Obracam pierścionek na palcu tylko przelotnie zerkając na zdobiący go kamień. Jeśli znów zacznę podziwiać jego piękno rozpłaczę się przy Margo i, co gorsza, przy Trevorze, a to byłaby wielka kompromitacja.
- Wszystko w porządku? - głos Trevora sprawia, że wracam do rzeczywistości.
- Tak - mamroczę. Biorę głęboki wdech. Muszę wziąć się w garść. Przecież nie chcę żeby zobaczył jak bardzo wpłynęło na mnie to wydarzenie z przed godziny.
- Margo przygotowała dla nas sypialnie - informuje podchodząc bliżej.
- Chyba nie... nie musimy spać w jednej sypialni?
Kąciki jego ust podnoszą się. Nie cierpię tego, że ciągle czerwienię się przy nim.
- Nie. Ale Margo uznała, że powinniśmy mieć wspólną łazienkę na wypadek gdybyśmy... - chrząka jakby coś stanęło mu w gardle. - Na wypadek gdybyśmy chcieli o czymś porozmawiać.
Tym razem oboje jesteśmy czerwoni na twarzy, ale po raz pierwszy widzę zawstydzonego Trevora. Do tej chwili zawsze był pewny siebie i arogancki.
Mimo iż sytuacja jest żenująca to mam ochotę roześmiać się głośno.
- Jestem zmęczona. Lepiej pójdę się zdrzemnąć.
Wstaję i kieruję się do wyjścia starannie unikając jego wzroku. Przyjaciele Trevora muszą być zamożni. Zdobienia na dywanie wyglądają na prawdziwe złoto.
- Jeszcze jedno - odzywa się, łapiąc mnie za nadgarstek. Milczy więc podnoszę wzrok. Wzrok Trevora skupiony jest na pierścionku. Z zapartym tchem obserwuję z jaką czułością to robi. Pod wpływem jego dotyku po moim ciele przechodzi niekontrolowany dreszcz, a z moich ust wydobywa się jęk, co nie uchodzi uwadze chłopaka. Spogląda na mnie i niech mnie piekło pochłonie jeśli w jego szarych oczach nie ma pragnienia.
- Wierzysz w przeznaczenie?
Przeznaczenie? Oczywiście, że w nie wierzę. Czy dała bym się oszukać Ravenowi gdybym nie wierzyła? Czy żyła bym w przeświadczeniu, że gdzieś tam jest książę z bajki, który pojawi się na białym koniu i razem odjedziemy ku zachodzącemu słońcu? Mimo nauczki jaką dostałam wciąż jestem tak naiwna, że wierzę.
- Chyba tak - szepczę. Jego oczy są takie piękne. Mogłabym utonąć w jego spojrzeniu. Wreszcie ktoś patrzy na mnie w ten sposób, dotyka mnie jakbym była bezcennym skarbem. Mój mózg staje się całkowicie bezużyteczny.
- W takim razie rozumiesz, że to wszystko co cię spotkało miało jakiś cel.
- Pewnie... tak.
- To dobrze. Czeka nas wspaniała przyszłość. Musisz tylko po nią sięgnąć, Robin. W głębi serca wiesz, że tego pragniesz. Wystarczy, że powiesz "tak".
- Tak - dukam automatycznie. Nie potrafię się oprzeć jego spojrzeniu. Nogi mam jak z waty. Gdyby nie silne ramię Trevora obejmujące mnie w pasie upadłabym.
Zwilżam usta językiem, a Trevor obserwuje ten ruch.
Dlaczego niemal leżę na kanapie?
- Cudownie. Margo zajmie się wszystkim - mówi, stawiając mnie na nogi tak gwałtownie, że głośno piszczę. Co się dzieje?
- Powinnaś odpocząć - mówi. Popycha mnie w stronę drzwi, a sam staje odwraca się ode mnie. Zdezorientowana i rozdygotana wychodzę.Po kilku godzinnym śnie budzi mnie Margo. Dzieje się coś dziwnego.
- Co się dzieje? - pytam. Gospodyni staje nade mną ze sznurkiem wesoło podśpiewując. Zamierza mnie związać?
- Nie ruszaj się kochanieńka - mruczy. Owija sznurek wokół mojej głowy, nóg i tułowia.
- Idealnie - mamrocze.
- Czy może mi pani wyjaśnić co się dzieje? - proszę. Z rozbawieniem obserwuję staruszkę. Jest tak skupiona na tym co robi, że nie zwraca uwagi na moje zakłopotanie i zdziwienie.
- Doskonale - podśpiewuje.
- Proszę pani?
Ignoruje mnie. Mogłabym dla niej nie istnieć.
- Proszę pani?
Nic.
- Margo! - krzyczę.
Gospodyni milknie i spogląda na mnie. Jest zdziwiona moim wybuchem.
- Coś się stało kochanieńka?
- Też chciałabym to wiedzieć. Czy może mi pani wyjaśnić dlaczego biega pani po mojej sypialni i owija mnie sznurkiem?
- Och, przepraszam. Chciałam tylko wziąć miarę. Mam suknię w sam raz dla panienki. Trevor oszaleje gdy cię w niej zobaczy.
Wraca do nucenia.
- To miłe z pani strony ale wystarczy mi to co już mam - zapewniam. Margo jest kochana. Nie chcę nadużywać jej gościnności. Powinna odpoczywać pod nieobecność pracodawców, a tymczasem zajmuje się nami.
- Nie pleć bzdur. Przecież nie możesz wyjść za mąż w zniszczonej sukni.
Moje brwi unoszą się tak wysoko, że bolą mnie oczy.
- Słucham?
- Nie wstydź się moja droga. Trevor wszystko mi wyjaśnił. Mam w tym pewne doświadczenie. Kilka lat temu urządzałam przyjęcie zaręczynowe siostry mojej pracodawczyni. Urocza istota. Nie była zbyt piękna...
- Chyba zaszła jakaś pomyłka - przerywam jej. O czym ona mówi? To napewno sprawka Trevora. Kto inny mógłby wprowadzić Margo w taki błąd?
- Pomyłka? Co też panienka opowiada. Trevor wyjaśnił, że pragniecie pobrać się jak najszybciej.
- Naprawdę? A gdzie on teraz jest?
- W swojej sypialni oczywiście. Jest dość wcześnie - odpowiada.
Tego już zbyt wiele. Zrywam się z łóżka, wkładam szlafrok i wchodzę do łazienki. To najkrótsza droga do sypialni tego aroganckiego bufona.Wewnątrz panuje półmrok, mimo to mogę dostrzec smacznie śpiącego Trevora. Moja złość zmienia się w wściekłość. Skoro ja zostałam wyrwana z łóżka o świcie to dlaczego on miałby nadal spać?
Podchodzę do okien i jednym płynnym ruchem odsłaniam ciężkie kotary. Światło bezbłędnie pada na twarz chłopaka.
Trevor wydaje głośny jęk, porusza się i otwiera oczy. Jeszcze mnie nie widzi.
- Margo zasłoń okna - marudzi.
- Nie ma mowy - prycham.
- Robin? Co ty tu robisz do cholery? Jest noc - mamrocze zaspanym głosem. Przeciera oczy i siada. Kołdra zjeżdża mu do pasa ukazując całkiem dobrze umięśniony tors. Widok jest niezwykle kuszący toteż nie mogę odwrócić wzroku.
- Nie byłoby mnie tutaj gdybyś nie nagadał bzdur Margo. Jak mogłeś powiedzieć jej, że się pobieramy?! Właśnie przełożyła mi sznurek do głowy i mówi coś o przyjęciu zaręczynowym - krzyczę. Nigdy nie byłam tak wściekła jak w tej chwili. Dobrze wychowana dama nie wchodzi do sypialni mężczyzny, który nie jest jej mężem i nie wszczyna awantur ale nie potrafię się opanować. Trevor wzbudza moje najgorsze instynkty.
- Nie zamierzasz tego wyjaśnić? - warczę.
- Czekam aż ochłoniesz. Nie zamierzam kłócić się z tobą gdy w tym czasie mogę smacznie spać. Uspokój się albo wyjdź i wrócimy do tego później.
Otwieram usta żeby odeprzeć jego atak ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Po prostu stoję i wpatruję się w niego zszokowana. Brew temu co zamierzałam osiągnąć krzycząc i złoszcząc się na niego garnia mnie wstyd i poczucie winy. A przecież to on powinien tak się czuć. To przez niego Margo myśli, że się pobieramy. Ale nie ma sensu się złościć. Przy nim niczego tym nie osiągnę. Tylko zrobię z siebie wariatkę.
- A teraz wyjaśnij mi w czym rzecz - mówi Trevor.
- Margo pojawiła się w mojej sypialni i twierdzi, że się pobieramy.
Trevor marszczy brwi. Układa się wygodniej. Mięśnie jego klatki piersiowej przyciągają moją uwagę. Przełykam ślinę. Jakby się czuł gdybym ułożyła się w jego ramionach i oparła bym głowę na jego torsie?
- I o to ta cała awantura? - pyta. Zachowuje się tak jakby to było nic ważnego.
- Uważasz, że to nic takiego?
- Przesadzasz. Być może Margo powinna poczekać ale ona słynie z niecierpliwości.
- O czym ty mówisz Trevor?
- Próbuję wyjaśnić ci, że Margo nie chciała cię obrazić. Poprosiłem ją żeby kupiła ci odpowiednią suknię ślubną. Zajmie się też organizacją zaślubin.
Przeczesuje dłonią włosy mierzwiąc je jeszcze bardziej. Ten gest skutecznie mnie dekoncentruje. Skup się. Jesteś na niego wściekła.
- A ja usiłuję dać ci do zrozumienia, że nie zamierzam brać ślubu - wyjaśniam. Uśmieszek na jego ustach znika w kilka sekund co sprawia mi dużą satysfakcję.
- Oczywiście, że weźmiesz ślub. I to ze mną. Tutaj. Jutro - mówi.
Wybucham śmiechem.
- Nie - udaje mi się wykrztusić między spazmami śmiechu. - Zapomnij o tym głupim pomyśle.
Twarz Trevora pochmurnieje. Wyskakuje z łóżka i robi kilka kroków w moją stronę. Słodka panienko. Ma na sobie tylko bieliznę.
- Wyjdziesz za mnie. Zgodziłaś się wczoraj - warczy. Niemożliwe. Nie zgodziłabym się. A może jednak? Nie mogę myśleć gdy stoi przede mną prawie nagi. Co za niezręczna sytuacja.
- Musiałam być bardziej zmęczona niż sądziłam - mamroczę. Zdaję sobie sprawę z tego, że go prowokuję ale za późno na odwołanie tych słów. Dlaczego nie potrafię milczeć gdy trzeba?
Oczy Trevora ciemnieją. Jest wściekły. Dlaczego zdawało mi się, że odrzucając go nie urażę jego dumy? Wszyscy mężczyźni są tacy sami.
- Zgodziłaś się. Ślub odbędzie się jutro - mówi i robi coś na co w głębi serca czekam z niecierpliwością: rzuca się na moje usta i łapczywie całuje.