Nigdy nawet nie przypuszczałam, że kiedykolwiek zostanę porwana. A tymczasem przydarzyło mi się to już dwa razy. O ile porwanie Ravena było dla mnie niczym wbicie noża w plecy to porwanie przez Trevora wcale nie jest dla mnie zaskoczeniem. Gdy wynosi mnie siłą z piwnicy rozglądam się oczekując, że Raven wyskoczy skądś z furią na twarzy. Nigdzie go jednak nie ma. Może powinnam krzyczeć? Walka z Trevorem jest bezsensowna gdyż jest znacznie silniejszy ode mnie. Z łatwością zarzucił mnie sobie na ramię i trzyma mnie w mocnym uścisku. Porusza się szybko i pewnie jakby nie bał się zagrożenia ze strony Ravena. A może ze sobą współpracują? Może Trevor ma mnie przenieść w inne miejsce? Gdzieś dalej, gdzie nikt mi nie pomoże. Ta myśl daje mi siłę do walki. Łapię Trevora za włosy i ciągnę z całej siły. Chłopak wydaje z siebie jęk, próbując się uwolnić, a ja ciągnę mocniej i mocniej.
- Robin, przestań! - warczy. Trevor traci równowagę, potyka się i upadamy na przegniłe deski ganku.
Próbuję się czegoś złapać ale to na nic. Upadek jest bolesny. Ból głowy z powodu rany, którą zadał mi wcześniej Raven, atakuje mnie z taką siłą, że zaczynam jęczeć i płakać. Oczy zachodzą mi mgłą ale mimo zwrotów głowy udaje mi się zachować świadomość.
- Robin? - głos Trevora dobiega jakby z oddali. - Zabiorę cię stąd. Nic ci nie grozi - mówi. Głośny krzyk sprawia, że po moim ciele przechodzą dreszcze. To Raven zauważył, że mnie nie ma i pewnie nas ściga. Dopiero gdy Trevor kładzie mnie na miękkim fotelu jakiegoś samochodu dociera do mnie, że to ja krzyczę... z bólu. Jedno zerknięcie na prawą nogę wystarczy abym dostrzegła, że jest wygięta pod nienaturalnym kątem.
- Wybacz mi, Robin - rozlega się szept przy moich uchu, po którym czuję lekkie ukłucie w szyję. I nie czuję już nic. Żadnego bólu i strachu... tylko spokój.Budzę się powoli. Czuję się... inaczej. Jakbym obudziła się z długiego snu. A jednocześnie czuję zmęczenie jakbym w ogóle nie zmrużyła oka. W dodatku to otępienie sprawia, że nie mogę racjonalnie myśleć.
- Jak się czujesz, Robin?
Zamykam oczy. Tylko nie on. Proszę niech to nie będzie on.
A jednak to Trevor. Stoi nade mną z dziwaczną miną.
- Czego ode mnie chcesz?
Trevor wzdycha i siada obok mnie na niezwykle miękkim łóżku.
- Masz prawo mi nie wierzyć ale chcę ci pomóc. Nic ci nie grozi - zapewnia spokojnym, łagodnym głosem. Tak bardzo chcę w to wierzyć. Niestety dopóki jestem w jego pobliżu nie mogę być bezpieczna. On pomaga Ravenowi.
Próbuję się podnieść ale jestem zbyt słaba. Łapię się za głowę czując lekki ból.
- Nie dotykaj. Założyłem ci opatrunek. Złamałaś też kostkę ale już jest dobrze. Niestety trochę czasu minie zanim będziesz mogła wstać.
Podnoszę wzrok żeby przekonać się w jakim stanie jest teraz moja noga. Jest usztywniona i owinięta bandażem. Mimo to boli przy najmniejszym ruchu.
- Nie ruszaj się. Lekarz zaraz tu nędzę. - Gdzie jesteśmy? Dlaczego mnie tu trzymasz?
- W moim domu, w okolicy pałacu króla Ayaza Ramiresa.
Słysząc to nazwisko cała sztywnieję, ogarnia mnie panika. Zrywam się z łóżka. Muszę stąd uciec.
- Uspokój się. Robin, dość! Przestań, zrobisz sobie krzywdę - wrzeszczy Trevor próbując mnie zatrzymać. Mimo adrenaliny i strachu, które mnie motywują on nadal jest silniejszy ode mnie i z łatwością łapie mnie za nadgarstki i unieruchamia.
- Zostaw mnie! - mówię ochryple. Ledwo powstrzymuję łzy, dyszę jakbym właśnie przebiegła kilka kilometrów.
- Wysłuchaj mnie - każe.
- Nie chcę. Zostaw mnie - powtarzam płaczliwie. - Nie poddam się. Zapłacicie za to! Wypuść mnie!
- Zrobię to jeśli się uspokoisz - mówi. Jego oddech muska moje usta. - Teraz cię puszczę, a ty będziesz spokojnie leżeć- mówi. Pod wpływem jego spojrzenia potakuję na znak, że się zgadzam.
- Wiem, że nie chcesz mnie słuchać. Dlatego napisałem to co mam ci do powiedzenia - podaje mi kilka złożonych rys papieru listowego.
- Przeczytaj to - prosi po czym zostawia mnie samą. Mojej uwadze nie umyka fakt iż nie zamknął drzwi na klucz.Mija trochę czasu nim moja przeklęta ciekawość daje o sobie znać. Z oporem sięgam po list od Trevora. Rozwijam kartki. Moich oczom ukazują się pierwsze słowa. Z zapartym tchem wczytuję się w eleganckie pismo Trevora.
Droga Robin,
Być może to co za chwilę przeczytasz wyda Ci się mało prawdopodobne. Podczas naszej krótkiej znajomości ani razu nie dałem Ci powodu do zaufania mi. Musisz jednak wiedzieć, że od chwili gdy Cię ujrzałem obdarzyłem Cię szacunkiem i sympatią. Nie okazywałem tego ponieważ wciąż byłem przyjacielem Ravena, a jakakolwiek oznaka zdrady przyniosłaby poważne konsekwencje.
Raven nie należy do zrównoważonych ludzi. Niestety zbyt szybko zrozumiałem, że kieruje nim chora chęć zemsty.Krzywię się. Jeśli Trevor myśli, że uwierzę w jego słowa to bardzo się myli. Wiedział co planuje Raven. I nic nie zrobił niczego żeby mu przeszkodzić. W dodatku pomagał mu. Być może wciąż mu pomaga.
Zgodziłem się wziąć udział w jego planie gdyż byłem oślepiony obietnicą bogactwa i władzy. Wiedz, że wstydzę się tego. Powinienem był powstrzymać Ravena. Może to zbyt duże przywiązanie do jego ojca i obawa, że wiadomość o szaleństwie jedynego syna doprowadzi do jego śmierci, a może świadomość, że skazał bym na śmierć przyjaciela, którego traktowałem jak brata nie pozwoliły mi postąpić słusznie.
Wiem, że nie mam prawa prosić Cię o przebaczenie i zaufanie. Wiem, że mną gardzisz. Jednakże nie zamierzam pozwolić Cię skrzywdzić. Wiedz, że wcale nie wyjechałem z Gorllewin. Ukryłem się i czekałem aż Raven zrealizuje swój plan. Miałem zamiar oddać go w ręce władz, a ciebie zabrać z powrotem do domu. Jednakże Raven spodziewał się, że zechcę to zrobić i dopilnował abym mu nie przeszkodził. Cudem udało mi się przeżyć. Wierzę, że świadomość, że musisz być bezpieczna sprawiła, że doszedłem do siebie choć powinienem był zginąć.
Po odzyskaniu sił zacząłem szukać kryjówki Ravena. Udało mi się ją ustalić dość szybko gdyż dom mojej matki był częstym tematem w moich rozmowach z Ravenem. Miałem nadzieję, że tam Cię znajdę. Zaczekałem aż Raven pojedzie uzupełnić zapasy i zakradłem się do środka.
Nie masz pojęcia co czułem gdy Cię ujrzałem leżącą w błocie, oblepioną krwią i przeświadczoną, że nie ma dla Ciebie ratunku. Wyglądałaś jakbyś ledwo żyła. W tamtej chwili byłem gotów zabić Ravena za to co Ci zrobił. Chciałem tam wrócić i sprawić żeby za to zapłacił. Powstrzymałem się tylko dlatego, że gdy byłaś nieprzytomna powiedziałaś dwa słowa, które złamały mi serce: BOJĘ SIĘ.
Przysięgam na pamięć o mojej matce, że już nigdy nie będziesz się bać. Już niedługo zobaczysz bliskich i znów będziesz się śmiała.Twój przyjaciel,
Trevor.Jestem jak odrętwiała. Odkładam list. Chciałbym nie być tak naiwną osobą. Może wtedy treść tego listu nie sprawiłaby, że zaczynam rozumieć postawę Trevora. Przecież on jest taki sam jak Raven. A jednak czuję się bezpieczna.