biegiem w prawą stronę. Jestem pewna, że jest bezpieczny. Raven będzie chciał się wydostać z pałacu skoro nie znalazł księcia. Wie, że prędzej czy później straż dowie się, że mnie nic nie zagraża i jaki był jego cel. Teraz będzie chciał uciec zabierając ze sobą pannę Phops dla bezpieczeństwa.
- Nie idziesz ze mną?- wykrzykuje Richard zatrzymując się na końcu korytarza. Jest przeraźliwie blady. Oby nie zemdlał.
- Nie martw się. Będę tuż za tobą. Biegnij - kłamię. Czekam aż mój siostrzeniec zniknie mi z oczu i biegnę w przeciwnym kierunku.

Biegnę niemal na oślep sprawdzając każdy kąt po drodze gdy wpadam na coś z impetem.
Wydaję z siebie głośny wrzask.
- Robin, co ty wyprawiasz?
To Trevor. Rzucam się na niego z ulgą.
- To ty - wykrzykuję. Jego ramiona otaczają moją talię.
- Co ci jest Robin? - pyta z troską próbując spojrzeć mi w oczy.
- Raven tu jest! Chciał mnie porwać, a potem Richarda i zabrał jego guwernantkę...- krzyczę płacząc i szarpiąc się jak oszalała. Na szczęście Trevor zachowuje spokój.
- Gdzie on jest Robin? - pyta, obejmując dłońmi moją twarz. Biorę kilka głębokich wdechów. Uspokój się. Histeria niczemu nie służy.
- Jest tutaj - rozlega się głos Ravena. Trevor drętwieje, jego ręce zaciskają się mocniej wokół mnie gdy przesuwa mnie za siebie jakby chciał mnie osłonić własnym ciałem. Ale to nie ja mam ostrze noża przy gardle lecz panna Phops.
- Co ty tu robisz Raven? - pyta Trevor. Głos ma spokojny i tylko po jego postawie widać jaki jest zdenerwowany.
- Dowiedziałem się, że ukradłeś mi narzeczoną i pomyślałem, że osobiście złożę ci gratulacje - kpi.
- W takim razie puść ją i dokończmy tą rozmowę w cztery oczy - mówi, wskazując pannę Phops. Kobieta ledwo trzyma się na nogach. Zapewne gdyby nie ostrze noża, które lekko już rozcięło jej skórę, już dawno by zemdlała.
- Nikt się stąd nie ruszy. Porozmawiamy jak tylko wyjdziemy poza teren pałacu.
Trevor wydaje ciche prychnięcie. Doskonale udaje pewnego siebie.
- To nie przejdzie. Wszędzie pełno straży. Jest tu mnóstwo szlachty, a z nimi najlepsi strażnicy z czterech królestw.
- Czyli jest tu też mój zdradliwy ojciec. Może powinienem złożyć wizytę w jego sypialni?
- Twój ojciec nie przyjechał. Pokaż, że jesteś synem Ayaza Ramiresa. Puść ją Raven - przekonuje Trevor. Puszcza mnie i robi krok w stronę kuzyna.
- Trevor, nie - szepczę. Ściska moją dłoń w uspokajającym geście ale to na nic gdy widzę, że robi kolejny krok i następny. Ciepło jego ciała znika i ogarnia mnie chłód. Co on wyprawia? - Mój ojciec ma mnie za nic. Z resztą zawsze bardziej kochał ciebie, podobnie jak tą dziwkę - twoją matkę. Kolejne wydarzenia następują tak szybko, że ledwo jestem w stanie zrobić zrozumieć co się dzieje.
Trevor doprowadzony do ostateczności rzuca się na Ravena i oboje łądują na podłodze, panna Phops traci przytomność i upada na ścianę, a gdzieś za mną dobiega głośne wołanie kapitana Rodricka.
Tymczasem Trevor zyskuje przewagę nad Ravenem. Uderza go w twarz kilka razy. Nie przestaje choć jego kuzyn już się nie broni.
- Trevor, przestań - proszę. Nie reaguje. Za chwilę zakatuje go na śmierć. Muszę go powstrzymać bo mimo wszystko wiem, że nigdy sobie tego nie wybaczy. W głębi serca kocha Ravena ale zaślepia go furia. Bez namysłu rzucam mu się na plecy i błagam by przestał.
- Już dość - łkam. Trevor zastyga z pięścią gotową do kolejnego ciosu. Odwraca się.
Wygląda jakby dopiero teraz zauważył, że wiszę mu na plecach.
- Już po wszystkim - szepczę. Jestem tak szczęśliwa, że pochylam się i całuje go najpierw w policzek, a potem w usta.
- Panno Wonder? Książę?
Odkrywam się od niego aczkolwiek bardzo niechętnie. Jeśli wcześniej nie miałam pewności, że jestem w nim zakochana to teraz ją zyskuję.
- Nic wam nie jest? - po raz kolejny zwraca się do nas kapitan Rodrick.
- Nie - mówię. Podnoszę się i wyciągam rękę do Trevora. Patrzy na mnie jakby widział mnie po raz pierwszy. Jest coś cudownego w jego spojrzeniu, co sprawia, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech.

I ten uśmiech zamiera gdy z ust Trevora tryska krew, a jego spojrzenie staje się chłodne. Spoglądam w dół. Na jego koszuli rośnie krwawa plama.
To krew.

Do końca zostało kilka rozdziałów, a być może nawet tylko jeden.

ZauroczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz