Podróż do Hadbrige Palace zdaje się nie mieć końca. Gdy wreszcie docieramy na miejsce wyskakuję z samochodu i jak opętana biegnę prosto do sypialni Trevora, nie zwarzając na wołanie Anny i Geneview, która próbuje mnie zatrzymać na korytarzu. Trevor będzie musiał mnie wysłuchać. Już ja mu powiem co myślę o jego ucieczce do Arthedain. Jeśli będzie trzeba to rzucę mu się do nóg i nie puszczę do czasu aż porozmawiamy.
Staję w drzwiach jego sypialni, ciężko dysząc. Nie ma go. Łóżko jest idealnie posłane, zasłony na oknach odsłonięte, wokół pachnie świeżością. Nigdzie nie widać Trevora.
- Panienko Robin - woła Geneview, pojawiając się obok.
- Gdzie on jest? - pytam stąpając niecierpliwie z jednej nogi na drugą.
- Książę właśnie rozmawia z siostrą panienki w ogrodzie - oznajmia.Zauważam ich już z daleka, znacznie wcześniej niż oni mnie. Przemierzają ścieżkę dyskutując o czymś z zapałem. Udaje mi się podejść na odległość kilku metrów gdy Trevor podnosi wzrok. Zauważa mnie i zastyga, zwracając uwagę Sary, która od razu milknie na mój widok. Oczywiście nie trzeba być jasnowidzem aby wiedzieć, że rozmawiali o mnie.
- Jesteś - woła Sara. Minę ma napiętą.
- Dostałam twój list i postanowiłam przyspieszyć powrót. Poza tym Anna tęskniła za Oktavią i Richardem - dukam.
Sara potakuje zerkając to na mnie, to na Trevora. Sytuacja jest nadzwyczaj niezręczna. Trevor starannie unika mojego wzorku i chyba nie zamierza przyłączyć się do rozmowy.
- Muszę z tobą porozmawiać - zbieram się na odwagę i zwracam się do niego.
- Pójdę przywitać Annę - duka Sara. Jestem jej wdzięczna za to, że daje nam chwilę prywatności.
Zostajemy sami ale on wciąż milczy.
- Podobno chcesz wyjechać.
- To prawda - odpowiada chłodno.
- Dlaczego?
Próbuję odszukać jego spojrzenie ale to na nic. Spójrz na mnie Trevorze.
- Wuj chce żebym zaczął się przygotowywać do roli króla. Spieszno mu do oddania korony, a poza tym... nic mnie tu już nie trzyma.
Te słowa bolą. Trevor nie wie nawet jak bardzo mnie rani. To tak jakby już mnie nie kochał. Przecież nie mógłby odkochać się tak po prostu.
- Nawet ja? - wymyka mi się. Brzmię naprawdę żałośnie. Jakbym miała się rozpłakać. Chwila... właśnie to robię. Stoję tu przed mężczyzną swojego życia, który chce mnie zostawić, i nawet nie potrafię zachować choćby odrobinę dumy. A Trevor tylko stoi i wpatruje się we mnie z chłodem, który doprowadza mnie do rozpaczy.
- Czy to co razem przeszliśmy nic dla ciebie nie znaczy? Zapomnisz o tym? A co ze ślubem Trevor? Upierałeś się żeby do niego doszło, a gdy uwierzyłam, że będziemy razem szczęśliwi zmieniasz zdanie i mnie odrzucasz.
Coś przemyka przez jego twarz, ale znika zbyt szybko bym mogła to rozszyfrować.
- Poradzisz sobie - odpowiada po raz pierwszy spoglądając mi prosto w oczy.
- Więc przyjechałeś tutaj, choć groziła ci śmierć, zażądałeś ślubu, uratowałeś mnie po raz kolejny, przez co omal sam nie umarłeś, tylko po to by teraz wyjechać? - nie mogę sobie darować odrobiny sarkazmu.
Trevor otwiera usta ale nie wydaje żadnego dźwięku. Wreszcie udało mi się sprawić, że zaniemówił lecz nie cieszy mnie to wcale. Nie potrafię do niego dotrzeć. Trevor nie zachowuje się, tak jak dawniej. Nie znam go takiego obojętnego i nie mam pojęcia jak z nim rozmawiać.
- Muszę już iść - duka wreszcie.
- Oczywiście- wybucham w przypływie złości. - Nigdy nie sądziłam, że jesteś tchórzem. Wracaj sobie do Arthedain, bądź królem i znajdź sobie inną naiwną, która zakocha się w tobie. Ale ja o tobie nie zapomnę! Nawet jeśli wyjdę za mąż za innego - krzyczę gdy jak poparzony pędzi przez ogród.
Czekam aż zniknie mi z oczu i przestaję nad sobą panować. Jeszcze nigdy tyle nie płakałam.Po kilku godzinnym spacerze, wracając do swojej sypialni w fatalnym stanie, dowiaduję się, że Trevor wyjechał. Popadam w jeszcze większą rozpacz. Zamykam się w sypialni i nie wpuszczam nawet Anny. Na najbliższą noc będzie musiała znaleść inne łóżko do spania.
Mijają dni, a ja czuję się dobrze. Od dwóch dni już nie płaczę. Zaczęłam też jeść posiłki przyniesione przez Sarę.
Czas leci, a ja czuję, że stoję w miejscu. Anna przygotuje się do wyjazdu. Chciała zrezygnować ze względu na mnie ale jej nie pozwoliłam. Sara i Hayden wciąż są ze sobą szczęśliwi. Właśnie wysłali Richarda do Maksymiliana i Sindy. Mała Oktavia zachorowała ale lekarz zapewnia, że nic jej nie grozi. Mimo to rodzice przyjechali żeby być przy niej. Mama doprowadza mnie do szału próbując wydać mnie za jakiegoś lorda. Kłótnie z nią mi służą. Pozwalają nie myśleć. Przynajmniej w dzień, gdyż nocami nie śpię, wpatrując się w sufit. Wyobrażam sobie jak wygląda Trevor, co akurat robi i czy choć raz za mną zatęsknił.
Tej nocy również tak jest. A może jest znacznie gorzej. Podczas śniadania mamie wymknęło się coś na temat koronacji Trevora. Udałam, że mnie to nie interesuje ale nie mogłam ukryć braku apetytu. Chcąc nie chcąc wysłuchałam opowieści mamy o przebiegu uroczystości koronacyjnej i jej uwag dotyczących braku zaproszenia dla Sary i Haydena. Nie wiem jak się z tym czułam. Chciałabym powiedzieć, że byłam obojętna ale to kłamstwo. Do tej pory nie mogę przestać o tym myśleć. Ślub z córką bogatą księżną to kwestia czasu. Prędzej czy później Arthedain będzie musiało zyskać królową. I to nie będę ja.