"Nie musisz dziękować"

300 29 14
                                    

*Parę miesięcy później*

- Blanca daj spokój - jęknęłam wychodząc z chyba setnej przymierzalni w tym dniu.

Zbliżało się bowiem długo wyczekiwane przez wszystkich uczniów naszej szkoły wydarzenie. Wydarzenie, na które czekały z niecierpliwością wszystkie zakochane pary w naszej szkole, szkole "plastiki", i tzw. elita naszej budy. Wydarzenie, którego obawiały się samotne dziewczyny, rozpaczające z powodu braku chłopaka. Ja na szczęście nie miałam tego problemu.

- Nie, ta nie pasuje - powiedziała przyglądając mi się dokładnie.

- A nie mogę iść w spodniach? - spytałam z nadzieją.

- Ani mi się waż! - zareagowała od razu. - Wybierzemy ci idealną sukienkę, a nie żadne spodnie! Masz, przymierz tą - powiedziała i rzuciła w moją stronę różową sukienkę.

- Daj mi chociaż inny kolor - jęknęłam. - A poza tym to nie mój rozmiar.

- Jeju, nie dość, że wybredna, to jeszcze grubas - powiedziała i wyszła z przymierzalni. Ja tylko zachichotałam pod nosem i z ulgą ściągnęłam z siebie sukienkę i naciągnęłam na nogi swoje granatowe rurki.

- Powiedz mi jedno: po co jest ten cały cyrk? Przecież to tylko jeden wieczór... A poza tym, Alexowi raczej by nieprzeszkadzało to, że przyjdę w spodniach.

- Olympia czy ty się słyszysz?! Weź się dziewczyno ogarnij! - krzyknęła zwracając na nas uwagę kilku osób. - A tak poza tym... Zaprosił cię już czy jeszcze nie?

- Ale jak "zaprosił"? - zdziwiłam się. - To chyba oczywiste, że idziemy razem.

- Ja bym na twoim miejscu nie była taka pewna.

- A ciebie Jake już zaprosił?

- My... Znaczy no... Nie.

- A widzisz. W waszym przypadku też to jest oczywiste, że pójdziecie razem.

- Czy ja wiem...

- Ojeju, pierdoło. Ważne, że ja wiem - zaśmiałam się, na co ona posłała mi tylko kuksańca w bok, po czym sama się zaśmiała.

- A może pójdziemy coś zjeść? - zaproponowała moja przyjaciółka.

- I kto tu jest grubasem? - zachichotałam.

- Ojeju nie chcesz iść ze mną to nie - rzekła zniecierpliwiona. - Ja w każdym razie jestem głodna jak wilk.

*Tydzień później*

- Blanca to nie ma sensu - powiedziałam zniecierpliwiona opadając na ławkę w centrum handlowym.

Już ponad tydzień chodzimy codziennie i szukamy "idealnych sukienek na nasz bal gimnazjalny".

- Do balu został jeszcze niecały tydzień - przypomniała mi (chyba po raz setny w ciągu jakiś hmyy... pięciu minut?) Blanca. - Musimy kupić te sukienki. Jak nic innego nie znajdziemy, to wrócimy do pierwszego sklepu i kupimy te dwie różowe.

- O nie! To odpada - zaprotestowałam. - Wyobrażasz sobie mnie w różowej sukience?

- Zacznijmy od tego, że ja kompletnie nie wyobrażam sobie ciebie w ŻADNEJ sukience.

- I tu masz rację - powiedziałam i zaczęłam rozglądać się po galerii. - Ej, a tam byłyśmy? - zapytałam pokazując palcem jakiś sklep.

- Niee, ale zawsze możemy tam wejść - powiedziała radośnie, wstała z ławki i łapiąc mnie za rękę, pobiegła w stronę sklepu.

- Olympia jesteś genialna! - pisnęła moja przyjaciółka biegając między półkami i przebierając w ubraniach.

- Ale co ja takiego zrobiłam?

Wystarczy słowo, by zmienić wszystko...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz