~49~

6.5K 388 37
                                    

SĘPY!


Chciałam odejść, ale mi nie pozwolił. Mocno złapał mnie za rękę i przyciągnął z powrotem.

- Usiądź i daj mi coś powiedzieć.

- Podziękuję - prychnęłam, unikając jego spojrzenia.

- Siadaj! - powiedział stanowczo, jednak nie zamierzałam wykonać jego polecenia. Stałam naprzeciw niego z założonymi rękami i czekałam na to, co powie. Westchnął zrezygnowany, wywracając przy tym oczami i mrucząc pod nosem coś o mojej upartości, a potem zaczął mówić. - Gdyby to była Holly, czy Maisie też byś tak zareagowała?

- Nie, bo Holly ani Maisie nie biegają przed tobą w samej bieliźnie i nie zżerają cię wzorkiem, ani w żaden inny sposób nie zachowują się tak, jak ta małolata, której mało jęzor nie wypadnie na twój widok.

- Czyli o nie nie jesteś zazdrosna.

- Czy ty naprawdę porównujesz moje przyjaciółki do obcej dziewczyny? - zapytałam z niedowierzaniem, nie panując nad tym, że podnoszę głos. - Dziewczyny, której nawet własna siostra nie chciała w swoim mieszkaniu w obawie, że będzie próbowała wyrwać jej narzeczonego? Jej siostra, Harry! Czy to według ciebie jest normalne?

- Okej, dobrze. Masz rację. Ja...

- Zresztą, nie udawaj, że to dla ciebie coś nowego! - Nie dopuściłam go do głosu. Słowa wypadały ze mnie jedno za drugim. - Dobrze wiesz, że od samego początku mam z nią problem. Prawie przez nią zerwaliśmy, bo biegała sobie prawie nago po twoim mieszkaniu! A ty jeszcze spędzasz z nią tyle czasu. I pomagasz jej przy zdjęciu kiecki? To są jakieś żarty, czy robisz to celowo? Bo uprzedzam cię, Harry, jeśli chcesz, żebym walczyła z niąo miejsce w twoim życiu, to ja wcale nie muszę być w twoim życiu!

- Zamkniesz się w końcu i dasz mi przeprosić?! - podniósł głos, czym mocno mnie zaskoczył. Ale dobrze, skoro tak bardzo chciał... Zamilkłam i nawet usiadłam na ławce tak, jak wcześniej prosił. On przez chwilę stał nade mną i wpatrywał się z niebo z rękami wbitymi w kieszenie spodni. Nagle spojrzał w dół, prosto na mnie i kucnął przede mną. Łokcie oparł na udach i przejechał dłońmi po twarzy, po czym złączył je przy ustach, skubiąc palcami wskazującymi dolną wargę. W końcu wziął głęboki oddech i zaczął mówić. - Pamiętasz, jak kiedyś zadzwoniłem do ciebie w nocy, pijany i powiedziałem, że nadal cię kocham? - Patrzył na mnie wyczekując. Ściągnęłam brwi, nie wiedząc, do czego dąży, ale kiwnęłam głową. - Powiedziałem ci wtedy, kiedy jestem szczęśliwy. Pamiętasz, co powiedziałem?

Owszem, pamiętałam. Wbiłam wzrok w swoje dłonie, spoczywające na moich kolanach.

- Że jesteś szczęśliwy, kiedy czujesz, że jesteś w miejscu, w którym powinieneś być. Kiedy nie czujesz, że powinieneś być gdzieś indziej z kimś innym.

- Właśnie - przytaknął, kładąc swoje dłonie na moich kolanach. - Nic się nie zmieniło. To jest moja definicja szczęścia. I właśnie tak czuję się za każdym razem, kiedy jestem z tobą. Wiem, że jestem we właściwym miejscu z właściwą osobą. I nikt inny mi tego nie da, bo nikogo innego nie kocham tak, jak ciebie. Kocham cię nawet jeśli jestem na ciebie zły. I nawet wtedy, kiedy wrzeszczysz na mnie przez jakąś Ruby. A może nawet zwłaszcza wtedy bo widzę, jak ci zależy. - Wziął moje dłonie w swoje, uniósł do swoich ust i czule ucałował najpierw jedną, potem drugą. - Kocham cię i będę cię kochał za miesiąc i za rok. Planuję cię kochać do końca życia. Nikt inny się nie liczy. Żadna Ruby nie dorasta ci do pięt - przekonywał mnie. I musiałam przyznać, że szło mu całkiem nieźle. - Masz rację. Nie powinienem cię zostawiać na tak długo. Co jeśli jakiś fagas zaczął by się koło ciebie kręcić? Wolałbym nie rozkręcać burdy na weselu mojego przyjaciela - stwierdził, na co prychnęłam, wywracając oczami. - I nie powinienem być z Ruby skoro wiem, że nie czujesz się z tym dobrze. Nawet, jeśli ona nie znaczy dla mnie zupełnie nic. Nie myślałem i zachowałem się jak idiota. Zostawiając cię, idąc z nią... Tak długo czekałem na to co mamy, na nas, a teraz głupio ryzykuję - prychnął, zły na siebie. - Przepraszam cię. - Pocałował moją lewą dłoń. - I przepraszam, że podniosłem na ciebie głos. Nie powinienem. - Tym razem przycisnął swoje usta do prawej. Spuściłam wzrok, zawstydzona swoim zachowaniem. Ja też przegięłam. Powinnam dać mu się wytłumaczyć, zamiast od razu skakać z pretensjami. Po raz drugi. I po raz drugi przez tą samą osobę.

- W sumie, nie dałam ci zbyt wielkiego wyboru - odezwałam się, niepewnie unosząc wzrok, by napotkać jego zielone oczy. - Naskoczyłam na ciebie jak jakaś furiatka nie dopuszczając w ogóle do głosu. Też przepraszam. - Wysunęłam swoje dłonie z jego, objęłam twarz chłopaka i pocałowałam go. Uśmiechnął się, oddając pocałunek.

- Nie chcę się już przez nią kłócić - powiedział cicho, obejmując dłońmi moje nadgarstki. Uśmiechnęłam się do niego, przesuwając kciukami po jego policzkach.

- Ja też nie. To tylko jakaś siksa, która niedługo wyjedzie, a już drugi raz... - Moje kolejny słowa zostały stłumione przez pocałunek.

- Przepraszam - powiedział. - Po prostu nie mogłem się powstrzymać - stwierdził i po raz kolejny złączył nasze usta. - Chodź. - Przerwał pocałunek, po czym wstał, zmuszając mnie do tego samego. Potem przyciągnął mnie do siebie, jedną ręką obejmując mnie w talii, drugą chwytając moją dłoń. Już po chwil bujaliśmy się delikatnie na boki.

- Co robisz?

- Tańczę z tobą - odpowiedział, jakby to było coś oczywistego. W sumie było, bo przecież doskonale wiedziałam, że tańczymy. Jednak moje zdziwienie wynikało z tego, że znajdowaliśmy się na środku ogrodu, w którym nie było słychać muzyki. Kiedy zwróciłam mu na to uwagę, jedynie wzruszył ramionami.

- Zaśpiewaj coś - poprosiłam, a kiedy spuścił głowę, by na mnie spojrzeć, pocałowałam go. Zmrużył oczy, wyczuwając próbę przekupstwa. - Proszę - powiedziałam cicho, przesuwając dłoń na jego kark i lekko drapiąc jego skórę. Przymknął oczy, mrucząc z aprobatą na moje działania. Zaraz potem otworzył oczy, pocałował mnie w czoło i zaczął cicho śpiewać.

When the days are cold
And the cards all fold
And the saints we see
Are all made of gold

Uśmiechnęłam się, kiedy zaczął śpiewać "Demons". Przypomniała mi się nasza randka w ciemno oraz koncert Imagine Dragons. A także udawane oświadczyny. Już wtedy był we mnie zakochany i zaczęłam się zastanawiać czy ta jego przemowa była prawdziwa. Koniecznie musiałam go o to później zapytać. Teraz byłam zbyt zatracona w jego głosie i piosence, którą śpiewał. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej, która wibrowała przyjemnie podczas każdego wyśpiewywanego słowa.

Your eyes, they shine so bright
I wanna save that light
I can't escape this now
Unless you show me how

To była całkowita prawda. Miałam te swoje demony, ten strach przed związkiem i uprzedzenie do facetów. Ale Harry pokazał mi, że można inaczej. Pomógł mi uporać się z moją niechęcią i udowodnił, że mogę być szczęśliwa z mężczyzną, chociaż zajęło mu to dużo czasu. Gdzieś w głębi mojego umysłu zaświtała mi myśl, że na niego nie zasługuję. Że jest dla mnie za dobry. Ale byłam zbyt samolubna, żeby dopuścić tę myśl do siebie na dłużej. Byłam z nim szczęśliwa i miałam nadzieję, że on nigdy nie zda sobie sprawy z tego, że tak naprawdę mógłby mieć kogoś o wiele, wiele lepszego, niż ja.


Wyszłam sobie z psem, a po powrocie czeka na mnie 40 komentarzy. Whaaaat? Jak tak dalej pójdzie, to tysiak strzeli w przeciągu dwóch kolejnych rozdziałów. Wow...

The Relationship [h.s.]   [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz