#23

4.2K 359 48
                                    

Weszłam do dużego pokoju, obok łóżka, na fotelu siedział półprzytomny WIll. Było już późno, zrobiło mi się go żal. Strasznie martwił się o swojego brata, tak jak ja. Szłam cicho, tak jakbym nie chciała spłoszyć dzikiej zwierzyny. Stanęłam obok chłopaka, po czym ostrożnie położyłam rękę na jego ramieniu. WIll podniósł zaspane oczy.

- Idź się prześpij, teraz ja z nim zostanę - posłaniem mu lekki uśmiech.

- Dzięki... Za wszystko - odparł. Odprowadziłam chłopaka wzrokiem, gdy znikł za drzwiami, zajęłam jego miejsce. Chwilę tępo wpatrywałam się w jeszcze nieprzytomną twarz przyjaciela. Tak bardzo się o niego bałam. Chwyciłam jego dłoń i nachyliłam lekko, ku niemu.
- Jesteś kompletnym idiotą - zaczęłam, choć wiedziałam, że mnie nie słyszy, a może miałam taką nadzieję? - Jak mogłeś to zrobić? Beze mnie, myślałam, że mówimy sobie wszystko. Jak mogłeś nie powiedzieć, że masz brata? Jest dobrym człowiekiem, martwi się o ciebie... Zresztą ja też. Nawet nie wiesz, jak się bałam, gdy weszłam tutaj, a ciebie nie było. Tak cholernie się bałam, gdy widziałam, jak tam leżysz, blady. Byłam zła na siebie, że nie zwróciłam na to wcześniej uwagi. - po moich policzkach płynęły łzy, wytarłam je drżącą dłonią - Mam już dość udawania twardej i odważnej dziewczyny, którą nie jestem. Codziennie zakładam tę głupią maskę, by nie wzbudzać podejrzeń. By ludzie byli spokojni, ale tak naprawdę to nie ja. Szczerze to ja jestem, tą złą - zaśmiałam się cicho - daje nadzieję, którą sama zgaszę. Jestem egoistką, myślę tylko o sobie, mam już tego dość. Muszę to zmienić.

Lekko ścisnęłam dłoń chłopaka.
- Lekarz powiedział, że dojdziesz do siebie -zmieniłam temat - podobno "trochę" cię poturbowali. Cały ty... Najpierw myślisz o innych, potem o sobie. Zupełne przeciwieństwo mnie. Jak to mówią: przeciwieństwa się przyciągają, nie? - zapanowała cisza, którą po chwili przerwałam. Zbliżyłam jego dłoń do moich ust - Kocham cię - szepnęłam - Jesteś moim najlepszym przyjacielem, nie zmieniaj tego.

Siedziałam tak trzymając Devona za rękę, co jakiś czas spoglądając na jego twarz. Jego skóra nabierała barw, więc wszystko jest porządku.
Do pokoju wszedł jeden ze strażników z wieścią, że ktoś prosi o rozmowę ze mną. Odparłam, że zaraz przyjdę. Spojrzałam na zegarek, dochodziło wpół do dwunastej w nocy. Byłam zdziwiona, że ktoś o tej porze prosi o rozmowę.
- Muszę iść - powiedziałam do Dona i pocałowałam w czoło - Do zobaczenia - dodałam na odchodne.

~*~

Szłam za strażnikiem, który prowadził mnie do gościa. Osoba, która do mnie przyszła była kobietą, stała tyłem, jednak miałam wrażenie, że skądś ją znam. Wtedy odwróciła się z wielkim uśmiechem i wpadła mi w ramiona. Byłam zszokowana i szczęśliwa. Nie zauważyłam, kiedy łzy zaczęły spływać po trasie, którą wyznaczyły w pokoju Devona.

- Masz wyczucie kobieto - zaśmiałam się i odkleiłam od dziewczyny.

- Mi też miło cię widzieć - odparła Sonia.

- Strasznie za tobą tęskniłam - wyznałam.

- Ja za tobą też... Jak widzę nie traciłaś zbytnio tego czasu - zaśmiała się.

- Co tu robisz? - spytałam.

- Jestem tu w "sprawach służbowych" - uniosłam brwi - Miałam spotkać się z tobą dopiero jutro, ale nie wytrzymałam... Nieźle się ustawiłaś. Następczyni tronu i w ogule. No ale o tym porozmawiamy jutro!

-Okey, chodźmy do mojego pokoju - powiedziałam - Witaj w moich skromnych progach - rzekłam, kiedy weszłyśmy do pomieszczenia.

- No dobra, a teraz gadaj!

- Ale co? - spytałam.

- No wszystko! - odparła.

Skróciłam jej mniej więcej ten cały czas, a Sonia słuchała mnie i o dziwo nie przerywała. Ominęłam wydarzenia dnia dzisiejszego.
- No a teraz ty! Czuję się jak na komendzie. Spowiadaj się, co ty robiłaś! Chcę wiedzieć wszystko! - zaśmiałam się.

Tak właśnie dowiedziałam się, że Sonia jest pół-demonem. Jej ojcem jest Sleijed, demon wojny i śmierci.
- Cooo?! - ta spojrzała na mnie jak na głupiego.
- No wiesz, kiedy pani człowiek i pan demon się zakochują i bardzo kochają to...
- Okey, okey rozumiem. Nie musisz mi tłumaczyć. Bardziej chodziło mi o to, że nie wyglądasz - blondynka zaśmiała się.
- Bo jestem w ludzkiej postaci głuptasie, jutro zobaczysz tą drugą... Mnie. No ale teraz to ta sprawa schodzi na boczny tor. Kiedy przedstawisz mi Devona? - Wypaliła. Posmutniałam od razu, co nie umknęło uwadze mojej przyjaciółce.
- Sama nie wiem, pewnie jak się obudzi i nabierze sił - odparłam.
- Ena, nie chciałam... Przepraszam... Co się stało, jeśli mogę spytać?
Opowiedziałam jej, co się dziś wydarzyło i poszłyśmy szykować, się spać. Dochodziła już trzecia nad ranem. Położyłyśmy się do łóżka. Nagle Sonia szturchnęła mnie i uśmiechnęła się chytrze.
- No to... Co jest między tobą, a nim?
- Ludzie, no co wy z tym macie! Nic nie ma, to mój przyjaciel. - powiedziała stanowczo.
- Czy aby na pewno? - uniosła brwi.
- Na pewno, nic między nami nie ma. Nie masz co się napalać. - dziewczyna fuknęła.
- Jest, tylko ty o tym jeszcze nie wiesz - zaświergotała - Wiedz, że wam kibicuje - rzekła, za co dostała soczystego sierpowego poduszką.
- Jesteś numerem jeden na mojej czarnej liście... Chociaż nie, jesteś numerem dwa - wysyczałam i odwróciłam się od szarookiej plecami. Sonia zaśmiała się cicho.

Sonia już dawno usnęła, ale ja nie mogłam spać. Ciągle o nim myślałam, moje serce wypełniło się niepokojem. Czułam, że stanie się coś niedobrego. Mimowolnie udałam się do jego pokoju. Gdy tam weszłam, od razu wiedziałam, że coś jest nie tak, wydawał się jakiś inny, nieobecny. Przedtem czułam go przez więź, ale teraz to odczucie było słabe i ciągle słabło. Podeszłam bliżej, chwyciłam go za rękę, była zimna. Spodziewałam się najgorszego, jednak wyczuwałam puls.
Wybiegłam z pokoju ze łzami w oczach. Biegłam ile sił w nogach, wbiegłam do izby lekarza.
Usnął przy dużym czarnym biurku, na którym leżało pełno papierów. Szturchnęłam go, spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem.
- On umiera - powiedziałam zdławionym głosem - Słyszy mnie pan? On umiera! - krzyknęłam.
Doktor, od razu wstał i wziął swoją torbę, biegiem ruszył w kierunku, z którego przybyłam. Biegłam za nim, ale nagle stanęłam i upadłam na kolana. Zawyłam niczym zranione zwierze, przycisnęłam czoło do drewnianej podłogi.
Już nie wyczuwałam jego obecności.
Nie wiem ile, tak trwałam. Kilka sekund, minut, godzin? Nie wiem, nie miałam pojęcia.
Powoli wstałam i zaczęłam iść w stronę małej kapliczki.

_---------------------------------------
Hejka ludzie!
Od razu pragnę wam powiedzieć, że nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział. Jeśli się pojawi, to będzie w nim MASA błędów, gdyż piszę na telefonie. Prawde mówiąc nie umiem pisać na telefonie, jeszcze nie mam polskiej autokorekty ;-;
Spowodowane to jest tym, iż nie mam internetu... Teraz kradne wifi ;-;
Obiecuję, że postaram się dodawać rozdziały, jeśli będzie to możliwe i poprawie je od razu jak będe miała neta :) nie wiem kiedy to się stanie.
Dozobaczenia

Smocza Wychowanka ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz