Rozdział 15

5.8K 498 39
                                    

Próbuję się uspokoić ale nie potrafię przestać krążyć wokół kanapy w saloniku moim i Anny. Moja przyjaciółka czyta jakąś wyjątkowo interesującą książkę, zerkając na mnie od czasu do czasu.
- Jeśli zaraz nie przestaniesz tak krążyć to zrobisz dziurę w podłodze - mówi nie spuszczając wzroku z książki.
Ignoruję jej uwagę niemal szarpiąc włosy z frustracji. Wciąż nie mogę pojąć o czym rozmawiali. Czego Trevor chciał od Ravena? Dlaczego Raven zabronił mu się wtrącać? O co w tym wszystkim chodzi?
- No dobra - Anna nie wytrzymuje, rzuca książkę na stolik i celuje we mnie palcem. - Co cię gnębi?
- Chodzi o Ravena. Właściwie to o jego i Trevora - dukam.
- Co z nimi?
Zatrzymuję się i opadam na kanapę w barwne kwiatowe wzory.
- Poszłam dziś do sypialni Ravena...
- Co?! Zakradłaś się do jego sypialni? Chyba nie chciałaś... to znaczy... ty...
- Och, nie! - zaprzeczam, czerwieniąc się po same uszy. - Chciałam z nim porozmawiać. W każdym razie gdy tam poszłam usłyszałam jak kłóci się z Trevorem. To było... dziwne. Nigdy nie słyszałam żeby Raven był taki... wściekły.
- Może za mało go znasz. Każdy ma swoją ciemną stronę. Chyba dobrze, że poznałaś tą jego jeszcze przed ślubem. Wiesz już co cię czeka - stwierdza Anna.
- Napewno nie. Raven nie ma drugiej strony - mówię. Wiem, że mój narzeczony jest wspaniałym, kochającym i troskliwym człowiekiem. Trevor musiał go zdenerwować. To jedyne możliwe wyjaśnienie.

Poranek jest dla mnie bardzo emocjonujący. Ledwo trzymam się na nogach podczas gdy mama, Anna i Sara na zmianę płaczą i cieszą się z powodu mojego szczęścia oraz wyjazdu. Nie wspomniałam im o wczorajszych wydarzeniach bo nie chce ich martwić ale sama czuję dziwny niepokój. A może to ekscytacja? W końcu wyjeżdżam z dala od domu i bliskich. Pewnym krokiem przemierzam ostanie schody prowadzące na dziedziniec słuchając matczynych pouczeń.
- Nie zapomniałaś niczego kochanie?- pyta mama po raz setny w ciągu dwóch godzin. Odpowiadam krótkim skinieniem gdyż nie chcę się rozpłakać. Obiecałam sobie, że będę silna. Dotrzymanie tej obietnicy ułatwia mi fakt iż po bezsennej nocy jestem tak zmęczona, że ani myślę o wypłakiwaniu się w ramię mamy.
- Pamiętaj żeby dzwonić codziennie. Ubieraj się ciepło, zachowuj się jak przystało na przyszłą królową i nie wybrzydzaj przy stole. Nie wiadomo co oni tam jedzą...
- Zapewniam panią, że mamy równie wyśmienite potrawy jak w Gorllewin- wtrąca Raven pojawiając się w zasięgu mojego wzroku. Wygląda rześko i jak zwykle atrakcyjnie choć podobno nie lubi wstawać wczesnym rankiem.
- Nie wątpię, mój drogi chłopcze. Ale moja Robin ma bardzo delikatne podniebienie - rzuca mama słodkim głosikiem, a Sara i ja przewracamy oczami. Nadopiekuńcza strona mamy potrafi zirytować nawet najbardziej wyrozumiałą osobę. Na szczęście Raven nie zwraca uwagi na jej fanaberie.
- Obiecuję, że zadbam o podniebienie pani córki, pani Wonder. Z resztą rozpieszczanie Robin to ostatnio moje ulubione zajęcie - mówi Raven i na oczach moich bliskich całuje mnie długo i obezwładniająco.
- Zostawcie te umizgi na noc poślubną. To niestosowne żeby afiszować się ze swoimi uczuciami w obecności innych - burczy Anna.
Moja przyjaciółka jest przygaszona i smutna. Wiem, że nie chodzi tylko o mój wyjazd lecz także o niespodziewany powrót Trevora do Arthedain w środku nocy. Podobno zmusiły go do tego ważne sprawy rodzinne ale po kłótni jaką odbył z Ravenem jestem pewna, że to tylko oficjalna wersja.
- Musimy jechać. Służba ojca oczekuje nas przy granicy do północy - informuje nas Raven.
- No dobrze. W takim razie uściskaj siostrę - mówi Sara uśmiechając się przez łzy. Wpadam w jej ramiona.
- Pożegnaj ode mnie Oktavię i Richarda. I przekaż Haydenowi, że będę tęsknić - proszę. Sara potakuje energicznie robiąc miejsce Annie.

Pożegnanie trwa kilkanaście minut. Wszyscy wielokrotnie mnie obejmują. Wreszcie Raven prosi żebyśmy ruszyli w drogę. Jest zniecierpliwiony i jakby rozdrażniony więc potulnie zajmuje miejsce obok niego. Kierowca włącza silnik, samochód zaczyna się toczyć. Macham bliskim do czasu aż jadący za nami samochód z ochroną zasłania mi widok.
- Wszystko w porządku? - pytam Ravena, który jest jakiś milczący.
- Tak. Nie chciałem być taki szorstki dla twoich bliskich. Po prostu trochę się poróżniłem z Trevorem.
- Co się stało? - pytam, udając zaskoczenie.
- Trevor... nie przepada za tobą. Uważa, że nic do mnie nie czujesz. Wczoraj się o to kłóciliśmy. Próbował przekonać mnie żebym odwołał ślub i wrócił z nim do Arthedain.
A więc o tym była ta rozmowa? Trevor chciał nas rozdzielić. A ja zaczęłam wątpić w Ravena.
- Zrezygnowałeś z wieloletniej przyjaźni dla mnie? Dlaczego?
- To proste. Kocham cię, Robin. I nawet Trevor tego nie zmieni - mówi jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie i składa na moim czole czuły pocałunek.
- Ja też cię kocham, Raven - odpowiadam, wtulając się w jego klatkę piersiową. Wzdycham z przyjemności. Czy może być jeszcze lepiej?

Budzi mnie podskakiwanie samochodu. Otwieram oczy zdezorientowana nieobecnością Ravena. Przecieram zaspane oczy, spoglądając przez okno. Samochód stoi na błotnistej drodze wśród pól, tuż obok ruin jakiegoś domu. I ani śladu Ravena. W dodatku robi się ciemno. Już mam wysiąść i zacząć szukać zaginionego narzeczonego gdy Raven staje na przegniłych schodach domu tuż przy drzwiach samochodu.
- Chodź, Robin - mówi tylko.
Marszczę brwi widząc poważny wyraz jego twarzy.
- Wszystko w porządku? Dlaczego tu jesteśmy? - pytam, pocierając ramiona z powodu chłodu, który atakuje mnie po wyjściu z samochodu.
- To nic takiego. Chodź do środka. Chcę żebyś coś zobaczyła - mówi. Wyciąga rękę, a ja ją przyjmuję z uśmiechem. Jeśli Raven chce żebym coś zobaczyła to musi być to coś wyjątkowego.
W środku dom jest w jeszcze gorszym stanie niż z zewnątrz. Ściany pokrywa grzyb, a dłoga skrzypi pod ciężarem naszych kroków jakby się miała zaraz zawalić.
- Czy tu jest bezpiecznie? - pytam z powątpiewaniem.
Raven zerka na mnie przez ramię z uśmiechem.
- Daj spokój, Robin. To tylko stary dom. Ze mną nic ci nie grozi - zapewnia, czym uspokaja mnie na tyle abym pozwoliła pociągnąć się w głąb domu.
- To co chce ci pokazać jest w na piętrze. Tylko uważaj, schody są przegniłe - mówi puszczając mnie przodem jak na dżentelmena przystało. Ostrożnie, trzymając się niezbyt stabilnej poręczy, wspinam się na górę.
- Jak znalazłeś ten dom? - pytam żeby przerwać ciszę.
- Należał do krewnych Trevora. Rodzina jego matki była biedna. Mieszkali tu przez wiele lat zanim ojciec Trevora poznał jego matkę i wzięli ślub.
- Myślałam, że Trevor pochodzi z rodziny szlacheckiej.
- Tylko w połowie. Skręć w prawo, ostanie drzwi po prawej stronie - mówi. Podążam zgodnie z jego wskazówkami starając się nie patrzeć na obrzydliwe, obdarte ściany. Uchylam drzwi, które wskazał i wchodzę do środka, rozglądając się z zainteresowaniem. Oprócz brudnego materaca na podłodze i okna zabitego deskami nie ma niczego co zwraca uwagę.
- Hmm... niczego tu nie ma - zauważam, odwracając się twarzą do Ravena. Chłopak stoi w progu z dziwnym wyrazem twarzy.
- Co się dzieje? - pytam zdenerwowanie tuszując uśmiechem.
Usta Ravena wykrzywiają się w dziwnym grymasie zanim zatrzaskuję drzwi i rozlega się dźwięk przekręcanego klucza.
- Raven! Co się dzieje? - wołam, uderzając dłońmi w drzwi. Odpowiada mi głucha cisza.


ZauroczonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz