#18

5.1K 413 64
                                    

Devon Pov

  Ena i Atra powinny już dawno skończyć "trening". Poszedłem do jej pokoju, ale nie zastałem tam nikogo.  Po krótszym namyśle skierowałem się do kuchni, bo gdzie indziej szukać tej kobiety? Żołądek bez dna... Tam też jej nie było, zajrzałem jeszcze do paru pomieszczeń i dopiero oświeciło mnie  gdzie jest. Wyszedłem na podwórze i pomaszerowałem na pastwisko. 

Była tam, tak po prostu siedziała sobie pod drzewem. Nie przejmowała się niczym, oglądała Titusa, jakby widziała go pierwszy raz. Szczerze nie rozumiałem jej zachowania, ale lubiłem ją w takim stanie. Nie była wtedy smutna, ani zła, nie musiała udawać twardej... Była sobą, zwykłą, normalną dziewczyną z marzeniami.  
- Znowu tu siedzisz i gapisz się na tę konisko - przeskoczyłem przez płot i usiadłem obok. 

- Pewnie wolisz bym gapiła się na ciebie - powiedziała ze śmiechem. 
- Nie przeczę - na mojej twarzy pojawił się banan. Ena oderwała wzrok od konia i spojrzała prosto w moje oczy. 

- Nie masz na co liczyć - powiedziała, po czym wstała i pomogła mi się podnieść. Otrzepałem trawę ze spodni.

- Jesteś okropna - szepnołem jej do ucha, to już chyba nie robi na niej wrażenia... Musze zmienić taktykę!

- Wiem, że jestem, ale ty i tak mnie kochasz.

- Nie igraj ze mną kobieto! 

- Nie igram, mówię ci tylko prawdę... Nie masz na co liczyć, idź szukać gdzieś indziej - prychnęła i teatralnie odrzuciła włosy.  Poszła przodem, przez chwilę wpatrywałem się jak idzie pewnie przed siebie.  Nie mogłem tego tak zostawić, ona zawsze stawia kropkę nad "i", teraz moja kolej.  Puściłem się biegiem w kierunku dziewczyny i złapałem ją w pasie. Przewiesiłem ją przez ramię i niosłem jak "worek pyr". Nieskutecznie się wyrywała i waliła pięściami o moje plecy - trzeba przyznać, że ma kobieta siłę.

- Puszczaj! -warczała przez zaciśnięte zęby - Masz nie postawić na ziemi! Natychmiast! - Nic sobie z tego nie robiłem, byłem zbyt zajęty śmianiem się. Po krótkim czasie doszliśmy do małego jeziorka niedaleko posiadłości.  Ena nadal nie dawała na wygraną i cały czas próbowała uwolnić się z mojego uścisku, narobiła sobie przy tym niemałego wstydu, ponieważ szliśmy obrzeżami wioski. Stanąłem na pomoście i zmieniłem jej pozycję, tak, że teraz trzymałem ją w obu rękach, które wystawiłem poza pomost.  Dziewczyna nawet nie zdawała sobie sprawy, że pod nią znajduje się woda. Cały czas wrzeszczała, ze mam ją puścić. 

- Okey- powiedziałem z złośliwym uśmieszkiem, a dziewczyna od razu wyczuła, że coś jest na rzeszy.  Spojrzała w dół, potem na mnie, znowu w dół i na nie. Wywaliła oczy i zaczęła kręcić głową. 

- Nie, nie, nie, nie nie, NIE! - Krzyknęła gdy ją puściłem. 

- O tak! - Powiedziałem poważanie, gdy tylko wyłoniła się na powierzchnię. 

- Dupek - warknęła i wytknęła język w moją stronę, muszę przyznać, że całkiem zabawnie to wyglądało. Posłałem jej zadziorny uśmieszek- jeden z mojej kolekcji- Po czym zostałem soczyście ochlapany zimną wodą. Gdy już się uspokoiła wyciągnąłem ku niej rękę, by pomóc jej wyjść, a ta skorzystała z okazji i pociągnęła w swoją stronę, tak, że teraz oboje byliśmy z wodzie. Nie myśląc długo zaczęliśmy się chlapać - jak małe dzieci- ale zabawa była przednia! 

Bardzo lubię jej śmiech, szczególnie gdy tak rzadko się śmieje. Lubię, gdy śmieję się ze mną, z mojego powodu... Lubią ją rozweselać. Wydaje się wtedy taka... bezbronna i  mała. Musze korzystać z takich chwil, bo teraz jest ich coraz mniej. Jest pochłonięta przez treningi, naukę historii... Tylko dlatego, że jej ojciec ubzdurał sobie, że ona MUSI być najlepsza i, że musi stawić czoła niezwyciężonemu.

Smocza Wychowanka ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz