Złość i żal walczą o pierwsze miejsce w moim sercu gdy zgadzam się pójść z Trevorem do saloniku przylegającego do mojej sypialni. Siadam w fotelu najbardziej oddalonego od kanapy, którą zajmuje Trevor. Muszę zachować trzeźwy umysł, a jego bliskość mi to utrudnia.
- Domyślam się, że jesteś na mnie wściekła - przerywa ciszę. Nie odpowiadam. To chyba oczywiste.
- Wiem, że nie masz ochoty mnie więcej widzieć, a tym bardziej... - przerywa. Zachowuje się tak jakby słowo żona czy ślub nie mogło przejść mu przez usta. A przecież od początku chciał mnie w ten sposób wykorzystać. Nie zniosę kolejnych kłamstw z jego ust.
- Spieszę się - warczę. Idę do drzwi chcąc jak najszybciej od niego uciec.
- Zaczekaj! - nie prosi, a rozkazuje co mnie jeszcze bardziej irytuje. Mimo to zastygam krok od drzwi.
- Nie mam ci nic do powiedzenia i nie chcę słuchać co ty chcesz powiedzieć mnie.
- Więc pozwól mi powiedzieć tylko jedno... Kocham cię.
Jeszcze nie dawno, gdy dałam się omamić jego oczom, skakałabym z radości słysząc to wyznanie. Teraz chce mi się śmiać. Jeśli wydaje mu się, że nabiorę się na to, że nagle mnie pokochał to bardzo się myli.
- Czy twoja arogancja nie ma żadnych granic? To ci dostarcza rozrywki? Takie granie na ludzkich uczuciach.
- Nigdy nie udawałem niczego względem ciebie, Robin.
Robi krok w moim kierunku.
- Kocham cię. I będę cię o tym zapewniał każdego dnia do końca życia.
- Jesteś szalony! - wykrzykuję. Nie chcę tego słuchać. To kłamstwa. W dodatku uważa, że
- Tak, jestem. Ale to przez ciebie. Byłaś taka... łagodna i świeża gdy ujrzałem cię po raz pierwszy. Oszalałem na twoim punckie już gdy ujrzałem cię u boku Ravena.
Krąży wokół mnie szarpiąc włosy. On naprawdę jest obłąkany.
- Byłem na ciebie wściekły. Nienawidziłaś mnie kiedy ja coraz bardziej zakochiwałem się w tobie. Doszło do tego, że zacząłem za tobą łaźić po pałacu i dokuczać ci choć tak naprawdę chciałem rzucić ci się do stóp, wyznać co czuję i co knuje Raven.
O. Mój. Boże. Mój mózg zmienia się w galaretę. Zamiast wyjść stoję z rozwartą buzią.
- Robiłem co mogłem żeby o tobie zapomnieć. Nawet wyjechałem - kontynuuje, robiąc kolejne okrążenie.- A potem dowiedziałem się, że zamiast Richarda, Raven porwał ciebie. Bałem się, że będzie za późno gdy jechałem do kryjówki, w której cię przetrzymywał. Chciałem go zabić, Robin - zatrzymuje się i spogląda na mnie jakimś dziwnym spojrzeniem. Przez moje ciało przechodzi dreszcz. Tylko on patrzy na mnie tak jakby zamierzał mnie zjeść. Zanim mogę choćby pomyśleć o ucieczce doskakuje do mnie przyciskając mnie do drzwi. Dłońmi obejmuje moją twarz, jego oddech parzy moje wargi.
- Wybacz mi, Robin. Zrobię co zechcesz - szpecze tuż przy moich ustach. Jego dłonie głaszczą mnie delikatnie sprawiając, że niemal rozpływam się pod jego dotykiem. Niemal, bo wciąż nie mogę zapomnieć kłamstw, którymi mnie mamił. W dodatku teraz muszę za niego wyjść.
- Nieźle to sobie wymyśliliście - warczę. Trevor spogląda na mnie zaskoczony moją wrogością.
- O czym ty mówisz?
Kręcę głową z politowaniem z całej siły ignorując fakt, że jego usta ocierają się o moją skórę.
- Ty i twój podstępny wuj chcecie połączyć się z rodem Haydena żeby dla zysków. Ale to wam się nie uda. A już z pewnością nie przez ślub ze mną.
Krzyżuję ręce na brzuchu żeby stworzyć między nami dystans. Trevor jakby rozumiejąc aluzję odsuwa się dając mi więcej przestrzeni. A może po prostu odsunął się żeby zapanować nad złością?
- Wcale tak nie uważasz - stwierdza z urazą.
- Zdaje się, że lepiej wiesz co myślę, a co nie - drwię. Wyraz twarzy Trevora diametralnie się zmienia. W jednej chwili staje się chłodna i nieprzenikniona.
- Wynoś się stąd - warczy.
- To mój salon - burczę.
Trevor pociera twarz dłońmi po czym mamrocząc coś pod nosem wychodzi. Na koniec trzaska drzwiami żeby podkreślić swoją złość i arogancję.Przez następne dni Trevor unika mnie jak ognia. Tymczasem wieść o naszym niedalekim ślubie rozchodzi się po świecie, budząc zachwyt wśród ludów Arthedain i Gorllewin. Informacje na ten temat dotarły również do matki, która zapowiedziała swój przyjazd i pojawiła się w ciągu kilku dni, siejąc zamęt wśród służby i organizatorów ślubu. Chyba nie muszę wspominać, że jest zachwycona Trevorem. Podobnie jak resztę rodziny ten podły intrygant oczarował ją kilkoma komplementami i uśmiechem. Nawet Sara tkwi pod jego urokiem co jest wręcz niewiarygodne. Od pewnego czasu nie mogę przestać podejrzewać, że cała moja rodzina staje przeciwko mnie. A skąd takie przeświadczenie?
Zaczęło się od ciągłych rozmów o ślubie, wychwalania zalet małżeństwa i oczywiście mojego narzeczonego. Doszło to tego, że Trevor stał się ideałem, a moje zdanie na ten temat uznano za nieistotne. Tak więc w milczeniu przyglądam się szaleństwu matki i po raz kolejny cierpliwie znoszę zdejmowanie miar do sukni ślubnej.
- Nie wierć się - burczy mama. Stoję w bezruchu już od godziny. Nogi mi drętwieją i naprawdę muszę skorzystać z toalety. Krawcowa kolejny raz przewraca oczami. Przynajmniej ona popiera moje zdanie i ma już dość na dziś. Mama ciągle narzeka i zmienia zdanie co doprowadza mnie do szału.
- Mam dość - warczę. Krawcowa podnosi się rozciągając obolałe ciało. Tylko ja widzę ból wymalowany na jej twarzy. To starsza kobieta cierpiąca na bóle kręgosłupa co najwyraźniej nie interesuje mojej matki.
- Ale jeszcze nie skończyłyśmy...
- Owszem, skończyłyśmy. Muszę odpocząć - mówię tak stanowczo, że mama milknie, tak jest zszokowana. Przez dziewiętnaście lat byłam ukochaną córką mamy. Zawsze powtarzała, że jestem jej małym aniołkiem i pokładała we mnie duże nadzieje. Faworyzowała mnie dając mi aż za dużo miłości podczas gdy tata tak samo traktował Sarę. Do tej pory ślepo robiłam to co chciałam. I właśnie dziś, w tej chwili, dociera do mnie, że zależy jej tylko na godnym życiu. Gdyby Trevor nie przyjął nazwiska Ayaza Ramiresa, a co za tym idzie, został następcą tronu to uznałaby go za niezgodnego uwagi.
- Dobrze. Możesz teraz odsapnąć - zgadza się tak jakby od jej decyzji zależało czy to zrobię, czy nie.Będąc już za drzwiami pracowni krawieckiej biorę haust rześkiego powietrza. Pogoda jest idealna. Nie mogę się nie uśmiechnąć. Uwielbiam Dell. To małe miasto i ludzie są tu życzliwi. Nie ma tu zbyt wiele sklepów ale miejscowa krawcowa czyni cuda za niewygórowane ceny.
Głośny dźwięk klaksonu przywraca mnie do rzeczywistości.
Odwracam się i sztywnieję. Kilka metrów dalej stoi Trevor. Towarzyszy mu jakaś dziewczyna. Nie widzę jej twarzy lecz na pierwszy rzut oka widać, że należy do arystokracji. Jej suknia jest elegancka, a na głowie ma drogi kapelusz. Zapewne jest też bardzo ładna.
Coś dziwnego dzieje się ze mną. Czuję jakiś uścisk w sercu. Trevor uśmiecha się do nieznajomej coś mówiąc, a ona odchyla głową i śmieję się głośno. Najwyraźniej dobrze się czują w swoim towarzystwie. A ja mam ochotę wyć z irytacji bo czuję zazdrość widząc jej dłoń na jego ramieniu.Następny pojawi się do 8 kwietnia.