"No bo wyzdrowieje, prawda?"

402 38 5
                                    

*Alex*

Spytacie pewnie, czemu nie pojechałem z Olympią do szpitala. Oczywiście chciałem, ale:
1. Nie wpuściliby mnie do karetki.
2. Pan Taylor by mi nie pozwolił.

No więc w takiej sytuacji byłem zmuszony siedzieć jeszcze blisko trzy godziny w szkole. Nie byłem w stanie skupić się na niczym, bo wciąż myślami byłem razem z Olympią w szpitalu. Od razu po lekcjach pojechałem do szpitala.

- Dzień dobry - powiedziałem do receptionistki, która ledwo raczyła nawet na mnie spojrzeć. - Dzisiaj koło południa przywieźli tu dziewczynę. Wie pani może, gdzie ją mogę znaleźć?

- Sala numer trzydzieści na pierwszym piętrze - powiedziała bez wyrazu.

Od razu pobiegłem we wskazanym kierunku. Gdy byłem na górze, spytałem o drogę jakiegoś lekarza.

- Mógłby mi pan pomóc znaleźć salę numer trzydzieści?

- Ty do tej dziewczyny, którą przywieźli dzisiaj rano do nas? - spytał.

- Tak. Wie pan może co z nią? W jakim jest stanie? - zaatakowałem lekarza serią pytań.

- Pan jest kimś z rodziny?

- Nie, jestem jej kolegą...

- Nie mogę ci udzielić żadnych informacji o stanie jej zdrowia - powiedział, a gdy miał już odchodzić, dodał: - Masz może kontakt z którymś z jej rodziców, prawnych opiekunów?

- Ja? Nie za bardzo... Ale mogę podzwonić i popytać innych znajomych - powiedziałem wyciągając telefon z kieszeni.

- Zrób to, bo musimy prosić ich o zgodę na przeprowadzenie wszelkich zabiegów w razie zagrożenia życia.

- Co?! Jakich zabiegów?! - wystraszyłem się.

- Nie mogę ci nic zdradzić - powtórzył. - Ale tak między nami: masz na imię Alex?

- Taak, ale skąd pan...

- Cii - przyłożył swój palec do ust. - Pilnuj tej dziewczyny, bo jesteś dla niej chyba kimś więcej niż tylko kolegom.

Nim odszedł, puścił mi jeszcze prawe oczko. Ja natomiast stałem zdezorientowany, nie wiedząc co mam zrobić.

"Jesteś dla niej chyba kimś więcej niż tylko kolegom". Ale co to znaczy?

Po chwili bezczynnego stania i gapienia się na kafelki, postanowiłem znaleźć ją na własną rękę. Podążałem korytarzem szukając właściwej sali. Od czasu do czasu mijali mnie inni ludzie: zabiegani lekarze, zapłakane kobiety, zdenerwowani mężczyźni... Gdy dotarłem do sali numer trzydzieści, stanąłem w drzwiach i spojrzałem w głąb pomieszczenia. Leżeli tam dwaj mężczyźni i jedna starsza kobieta. Oprócz tego na końcu ujrzałem Olympie... Była nieprzytomna. Z racji tego, że nie mogłem do niej wejść, zadzwoniłem do Lewisa.

- Hej, stary! I jak tam? Co z nią? - spytał mój przyjaciel.

- Nic nie wiem - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

- Ale jak to? - nie zrozumiał.

- No tak to. Ale nieważne. Dzwonię w innej sprawie - musisz skombinować dla mnie numer do któregoś z jej rodziców. Zadzwoń np. do Blanci czy do tego całego Jake'a, jasne? - brzmiało to bardziej jak rozkaz niż prośba, ale w tamtym momencie mi to nie przeszkadzało.

- No problem - odparł. - Daj mi dosłownie chwilę. Numer wyśle ci sms'em.

- Ok, dzięki.

Usiadłem bezczynnie na krześle pod salą i czekałem na wiadomość od Lewisa. Po chwili usłyszałem czyjeś wołanie.

Wystarczy słowo, by zmienić wszystko...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz