Po tym jak przeczytałam list między mną, a Trevorem doszło do małego porozumienia. Wciąż mu nie ufam choć nie robi nic podejrzanego. Wręcz przeciwnie. Dba o mnie, pilnuje żebym nie wstawała z łóżka i przynosi smaczne posiłki. Minęły trzy dni podczas, których z zapartym tchem wyczekuję chwili gdy w drzwiach stanie Raven i powie mi, że Trevor wciąż mu pomaga. Trevor stara się jak może żeby zdobyć moje zaufanie ale nadal nie mogę mu tego dać. Właściwie to nie mam pojęcia jak się zachowywać w jego towarzystwie. Za każdym razem gdy przychodzi prawie nie rozmawiamy. Tym razem jednak jest inaczej.
Zamiast grzecznie zapukać i wejść po cichu żeby mnie nie wystraszyć wpada do pokoju ciężko dysząc.
- Wszystko się ułożyło - wykrztusza.
- O co chodzi? - pytam, czując jak strach i panika zalewają moje ciało. Jeśli ma na myśli, że Raven jest w jego domu i zamierzają mnie uwięzić to będę walczyć. Ktoś ze służby napewno mnie usłyszy.
- Nie słyszałaś co powiedziałem? Wszystko skończone, Robin - mówi, łapiąc mnie za ramiona i potrząsając mnie jak kukłą. Sztywnieję na całym ciele.
- Nie dotykaj mnie! Ty podły kłamco. Obiecałeś, że mi pomożesz!
Szarpię się nie zważając na ból, który mi to sprawia.
- Nie uda ci się...
Mocne uderzenie w twarz sprawia, że milknę. Cios nie jest bolesny ale szok jaki odczuwam sprawia, że wpatruję się w niego jak zamroczona.
- Przepraszam, nie dałaś mi wyboru. Inaczej mogłabyś sobie zrobić krzywdę - tłumaczy, a ja wpatruję się w niego bez słowa.
- Nic ci nie jest? Nie chciałem uderzyć tak mocno.
Wciąż się w niego wpatruję.
- Ty... uderzyłeś mnie - dukam.
- Tylko tak mogłem cię uspokoić. A teraz mnie posłuchaj - prosi. - Wcale nie chcę ci zrobić krzywdy. Wręcz przeciwnie...
- Co masz przez to na myśli? - pytam podejrzliwie. To wszystko coraz mniej mi się podoba.
- To, że godzinę temu Ayaz Ramires wydał rozkaz aresztowania Ravena za zdradę królestwa i spiskowanie przeciw sojusznikom Arthedain!
Wstrzymuję oddech. Trevor głośno się śmieje krążąc po pokoju, a gdy pochyla się i mnie przytula wydaję z siebie niekontrolowany jęk. No bo naprawdę mocno do mnie przylega. W dodatku jego oddech łaskocze moją skórę.
- Nie masz pojęcia jak się cieszę - mówi ściskając mnie jeszcze mocniej. Mimowolnie układam dłonie na jego plecach.
- Jutro skontaktuję się z Haydenem. A na razie zabieram cię do pałacu Ramiresa. Będzie ci tam lepiej.
Nie widzę jego twarzy, a jednak wydaje mi się że w jego głosie słyszę smutek. A przynajmniej mam nadzieję, że nie tylko ja czuję się jakbym traciła coś ważnego.Król Ayaz nie wita nas osobiście ale jego służący zajmuje się nami z największą starannością. Stary dwór, bo tak nazywają pałac z zewnątrz przypomina ruinę ale w środku zapiera dech w piersi. Sufity są pięknie zdobione, pomieszczenia przestronne, a na ścianach wiszą piękne krajobrazy.
- Zostały namalowane w Arthedain. W kilku miejscach byłem osobiście żeby przekonać się czy rzeczywiście jest tam tak pięknie - mówi mi Trevor, który podtrzymuje mnie przez cały czas gdyż wciąż jestem osłabiona. Jego bliskość sprawia, że mam ciarki na ciele, a ręce mi drżą ale staram się tego nie okazywać.
- Tam bawiłem się z Ravenem jak byliśmy dziećmi, a tam się chowaliśmy przed służbą - opowiada wskazując różne miejsca. Po jego minie widzę, że miło wspomina tamte czasy.
- Byliście ze sobą blisko?
- Tak. Byliśmy jak bracia. Ale ostatnio Raven bardzo się zmienił. Oszalał na punkcie władzy. Rodzina przestała mieć znaczenie.
Kręci głową jakby chciał odciąć się od ponurych myśli. Ogarnia mnie fala współczucia i z trudem powstrzymuję chęć objęcia go i pocieszenia.
- Co się z nim teraz stanie? - pytam tak cicho, że tylko on jest w stanie mnie usłyszeć. Trevor zwalnia i zerka znacząco na lokaja, który idzie przed nami. Milknę i o nic więcej nie pytam.
Spędzam cały dzień w łóżku w pięknej sypialni z osobną łazienką i garderobą do mojej dyspozycji. Służba przychodzi i wychodzi nie dając mi chwili wytchnienia. Chcą być pomocni ale nikt nie wie gdzie jest Trevor. Po niezręcznym pożegnaniu odszedł tłumacząc, że nie może zostać ponieważ musi zorganizować mój powrót do domu. Nie uwierzyłam w tą wymówkę. Był jakiś dziwny. Unikał mojego wzroku, wyglądał na zrezygnowanego. Nie powinno mnie to martwić. Powinnam poinformować kogoś, że przez pewien czas był wspólnikiem Ravena ale nie potrafię tego zrobić. Czuję się zagubiona. Jak nigdy wcześniej potrzebne mi wsparcie Anny i Sary. Niestety muszę liczyć tylko na siebie.
W moim życiu zaszło tak wiele zmian przez co straciłam swoją osobowość. Naiwnie wierzyłam, że mogę być szczęśliwa i że na świecie naprawdę istnieją mężczyźni jak z bajki. Tymczasem okazało się że w moim życiu są tylko niezrównoważeni psychicznie książęta lub aroganccy i bezuczuciowi lordowie. Przygotując się do snu obiecuję sobie, że już nigdy nie zaufam żadnemu mężczyźnie.Wczesnym rankiem zostaję wyrwana ze snu przez pokojówkę, która ma mnie przygotować do śniadania z królem. Na samą myśl, że będę siedzieć przy jednym stole z ojcem Ravena mam ochotę schować się tak żeby nikt mnie nie znalazł. Z pewnością nie jest taki jak jego syn ale nie zdziwię się jeśli będzie mnie obwiniał o to co spotkało Ravena. Jego karą było wygnanie o czym dowiedziałam się od plotkującej służby. Król Ayaz pewnie bardzo przeżył utratę syna i ujmę na honorze.
- Wasza wysokość już czeka panno Wonder - ponagla mnie pokojówka łagodnie. Unoszę fałdy sukni w kolorze kości słoniowej i ruszam za nią płynnym eleganckim krokiem. Zachowam się jak przystało na siostrę królowej. Będę uprzejma i elegancka. Być może uda mi się ukryć strach.
Po raz pierwszy żałuję, że nie ma przy mnie Trevora. Nie wiem dlaczego moje serce nie słucha głowy. Wiem tylko tyle, że on dotrzyma obietnicy i sprawi, że znów będę się uśmiechać.Rozdział jest krótszy. Powoli zbliżam się do finału tej historii i muszę to sobie poukładać w głowie dalszy ciąg. Następny rozdział będzie szybciej.