Rozdział 4

7.6K 607 33
                                    

Krążę po pokoju jak opętana. Mój książę może zjawić się w każdej chwili, a ja nie potrafię się uspokoić. Zaczynam zachowywać się jak pacjentka ośrodka dla niespełnych rozumu.
- Może powinnaś stanąć przed bramą i tam zaczekać? Zauważyła byś go już z daleka - droczy się Anna. Można by pomyśleć, że najlepsza przyjaciółka, traktowana jak siostra, powinna mnie wspierać, ale Anna wykorzystuje tą okazję do zapewnienia sobie dobrej zabawy moim kosztem.
- Albo przebierz się za strażnika. Wtedy będziesz mogła go dostrzec nie ryzykując, że ucieknie jak tylko cię zobaczy - mówi po chwili. Ignoruję jej słowa. Jestem zbyt zdenerwowana by odpowiedzieć czymś równie złośliwym.
- Och, Robin. Zachowujesz się niedorzecznie. Przecież nie będzie tak źle.
- Nie będzie źle?! A co jeśli mu się nie spodobam? Albo jeśli to on nie spodoba się mnie? Nie będziemy mogli się porozumieć i ugoda zostanie zerwana...
Opadam na łóżko z całej siły powstrzymując łzy. To na nic. Pierwsze słone krople spływają mi po policzkach. Ocieram je czując wstyd ale na ich miejscu pojawiają się nowe. Nie patrzę na Annę bo wiem, że w jej oczach ujrzę współczucie zmieszane z litością. Anna rzadko płacze. Łzy to słabość, a ona nie chce litości.
- Będziesz przy mnie na balu, prawda?
Raven przyjeżdża dziś ale zgodnie z planem spotkamy się na uroczystości powitalnej dopiero jutro wieczorem. Tymczasem będę uważać, żeby nie natknąć się na niego w korytarzu. Zapewne będzie zmęczony i nawet nie wyjdzie ze swojej sypialni ale wolę nie ryzykować. Chcę żeby ujrzał mnie gdy będę na to w pełni przygotowana. - Oczywiście. Jeśli będzie okropny to pomogę ci uciec - zapewnia Anna z półuśmiechem. Nie wątpię w jej słowa. Jednakże ucieczka to tchórzostwo, a ja uważam się za osobę odważną. Przecież mój wymarzony książę nie może być paskudny i podły, jak przewiduje Sara.

Dzień mija szybko i powoli zaczynam tracić nadzieję, że domniemany książę zjawi się w w ciągu najbliższej doby. Po czterech godzinach przestaję krążyć po pokoju i decyduję się zjeść późny obiad. Sukienkę mam wygniecioną a fryzura ułożona przez moją oddaną pokojówkę Dinah, wygląda jakbym na głowie miała ptasie gniazdo. Nie mam jednak ochoty się przebrać dlatego idę od razu do jadalni. Nie da się ukryć faktu, że na mój widok ożywione rozmowy przy stole milkną.
- Wyglądam okropnie, wiem- oznajmiam zajmując swoje miejsce. Zabieram się za posiłek nie podnosząc wzroku.
Ktoś, chyba mama, głośno odchrząkuje.
- Kochanie... może powinnaś się przebrać?- sugeruje mama. Podnoszę wzrok do jej oczu i uśmiecham się cynicznie.
- Nie mam dla kogo ładnie wyglądać. Mój przyszły mąż się nie pojawił - burczę.
- Mimo to uważam, że nie wypada siadać do stołu w tak niechlujnym stroju - odpowiada mama. Krzywię się. Mama wciąż żyje w przeświadczeniu, że należy zawsze prezentować się nienagannie.
- Dajmy temu spokój. Jestem pewien, że coś ważnego zatrzymało Ravena skoro jeszcze nie dotarł - wtrąca Hayden. Posyła mi dyskretny uśmiech, który odwzajemniam.
- Miejmy nadzieję, że się jednak rozmyślił - śmieje się Sara. Anna jej wturuje więc gromię ją wzrokiem.
- Och, Robin daj spokój. Wiesz przecież, że to tylko żarty - mówi Sara. Trudno w to uwierzyć zwłaszcza, że Sara nie akceptuje mojego ślubu z Ravenem. Całe towarzystwo pogrąża się w wesołej rozmowie, a ja się im przysłuchuję. Nie mam ochoty udawać, że mam dobry humor więc chyba powinnam wrócić do swojego pokoju. Rzucę się na łóżko i zaleję łzami. Może to mi pomoże.
Odsuwam krzesło żeby wstać i nagle dzieje się coś niespodziewalnego.
Do jadalni wpada zdyszany lokaj lub, jak sądzi Anna, pan Jackobs i oznajmia, a raczej wykrzykuje:
- Jego wysokość Raven Ayaz Ramires, książę Arthedain właśnie przybył.
Wszyscy zrywają się z miejsc. Mama coś krzyczy na temat mojego wyglądu, Hayden przekonuje Sarę aby poszła powitać gościa, a reszta krąży po jadalni. Ja myślę tylko o jednym: wyglądam okropnie i nie mam czasu żeby to zmienić. Muszę jak najszybciej ukryć się w swojej sypialni.
Wszyscy, poza mną i Anną, wychodzą żeby powitać gościa.

Siedząc bezpiecznie w swoim pokoju przypominam sobie, że przez ostanie lata wyobrażałam sobie jak będzie wyglądać moje pierwsze spotkanie z Ravenem. Mieliśmy się spotkać podczas uroczystego przyjęcia na cześć naszych zaręczyn. Poprosiłby mnie do tańca, byłby bardzo szarmancki i uroczy. Płynelibyśmy w tańcu nie zwracając uwagi na pozostałych gości. Wszystkie dziewczyny zazdrościłyby mi takiego narzeczonego. Podczas kolacji rozmawialibyśmy na różne tematy, a potem wymknelibyśmy się z sali balowej na taras gdzie w świetle gwiazd przeżyłabym swój pierwszy pocałunek. Potem byłoby już tylko lepiej.
Niestety... na to muszę poczekać do jutrzejszego wieczoru. Dziś pozostaje mi tylko relacja Anny, która na moją prośbę poszła się czegoś dowiedzieć od Sary. Krążę po pokoju czekając już ponad kwadrans na jej powrót. Wreszcie wpada do pokoju.
- Więc? Czego się dowiedziałaś? - ponaglam ją.
Jej tajemniczy uśmiech podsyca moją ciekawość.
- Hmm... nie wiem czy będziesz zadowolona... - przeciąga. - Twój narzeczony to niezaprzeczalnie chodzący ideał. Jest dokładnie tak nudny i przystojny jak chciałaś.
- Naprawdę? - wykrzykuję. Nie mogę się powstrzymać. Wiedziałam, że to będzie wymarzony mąż dla mnie.
- Nie okłamałabym cię. Widziałam go na własne oczy gdy pan Jackobs prowadził go do sypialni.
- Jak wygląda?
- Jest... przystojny. Wygląda na bardzo nieśmiałego. Był z nim jakiś służący albo ktoś w rodzaju lokaja...
Jęczę z irytacją. Anna nie opisze Ravena tak jak tego oczekuję. Ona nie zwraca uwagi na szczegóły takie jak kolor oczu czy wzrost. Ją w ogóle nie interesują chłopcy co jako jej przyjaciółkę trochę mnie martwi.
- Oby tylko Sara go nie obraziła - mruczę.
- Nie martw się. Twój książę został przywitany jak należy. Hayden musiał się bardzo postarać żeby uspokoić Sarę- chichocze Anna.
Wzdycham opadając na łóżko. Anna dołącza do mnie i przez chwilę milczymy.
- Będziesz z nim szczęśliwa Robin - mówi nagle.
- Tak myślisz?
- Tak. Każdy kto ma okazję cię poznać jest wielkim szczęściarzem. Jesteś idealną kandydatą na żonę dla Ravena, który wcale nie wygląda jak dzikus.
Odwracam się twarzą w jej stronę i obie patrzymy sobie w oczy.
- Mam nadzieję, że poznasz kogoś kto pomoże ci się uporać z bólem jaki w sobie skrywasz - szepczę. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu Anna staje się bezbronna. Z jej oczu płyną łzy.
Jak tylko wyjdę za Ravena znajdę jej odpowiedniego kandydata na męża żeby nie czuła się opuszczona gdy wyjadę do Arthedain.

ZauroczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz