Spędziłam wiele lat w jednej z najlepszych szkół w czterech królestwach i udało mi się ukończyć naukę z dobrym wynikiem, a jednak niczego się nie nauczyłam. Bowiem wciąż zamiast głowy słucham serca. Nic nie jest w stanie zagłuszyć mojej romantycznej osobowości. Właśnie przez to nie odpycham Trevora, a wręcz przeciwnie, pozwalam by ułożył moje dłonie na swoim karku i przyciągnął mnie jeszcze bliżej. W dodatku wydaję z siebie jęk aprobaty co ośmiela Trevora do rozwiązania połów mojego szlafroka. Jego usta skutecznie mnie rozpraszają więc prawie nie czuję wstydu mimo iż mam na sobie już tylko cienką koszulę nocną.
Całujemy się gorączkowo, jakbyśmy nigdy więcej nie mieli się dotknąć.
Wzdycham, napieram jeszcze bardziej na jego ciało. Dotykamy się w każdym możliwym miejscu ale wciąż nam mało. Odnoszę wrażenie, że płonę z pragnienia bycia blisko niego.Rozlega się trzask.
- Panno Wonder?Jęczę w proteście gdyż Trevor odsuwa się odrobinę przez co nasze ciała nie są już tak blisko. Oboje ciężko dyszymy wpatrując się w siebie nawzajem. Chyba właśnie dociera do nas powaga sytuacji.
Jak do tego doszło? Jak mam się zachować? Bo niby co mam teraz zrobić czy powiedzieć? Co się mówi do mężczyzny, który nie jest twoim mężem, a z którym pozwoliłaś sobie zapomnieć o rzeczywistości i groźbie kompromitacji?- Trevor? Panno Wonder?
Znów rozlega się trzask. Oboje spoglądamy na drzwi do łazienki.
- To Margo - szepczę. Jakbyśmy się jeszcze nie zorientowali. Jej głos poznałabym wszędzie.
- Co się tam dzieje? - pyta. Na szczęście nie wchodzi. Zakładam szlafrok i owijam się nim szczelnie. Nie patrząc na Trevora podchodzę żeby otworzyć drzwi i stanąć oko w oko ze wścibską gospodynią.
- Nic takiego. My tylko rozmawialiśmy - dukam. Margo przygląda mi się z uwagą. Nieco dłużej obserwuje moją twarz i rozczochrane włosy. Mam nadzieję, że wygląda to tak jak w chwili gdy wstałam.
- To dobrze - stwierdza Margo. Oddycham z ulgą choć niepokoi mnie spojrzenie jakie posyła Trevorowi.
- Chodźmy już. Muszę jeszcze zmierzyć cię w ramionach - mówi. Odwraca się ale wciąż zerka na mnie przez ramię, oczekując, że natychmiast ruszę za nią, co oczywiście robię. Właściwie to i dobrze. Nie chcę nawet myśleć o tym do czego by doszło gdyby się nie pojawiła. Tak samo jak nie chcę zostać sama z Trevorem, który teraz z pewnością patrzy na mnie tym rozpalonym spojrzeniem pełnym tęsknoty i głodu.Podczas śniadania przy stole panuje wesoła atmosfera. Margo dała sobie spokój z podejrzliwością i z uwagą słucha najnowszych plotek z dworu królewskiego przekazywanych przez strażników.
Zupa mleczna i owoce są wyjątkowo smaczne i apetyt nam dopisuje. A przynajmniej większości z nas. Jestem tak zdenerwowana bliskością Trevora, że całe ciało mnie boli od napinania go.
- Nie smakuje ci?
- Jest pyszne. Po prostu nie mam apetytu - odpowiadam na pytanie Trevora. Mogę mu to nawet wyśpiewać jeśli dzięki temu odsunie się tak aby nie ocierał się o mnie co chwilę, a nasze kolana nie stykały się.
- Spróbuj zjeść chociaż trochę - prosi.
- W twoim wieku powinnaś jeść dużo więcej - wtrąca Margo. - Powinnaś przytyć żeby mieć siłę nosić dzieci. Teraz młode panny myślą tylko o urodzie, a nie na tym polega ich rola.
- Robin jest idealna - sprzeciwia się Trevor, a jego dłoń obejmuje moją i unosi żeby usta mogły złożyć na niej czuły pocałunek. Tradycyjnie robię się czerwona, moje ciało ogarniają dreszcze.
- Poza tym jeszcze nie zdążyłem się nią nacieszyć. Za wcześnie na tego typu rozmowy - kontynuuje. Gromię go wzrokiem ale on nie zwraca na to uwagi. Arogancki bufon.
- Zostałeś następcą tronu. To oczywiste, że musisz mieć dużo potomstwa. Tylko to zapewni dobro królestwa - nie ustępuje Margo. Mam ochotę się wtrącić ale się powstrzymuję. Niech rozstrzygną to między sobą.- Ukrywasz się - stwierdza Trevor, siadając na ławce obok mnie.
- Nie... ja tylko... masz rację. Margo okropnie mnie denerwuje - przyznaję. Trevor reaguje śmiechem dzięki czemu atmosfera trochę się rozluźnia. - Margo potrafi być męcząca ale musisz przyznać, że jej potrawy są pyszne.
Potakuję. Z moich ust nie schodzi uśmiech. Jak dobrze jest znów się śmiać.
- Pięknie tu, prawda? - pyta.
- Bardzo. Prawie tak pięknie jak w Gorllewin.
Zapada cisza. Jednak nie jest ona niezręczna. Podziwiamy piękno ogrodu, a do tego słów nie potrzeba. Pogoda jest idealna. Nie ma zbyt wiele kwiatków ale wszędzie rosną idealnie przystrzyżone krzewy i kwitnące drzewa. Jest tak spokojnie. Mogłabym tu zostać na zawsze... z Trevorem siedzącym u mojego boku. Ogarnia mnie dziwne uczucie. Jutro naprawdę wyjdę za Trevora. Będziemy razem... już zawsze. Mój...
- Narzeczony - szepczę wsłuchując się w brzmienie tego słowa.
- Słucham? - pyta Trevor.
- Nic - wstaję i uśmiecham się. - Idę na spacer.
Nie idź za mną. Nie idź za mną...
- I tak miałem już wracać - odpowiada.
Całe szczęście. Nie wiem czy dałabym radę udawać obojętność gdy właśnie dociera do mnie prawda, której tak unikałam. Niestety nie mogę się dłużej oszukiwać. Faktem jest iż czuję coś do Trevora i nie mogę się tego dłużej wypierać.Spaceruję dłużej niż zamierzałam. Nie chcę natknąć się na Trevora dlatego wracam okrężną drogą i wchodzę do domu głównym wejściem. Już w przedpokoju słyszę głośne głosy świadczące o tym, że Margo jest zdenerwowana, a Trevor coś jej tłumaczy. Ciekawe o co tym razem się posprzeczali.
- Nie miałem pojęcia, że pojawią się tak szybko - dociera do mnie głos Trevora. Powinnam iść do swojej sypialni. Podsłuchiwanie jest niegrzeczne.
- Co teraz z tobą będzie? - głos Margo jest zmartwiony, wręcz zrozpaczony.
- Nic mi nie będzie. Najważniejsze żeby Robin o niczym się nie dowiedziała - odpowiada Trevor.
O czym mam nie wiedzieć?
- Boję się, że zamkną cię w więzieniu. Jesteś jeszcze taki młody. Powinnam była ich nie wpuszczać - chlipie Margo.
- Nie miałaś wyboru. Idź tam i spróbuj ich czymś zająć. Muszę znaleść Robin. Może jeszcze uda mi się to naprawić - mówi Trevor. On również jest zdenerwowany. Coś jest nie tak. Ogarnia mnie przerażnie. A co jeśli to... Raven? Jesteśmy w niebezpieczeństwie. Otwieram drzwi i wchodzę do kuchni.
- Co chcesz naprawić?
Oboje zamierają co zwiększa mój niepokój.
- Kogo Margo wpuściła do domu? Wyjaśnijcie mi to - proszę.
- Margo zanieś herbatę do salonu - Trevor zwraca się do gosposdyni. Staruszka posłusznie zabiera tacę z pięcioma filiżankami i wychodzi.
- Jest coś o czym ci nie powiedziałem - wreszcie Trevor zwraca się do mnie.
- To znaczy?
- Cóż... są pewne sprawy, o których nie wiesz...
- Po prostu to powiedz - proszę. - Czy coś nam grozi? Czy Raven...
- Właściwie to dotyczy Ravena, ciebie i mnie. Pamiętasz, że z mu początku pomagałem. Mogłem cię ostrzec ale tego nie zrobiłem.
- Już ci to wybaczyłam - zapewniam. I naprawdę to zrobiłam.
- To wiele dla mnie znaczy. Ale nie wszyscy są tak wyrozumiali. Twoi bliscy uważają mnie za współwinnego wszystkich krzywd jakie wyrządził wam Raven. Wydali rozkaz aresztowania mnie.
- Dlaczego mówisz mi o tym teraz?
- Kilka godzin przed naszym wyjazdem z pałacu dowiedziałem się, że Hayden wysłał po ciebie eskortę...
- Wysłali po mnie strażników?!
- Tak. Ale wiedziałem, że będą chcieli mnie aresztować, a sprzeciw Ayaza zagroził by sojuszowi. Dlatego musiałem wyjechać.
Jego słowa powoli nabierają sensu.
- Skłamałeś, że zabierzesz mnie do domu, prawda? - upewniam się choć odpowiedź jest oczywista. Oszukał mnie.
- Tak - szpecze.
- I chciałeś... wziąć ze mną ślub żeby...
Wydaję z siebie szloch.
- Tak - mówi i tym jednym słowem łamie mi serce. Nawet nie stara się zaprzeczyć. Wykorzystał mnie. Przekonywał do ślubu bo pragnął otrzymać immunitet.
Kręcę głową. Po raz kolejny dałam się oszukać. Jestem naiwna i głupia. Sprawa Ravena niczego mnie nie nauczyła.
- Jesteś gorszy niż Raven - mówię. Chciałabym go zranić tak bardzo jak on mnie ale musiałby mieć serce żeby mi się udało. A on zamiast niego ma bryłę lodu.
- Przykro mi - szpecze.
- To mnie jest przykro - chlipię.
- W salonie są strażnicy wysłani z Gorllewin - dobiega do mnie jego głos gdy ruszam do drzwi.Nie mogę się powstrzymać i dodaję wcześniej. Za to kolejny rozdział pojawi się dopiero 11.03.16 :-)