Dzień zapowiadałby się pięknie, gdyby nie cotygodniowe sobotnie badania. Od rana kłują cię igłami, pobierają krew, sprawdzają odruchy i pokazują te same plamy atramentu. Nie dadzą nawet spokojnie zjeść śniadania... Po badaniach wróciłam do pokoju. Nic specjalnego, białe ściany i sufit. Jedynym wyjątkiem kolorystycznym były książki oraz pościel... Rozczesałam włosy i poszłam na upragniony posiłek. Jadalnia była prawie pusta, nie ma co się dziwić, było grubo po dziewiątej. Kątem oka spostrzegłam machającą do mnie Sonię. Odebrałam tacę, a następnie usiadłam koło przyjaciółki w kącie sali. Dzisiaj na śniadanie były tosty z serem, jajka, bekon oraz sok pomarańczowy. Co jak co, ale w tym obrzydliwym miejscu nieźle karmią.
- Cześć, czemu dzisiaj tak późno się zjawiłaś? – Spytała mnie Sonia. W jej oczach widziałam promyk zmartwienia.
- Hej, badania się troszkę przedłużyły, nic wielkiego-uspokoiłam przyjaciółkę i wzięłam wielki kęs tosta. Zjadłam śniadanie, a potem poszłam na plac porozmawiać na spokojnie o bezsensownych rzeczach z Sonią. Przyjaciółka opowiadał mi, że Eric i Lian znów zaczęli się szarpać rano, tak że musiało rozdzielać ich aż trzech strażników. Dziewczyna opowiadała to z takim entuzjazmem, że nie miałam serca mówić jej, iż mało mnie to obchodzi. Po pewnym czasie przestałam jej słuchać i znów zaczęłam rozmyślać o moim śnie. Ogień, krew...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taki króciutki 1 rozdział :) następny będzie dłuższy :)
Ps.: połamaliście sobie język?
CZYTASZ
Smocza Wychowanka ✅
FantasyBudzisz się w środku nocy zlana potem, przerażona i zagubiona. Rozglądasz się po pokoju, nic nie uległo zmianie. Uspokojenie się przychodzi Ci z wielką łatwością, przecież robiłaś to dziesiątki razy. Nie próbujesz krzyczeć, czy szlochać... Nie ma...