Cztery tygodnie później:
- Naprawdę nie muszę wyjeżdżać. Mogę opóźnić podróż. Będą inne możliwości - gdera Anna.
Kręcę głową z politowaniem. Udaje mi się nawet wykrzesać z siebie słaby uśmiech.
- Jedź. A jak już poznasz tam mężczyznę swoich marzeń to zaproś mnie na ślub.
Anna wydaje z siebie pełen oburzenia okrzyk.
- Prędzej twoja matka przyzna publicznie, że bogactwo to nie wszystko niż pozwolę sobie na coś takiego - oznajmia.
- Na to bym nie liczyła - parska Sara. Hayden jej wturuje. Nawet tata nie próbuje temu zaprzeczyć. Mama jest specyficzna. Nigdy nie lubiła Anny. Całe szczęście, że nie wyszła pożegnać Anny.
- Pora ruszać panienko - oznajmia pokojówka Anny, Charlotte. Sara zatrudniła ją specjalnie dla niej żeby nie czuła się samotna zdala od domu.
Jest dwa razy od nas starsza ale podobnie jak Anna przepada za książkami i kiedyś pracowała jako guwernantka. Jej doświadczenie przyda się mojej przyjaciółce w nowej pracy.
- Zadzwonię jak tylko będę mogła - obiecuje Anna. Rzucamy się sobie w ramiona.
- Nie pozwól by twoja matka stanęła ci na głowie - prosi.
- A ty bądź wyrozumiała dla tamtejszych mężczyzn.
Moja przyjaciółka żegna się z każdym z osobna po czym wsiada do samochodu. Staję u boku Sary i Haydena, którzy obejmują mnie ramionami. Tata dołącza do nas i chwyta mnie za rękę z łagodnym uśmiechem.
- Będzie jej tam dobrze - mówi Hayden. Zerkamy na siebie.
- Rodzina u której ma pracować to moi dalecy krewni. Mieszkają w dużej posiadłości na wsi. Mają największą bibliotekę jaką w życiu widziałem.W takim razie rzeczywiście nie będzie miała na co narzekać. Kto wie? Może spotka ją tam coś niezwykłego?
Sześć tygodni później:
- Nie wierzę, że na to pozwoliłeś! - krzyczy Sara.
- Ależ to nic takiego - oznajmia Hayden.
- Nic takiego?!
Spoglądamy z Richardem na siebie z rozbawieniem. Każdy wie, że nie należy lekceważyć słów Sary. Hayden wciąż o tym zapomina co doprowadza do moją siostrę do szału. Tak było gdy kazał zainstalować w pałacu telefon i tak jest teraz, gdy pozwolił wnieść telewizor do sali bawialnianej dla dzieci. Richard prosił go o to od dawna, a Hayden nigdy nie nauczy się odmawiać swoich dzieciom. Tak więc teraz musi udobruchać Sarę. Szczerze mówiąc ostatni raz widziałam ją tak wściekłą gdy mama zaczęła dawać jej rady dotyczące wychowywania Oktavii.
- Kochanie nie denerwuj się. W twoim stanie to niewskazane - głos Haydena jest przesłodzony. Zapomniałam wspomnieć, że Sara i Hayden spodziewają się kolejnego dziecka. Kolejna ciąża nie była planowana ale oboje bardzo się cieszą.
- Sugerujesz, że nie dbam o nasze dziecko! - krzyczy. Haydenowi idzie kiepsko.
- Oczywiście, że nie...
Pochyla się i całuje ją w usta. Richard krzywi się z obrzydzeniem, robiąc przy tym zabawną minę.
Sara wydaje okrzyk pełen gniewu, uwalnia się z uścisku męża i wychodzi z bawialni przeklinając postęp technologiczny.
- Powodzenia - życzę mu.
- Będzie mi potrzebne - burczy i rusza w pościg za ukochaną. Tymczasem Richard i ja wracamy do oglądania telewizji.Osiem tygodni później:
Dziś wieczorem Sara i Hayden zamierzają ogłosić mieszkańcom Gollrewin poczęcie trzeciego potomka rodu Hadbrige'ów. Z tej okazji zatrudniono kilkaset osób, które zorganizowały uroczysty bal. Pojawili się na nim wszyscy przedstawiciele szlachty, uczeni i przyjaciele rodziny. Wszyscy świętują z parą królewską. Brakuje tylko Anny, która zajęta jest zdobywaniem zaufania swojego pracodawcy, który podobno jest dla niej okropny.
Spacerując między gośćmi uśmiecham się i składam ukłony jeśli to konieczne. W ciągu ostatnich tygodni nauczyłam się zachowywać pozory. Przestałam rozmyślać o przeszłości. Nauczyłam się też skutecznie oszukiwać samą siebie. Wmówiłam sobie, że jestem szczęśliwa. Tak naprawdę nigdy nie kochałam Trevora. To było tylko fatalne zauroczenie, które należy do przeszłości.
- Och, Robin! Wyglądasz pięknie - woła mama na mój widok. Miałam nadzieję, że mnie nie zauważy. Wydawała się być zbyt zajęta rozmową z lordem, którego wyobraża sobie w roli mojego męża. Ale nie nie zamierzam spełnić jej oczekiwań. To pierwszy wieczór mojego nowego życia. Dziś całkowicie zapomnę o tym co było i zacznę nowy rozdział w swoim życiu.
- Dziękuję. Ty również mamo.
Odwracam się żeby odejść w przeciwnym kierunku. Schowam się gdzieś i spróbuję tych pyszności, które przygotowywał kucharz.
- Zaczekaj kochanie. Pamiętasz lorda Wooda?
Tylko nie to.
- Oczywiście. Jak się pan miewa?
Lord Wood uśmiecha się głypkowato. Muszę przyznać, że mimo braku urody posiada niezwykłe oczy. Na pierwszy rzut oka wydają się być brązowe ale jeśli się przyjrzeć lepiej można zauważyć, że w świetle zyskują zieloną otoczkę.
- Co o tym sadzisz kochanie? - głos mamy przywraca mnie do rzeczywistości.
- Słucham?
- Pan Wood zaprasza cię do tańca kochanie - mówi mama. Wyraz jej twarzy nie pozostawia wątpliwości. Mam przyjąć zaproszenie.
- Z przyjemnością - dukam.
Lord Wood prowadzi mnie na parkiet i wśród innych par zaczynamy wirować w takt muzyki. Między nami panuje cisza i na szczęście mężczyzna jej nie przerywa.
Nagle muzyka cichnie. Orkiestra przestała grać. Tańczące pary zatrzymują się. Wszyscy podchodzą do podestu, na której umiejscowiona jest orkiestra.
- Co się tam dzieje?- mruczy jakaś kobieta.
- Jakiś mężczyzna wszedł na podest. Chyba kogoś szuka - odpowiada jej towarzysz.
Próbuję coś zobaczyć ale jestem zbyt niska.
Szepty nie ustają do czasu aż ktoś prosi o ciszę. Tym kimś jest Hayden.
- Chciałbym podziękować wszystkim za przybycie aby świętować razem z nami tą dobrą nowinę. Jednakże zebraliśmy tutaj również z innego powodu - oznajmia. W tym momencie na podest wchodzi inny mężczyzna. Z odległości kilkunastu metrów nie mogę go dostrzec.
- Mój przyjaciel, Jego Królewska Mość Trevor Ramires Trzeci pragnie powiedzieć coś pewnej osobie - ogłasza.
Oczy zachodzą mi mgłą. To niemożliwe. Odwracam się wokół własnej osi szukając wzrokiem Sary. To jej sprawka. Wiem, że tak. Nie zostanę tu dłużej. Co za poniżenie. Wszyscy będą o tym mówić.
- Robin? - jego głos sprawia, że wszystkie uczucia wracają.
- Muszę zaczerpnąć powietrza - szpeczę.
- Zaprowadzę cię - oferuje lord Wood. Przyjmuję jego pomocną dłoń. To lepsze niż konfrontacja z Trevorem na oczach całego Dell i połowy królestwa.- Robin, wiem, że źle zrobiłem. Daj mi... dokąd się wybierasz! - dobiega do mnie jego głos. Przyspieszam niemal ciągnąc za sobą lorda. Rozlegają się podekscytowane szepty zebranych.
- Może powinna pani... - sugeruje mój towarzysz.
- Muszę wyjść - jęczę. Udaje mi się wydostać z tłumu i dotrzeć do drzwi.
- Dalej sama sobie poradzę - krzyczę i zostawiam lorda Wooda z tyłu. Chyba mnie woła ale go ignoruję. Biegnę dopóki nie docieram do pustego korytarza. Zatrzymuję się żeby złapać oddech. Co ja wyprawiam? To przecież Trevor. Dlaczego uciekam jak obłąkana?
- Robin?
- No co? - krzyczę stając twarzą w twarz z Trevorem.
- Nic ci nie jest? Co ci przyszło do głowy żeby tak biec? Mogłaś się zabić w tej sukni - krzyczy.
Wiem, że ma rację ale jestem zbyt zraniona żeby przyznać mu rację.
- To nie twoja sprawa. Czego chcesz? Postanowiłeś mnie ośmieszyć? Nie dość, że mnie oszukałeś to jeszcze chcesz mnie zniszczyć?
- Nigdy cię nie oszukałem - mówi.
Okropny kłamca.
- Mówiłeś, że mnie kochasz, a potem z zaledwie kilka chwil zmieniłeś zdanie!
- Nigdy nie powiedziałem że cię nie kocham.
- Właśnie, że tak! Umierałam ze strachu o ciebie, a ty mnie odrzuciłeś!- łkam.
- Nie chciałem zmuszać cię do ślubu. Byłem przekonany, że mnie nie kochasz. Wszyscy oczekiwali od ciebie ślubu ze mną.
- Ja też chciałam tego ślubu!
- Wiem.
- Więc czemu mnie zostawiłeś?
Trevor robi kilka kroków i staje przede mną.
- Bałem się, że za parę lat będziesz mnie obwiniać o to, że zmusiłem cię do życia ze mną. Praktycznie zmusiłem cię do zaręczyn. Tak bardzo cię kocham, Robin. Musiałem dać ci czas żeby przekonać się czy naprawdę mnie kochasz - mówi.
- Nigdy bym tego nie zrobiła. Kochałam cię - szpeczę.
Trevor blednie. Cofa się, kręcąc głową.
- Więc to na nic? Już mnie nie kochasz - mamrocze.
- Mówiłam ci, że nigdy cię nie zapomnę. I nigdy nie przestanę cię kochać.
Tyle wystarczy aby twarz Trevora nabrała wyrazu. W jednej chwili stał dwa metry ode mnie, a w następnej miażdży moje usta w cudownym pocałunku.
- Wybacz mi kochanie - błaga między pocałunkami. Rozum mówi, że powinnam się od niego odsunąć ale serce zwycięża. Nie mogę go utracić.
- Wybaczam - mruczę. Trevor porywa mnie w powietrze wykrzykując raz za razem słowa miłości.Wiele godzin później wracamy na salę balową by oznajmić kolejną dobrą nowinę.
KONIEC