~53~

6.4K 354 24
                                    

Wieczorem wyszliśmy na imprezę do klubu. Byli wszyscy moi ulubieni ludzie z pracy i było naprawdę fantastycznie. Szkoda, że już niedługo będę musiała się z nimi pożegnać.

- Oj już dobra, dobra, nie przeżywajcie tak! - zawołał Mike, kiedy Gwen prawie się popłakała mówiąc o tym, że będzie za mną tęskniła. - Przecież zawsze może tu przyjechać. Poświęcę się nawet i ją przenocuję!

- Och, dzięki, zbawco - prychnęłam. - Jak ja ci się odwdzięczę?

- Obiadem. - Wyszczerzył się.

- Ale odwiedzisz nas jeszcze, co nie, Londyn? - zapytał Tobias.

- Musi! - odpowiedziała za mnie Stacy. - I przywieź to swoje ciacho, żebyśmy w końcu mogli go poznać.

- Jak na niego wsiądziecie, to facet zwieje szybciej jak przyjedzie - stwierdził Tobias, za co oberwał od obu dziewczyn w bicepsy. - No właśnie o tym mówię - mruknął i zajął się sączeniem swojego piwa.

Dziewczyny wymusiły na mnie obietnicę przywiezienia Harry'ego, a potem wyciągnęły całe nasze towarzystwo na parkiet. Bawiliśmy się wszyscy razem, w swoim gronie. A jeśli do mnie podchodził jakiś nieznajomy, zaraz obok pojawiał się Michael. Jeszcze kiedy jechaliśmy taksówką do klubu, Harry podczas rozmowy telefonicznej żartem rzucił, żeby Mike miał na mnie oko. Przyjaciel wziął to sobie bardzo do serca. Ale mnie to i tak nie przeszkadzało. Nie interesowała mnie zabawa z nikim innym, poza moimi znajomymi. To po to tutaj przyszłam. A w Londynie czekał na mnie mój facet, więc żaden inny nie miał szans.

Kiedy opuściliśmy klub, wciąż było nam mało. Bez namysłu zaprosiłam całą ekipę do swojego mieszkania. Jak się żegnać, to na całego, nie? Wróciliśmy nocnym autobusem, a po drodze z przystanku zaopatrzyliśmy się w całodobowym w niezbędne artykuły. Potem rozsiedliśmy się w mojej kuchni, kontynuując rozmowy i picie do piątej rano. Dopiero wtedy stwierdziliśmy, że na dziś już dość. Znajomi opuścili moje mieszkanie, zostawiając mnie z Michaelem. Mieliśmy ambitne plany poważnych rozmów o życiu, ale skończyło się na tym, że oboje zasnęliśmy na moim łóżku.

I o dziwo rano (no dobra, o dwunastej) obudziliśmy się bez kaca. To było podejrzane, ale żadne z nas nie narzekało. Przyjaciel tym bardziej, skoro niedługo miał zacząć pracę. Zrobiłam mu śniadanie, przy którym opowiedziałam mu o Ruby i moich kłótniach z Harrym wywołanymi jej obecnością.

- Więc ty i Ruby nie zostaniecie najlepszymi psiapsiółkami - podsumował.

- Nie sądzę. Ja nawet nie wiem, co mnie aż tak irytuje w tej dziewczynie. Bo nawet, gdyby się okazało, że jest lesbijką i w ogóle nie leci na Harry'ego, to nie potrafiłabym jej znieść. Na panieńskim ledwo ją tolerowałam! Po prostu za każdym razem jak coś powiedziała, czy zrobiła, to miałam ją ochotę.... UGH! Czemu ja w ogóle dalej o niej gadam? Wróciła do tej swojej Australii i...

- Może jakiś kangur ją tam pobije - wszedł mi w zdanie, na co parsknęłam śmiechem.

- Może być.

Zebrałam naczynia po jego i swoim śniadaniu, odstawiając je do zlewu.

- A wiesz, że... - Odwróciłam się do niego i urwałam, widząc, że coś jest nie tak. Podpierał się łokciami o stół, a spuszczoną głowę trzymał na złączonych dłoniach. - Mike, co jest? - Usiadłam obok niego, przyglądając mi się, jakbym z jego sylwetki miała wyczytać, co się stało.

- Znowu wpadłem przypadkiem na matkę - powiedział ciężko. Westchnęłam, kładąc dłoń na jego ramieniu.

- Zgaduję, że nie przeprosiła za swoje zachowanie.

The Relationship [h.s.]   [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz