*Alex*
Rano wstałem oczywiście z niemrawą miną. Poniedziałek. Koniec wolności i lenistwa. Pora wrócić do rzeczywistości - szkoły. Gdy zszedłem na dół, zobaczyłem uśmiechniętą sylwetkę mojej mamy.
- Hej, kochanie - przywitała mnie. - Miałam dzisiaj trochę czasu, więc zrobiłam naleśniki. Mam nadzieję, że zjesz trochę.
- Pewnie - odpowiedziałem i usiadłem do stołu. Mama w tym czasie nałożyła na mój talerz cztery okrągłe placki.
- Masz dzisiaj jakiś sprawdzian czy kartkówke? - spytała siadając naprzeciwko mnie.
- Z tego co mi wiadomo, to raczej nie - rzuciłem zabierając się za drugiego naleśnika.
- To dobrze - odparła zakładając nogę na nogę. - Wykończą was w tej szkole. Kto by pomyślał - sprawdziany, kartkówki, odpowiedzi... Zdurnieli już całkowicie! - trajkotała. Przyzwyczaiłem się do tego jej ciągłego lamentowania. Najczęściej przesadzała, ale ja miałem z tego niezły ubaw. Z resztą nie tylko ja - tato i Hazel również.
- Oj mamo, nie przesadzaj - przerwałem jej ukrywając przy tym lekkie rozbawienie. - Mówisz tak, jakbyś to ty chodziła do szkoły...
Zjadłem śniadanie, ubrałem buty, wziąłem swoją deskę i plecak i wyszedłem do szkoły.
Na dworze było strasznie ciepło. Zaprzeczało to zupełnie porze roku, jaka w tej chwili panowala w naszym mieście. Kolorowe liście spadają z drzew, a ludzie chodzą w koszulkach na krótki rękaw i krótkich spodenkach.
Dojeżdżając pod budynek szkolny natknąłem się na Olympie. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że coś ją martwi.
- Olympia! Czekaj! - krzyknąłem do brunetki, gdy wchodziła na schody.
- O, Alex. Cześć - rzuciła smutno.
- Coś się stało?
- Nie, to nic takiego - machnęła ręką i skierowała się w stronę klasy matematycznej.
- Olympia - rzekłem stanowczo i stanąłem, na co ona również przystanęła i odwróciła się w moją stronę. - Kiedyś mi coś obiecałaś.
- No ok, ale to strasznie głupie... Ale jak chcesz wiedzieć to proszę. Dzisiaj w nocy miałam sen. Śniło mi się, że jak rano wstałam, pokłóciłam się z rodzicami. Wściekła na nich wybiegłam z domu. Po szkole dostałam telefon od Lucasa, że oni... oni... - i w tym momencie nie wytrzymała, rzuciła mi się w ramiona i zaczęła płakać.
- Hej, to tylko sen - zacząłem ją pocieszać. - Nie martw się, twoi rodzice żyją i na pewno są cali i zdrowi.
- Pewnie masz rację - wyszeptała, oderwała się ode mnie i otarła wciąż płynące strumieniami łzy z policzków.
- Korekta - ja zawsze mam rację - zaśmiałem się, na co ona mimo woli lekko poruszyła kącikami ust w górę. - O! Witam naszych zakochanych! - krzyknąłem w stronę Blanci i Jake'a, którzy zmierzali w naszą stronę. Trzymali się za ręce, a na ich twarzach widniały szerokie uśmiechy.
- Hej! - krzyknęła radośnie Blanca. - Olympia, coś się stało?
- Nie, nic - powiedziała wycierając ostatnie łzy.
- Widzę przecież, że coś się stało - nie odpuszczała.
- Olympii wpadło coś do oka i tyle - nie wytrzymałem i wymyśliłem coś na poczekaniu.
- Ok, już rozumiem. Słaba wymówka, ale niech wam będzie. - powiedziała, a gdy już mieli odchodzić, dodała cicho: - A mi się wydaje, że to, co wpadło ci do oka, to nie coś tylko KTOŚ - mówiąc to patrzyła na Olympie, jednak udało mi się zauważyć, jak przyjaciółka dziewczyny kiwa głową w moją stronę. Olympia automatycznie oblała się rumieńcem. Nie powiem, podobało mi się to. Bez słowa udaliśmy się pod klasę od matematyki.
CZYTASZ
Wystarczy słowo, by zmienić wszystko...
Teen FictionOna - zbuntowana nastolatka. On - poukładany chłopak z dobrą przeszłością. Dwie różniące się między sobą osoby. Co ich połączy? Miłość? Przyjaźń? A może nienawiść? Będzie tak jak w przysłowiowym "przeciwieństwa się przyciągają" czy może na odwrót? J...