Przeczytajcie notkę pod rozdziałem :)
--------------------------------------------------------------------------------------------
Pędziłam ile sił, by zdążyć na czas. Stukot kopyt dodawał mi determinacji. Nie byłam do końca pewna czy zrobiłam dobrze, czy wręcz przeciwnie. Zostawiłam ich tam samych, nie powinnam tego robić, ale przecież to wszystko dla wyższego dobra.
Teraz liczy się to, że wracam, pędzę ile sił. Dam radę, wygramy to z pomącą, czy bez niej. Wiatr targał mi włosy, których nie chciało mi się spinać. Titus galopował już bardzo długo i zaczynał się męczyć. Zaczynałam widzieć już rozmazany obraz walczących ze sobą armii. Szara plama wyróżniała się na tle wysuszonej trawy i zielonych iglastych drzew. Poczułam, jak koń zwalnia jeszcze bardziej. Spojrzałam na niego i zdałam sobie sprawę, że jest wycieńczony. Z pyska jak wodospad lała się piana, a w chrapach pojawiły się pierwsze krople krwi.
- jeszcze trochę Titus, dasz radę... Proszę - wysapałam do ogiera. Jednak ten nie mógł pomóc mi już bardziej.Rozejrzałam się szybko i do głowy przyszła mi myśl. Devon. Skontaktowałam się z chłopakiem telepatycznie i już po chwili miałam odpowiedź. Zwolniłam trochę tępa, za co Titus na pewno dziękował Bogom. Dopiero teraz uderzyła we mnie niepewność. Czy zrobiłam wszystko dobrze? Czy nie pomyliłam się, odczytując pisma? Nigdy tego nie robiłam, przydałaby mi się pomóc Reena. Byłabym pewniejsza. Nigdy nie rzucałam zaklęć sama. Zawsze była przy mnie Atra, która pilnie obserwowała moje starania, mówiła, co robię dobrze, a co nie. A teraz, teraz nie jestem do końca przekonana czy zrobiłam wszystko dobrze. Czy sztylet miał zrobić się krystaliczny... Czy to wszystko wypali? Jeśli popełniłam błąd, zaprzepaściłam szansę na plan „B".
Smuga czerwonego światła przywróciła mnie do rzeczywistości. Moim oczom ukazał się czarny smok unoszący się nad armią. Chwilę później szybował w moją stronę. Nie minęła minuta, a ja zagarnęłam sztylet i wskoczyłam na grzbiet bestii. Devon wystrzelił w powietrze, a chłodny wiatr uderzył, rozwiewając i bardziej kudłacąc czarne włosy. W tej chwili żałowałam dwa razy bardziej, że nie związałam ich w coś wygodnego.
Z bliska sprawa nie wyglądała dobrze, gołym okiem było widać, kto wygrywa. Nawet siły ojca Sonii nie były w stanie powstrzymać tak wielkiego potopu. Demony trudno jest zabić, jednak wokół mnie leżało obrzydliwie dużo demonicznych trucheł. Powykręcane kończyny, rozerwane czaszki, wnętrzności wypływające z ciał. Do takiego czegoś zdolne są istoty, by walczyć o władzę.
Cięcie, unik, cios. Słowa powtarzane jak mantra, która wpaja się w człowieka podczas treningu. W rzeczywistości nie jest za bardzo pomocna. Tutaj nie ma miejsca na pomyłkę. Jeśli za późno się odsuniesz, stracisz głowę, dosłownie. Ja prawie bym ją straciła. W ostatnim momencie padłam na ziemię, uderzając w nią pięścią. Ta pod wpływem mojego dotyku lekko osunęła się, tworząc pęknięcie, do którego wpadło kilka kreatur. Ogień. Muszę wyzwolić ogień. Podniosłam się do pozycji stojącej, ku mojemu zdziwieniu dzisiaj nie miałam większych problemów z panowaniem nad żywiołem. Na zawołanie ogień porósł miecz, który trzymałam. Zakręciłam nim koło w powietrzu, tworząc czerwony wzór. Wbiłam go w pierś najbliższego ze stworów. Ten sposób jest szybszy, to aż głupie, że nie wpadłam na to szybciej. Paliłam jednego stwora po drugim. Niedaleko mnie wojował Devon, który dopiero co powrócił do człowieczej formy. Gdy tylko zmieniał się w smoka, w jego stronę leciał deszcz krwistych strzał. Kilka przebiło pancerz i doskonale wiedziałam kogo to sprawka.
Potężny mężczyzna o szerokich barach i lodowatym uśmiechu - Argog. Tak go sobie wyobrażałam. Człowiek, który samą postawą odstraszał, człowiek, który ma tylko jeden cel - siać zniszczenie i strach.
CZYTASZ
Smocza Wychowanka ✅
FantasyBudzisz się w środku nocy zlana potem, przerażona i zagubiona. Rozglądasz się po pokoju, nic nie uległo zmianie. Uspokojenie się przychodzi Ci z wielką łatwością, przecież robiłaś to dziesiątki razy. Nie próbujesz krzyczeć, czy szlochać... Nie ma...