Rozdział 11

6.7K 479 43
                                    

Cały czas byłam w szoku. Jak mogłam zabić tych ludzi? Nawet nie wiedziałam, że to potrafię. Devon mówi, że to przez tę moc. Skąd ona się wzięła? 
- Dziękuję jeszcze raz - wypaliłam, przerywając ciszę - Jesteś dobrym przyjacielem - uśmiecham się słabo. Nie pozbierałam się jeszcze po wydarzeniach sprzed paru godzin. Zaczynało już świtać, na naszej drodze zaczęła pojawiać się roślinność. 
- Dzięki - odparł, jakby ze smutkiem. 
- Wytłumaczysz mi o co chodzi? - napierałam na niego.
- Ale ty jesteś uparta! Wytłumaczę, ale jeszcze nie teraz.
- Dlaczego? - spytałam. Czarnowłosy uśmiechnął się.
- Bo gdybym powiedział ci teraz prawdę stwierdziłabyś, że jestem wariatem i uciekłabyś. - powiedział
- Jest aż tak źle? - zaśmiałam się
- Jest gorzej - powiedział po czym dostał banana na twarzy. - Ale obiecuję, że niedługo wszystko zrozumiesz.
- Proszę powiedz mi - zrobiłam minę smutnego nietoperza.
- Bardzo bym chciał, ale nie mogę. Zrozum to.- odparł
- Jeżeli czegoś nie wolno, a bardzo się chce, to można - oznajmiłam. Devon wybuchnął śmiechem przez co i ja zaczęłam się  śmiać. Doszliśmy do małego skupiska drzew, tam zrobiliśmy sobie półgodzinny postój.
                                                                                                  *

 - Długo jeszcze? Nogi mi odpadają, idziemy już kilka godzin - narzekałam.

- Ech kobiety, nigdy nic wam nie pasuje - przewrócił oczyma - Jeszcze z półgodziny i będziemy mogli robić sobie postój. 
Szliśmy lasem, nie wiem skąd ten chłopak wiedział gdzie iść. Czy ma jakiś kompas w głowie! Nigdy nie zrozumiem facetów, jak może kręcić ich chodzenie po lasach, pustyniach i innych trudnych nawierzchniach.Oczywiście jak to ja niezdara do kwadratu zaliczyłam kilkanaście gleb, potknięć i plaskaczy od drzew. Wyjdę cała w siniakach i zadrapaniach, świetnie! Piękne i barwne jest życie ciamajdy. Tak się zajęłam użalaniem nad sobą, że nie zauważyłam, ze Devon się zatrzymał przez co na niego wpadłam. Teraz obije leżeliśmy na warstwie mchu. 
- Można powiedzieć, że na mnie lecisz - powiedział ze śmiechem.  Podniosłam się i pomogłam wstać chłopakowi.
- Na ciebie leci tylko deszcz... A nie on cię olewa - powiedziałam z powagą - a raczej usiłowałam powiedzieć to z powagą bo zaraz parsknęliśmy śmiechem. 
- To było suche jak pięty Cejrowskiego - powiedział - A teraz możesz podziwiać - wskazał ręką na jezioro, którego przedtem nie widziałam
- Pięknie tutaj - przyznałam.
- Tutaj się na chwilę zatrzymamy i odpoczniemy, następnie pójdziemy na drugi brzeg jeziora. Potem jeszcze kilkaset metrów pod górę i jesteśmy prawie na miejscu. - powiedział zadowolony z siebie, a gdy ujrzał moją minę jego zadowolenie wzrosło jeszcze bardziej.
- Jeszcze tak daleko. Będziesz  mnie niósł na barana -wskazałam chłopaka palcem - moje palce u stóp bolą mnie na sam widok.- Jęczałam. Zelkos (nazwisko Devona)  miał ze mnie niezły ubaw... Postój minął nam bardzo szybko i miło. Śmialiśmy się i podziwialiśmy piękne widoki. Można by pomyśleć, że to bardzo romantyczne gdyby mnie wiedza, ze poluje  na nas stado rozwścieczonych strażników. Tak właściwie to coś mi tu śmierdzi. Zwykli strażnicy z ośrodka by nas nie szukali, za dużo zachodu. Wysłaliby list gończy lub coś w tym stylu, ale nie gonili by nas przez taką drogę. Stwierdziłam, że zapytam, o to Devona, bo on na pewno coś wie. I nie myliłam się.
- Nie odczepisz się co? - przecząco pokiwałam głową - Ech dobra. Masz rację to nie są zwykli strażnicy... To "szpiedzy", a bardziej pasuje łowcy nagród. Polują na ciebie bo wiedzą, że nie poznałaś jeszcze swoich możliwości, chcą wykorzystać to przeciw nam. Jeśli Argog dostanie ciebie zmusi cię byś się do niego przyłączyła, a wtedy będzie miał przewagę na nami. - odparł. Nie rozumiałam nic z tych słów. Wiedziałam, że nie odpowie mi na więcej pytań więc nie pytałam. Przez całą drogę na drugi brzeg myślałam, próbowałam coś z tego zrozumieć. Kim był Argog? Dlaczego jestem dla nich taka ważna? co miał na myśli mówiąc, że będzie miał przewagę nad NAMI? Powiedział, że mam mu ufać... nie mam do tego żadnych podstaw, tak jak nie mam podstaw by mu nie ufać. Robił się późno, słońce leniwie zbliżało się do horyzontu. Staliśmy już na drugim brzegu, tutaj woda była głębsza. Wyprzedziłam Devona o kilka kroków i podziwiałam piękny widok jeziora. stałam kilka metrów od błękitnej tafli. Odwróciłam się by powiedzieć, ze możemy się tu na chwilę zatrzymać i ujrzałam biegnącego w moją stronę -bez koszuli- czarnowłosego chłopaka, który mnie chwycił i skierował się w kierunku wody. Zaczęłam krzyczeń i miotać się, ale Devon trzymał mnie mocno. 
- Nie! Devon nie! - wrzeszczałam, przez co chłopak zaczął się śmiać - Devon Ja nie umiem pływać! - Było za późno, wylądowałam w letniej wodzie. Wynurzyłam się i podpłynęłam do pobliskich skał po czym niezdarnie się na nie wgramoliłam. Mówienie, że nie umiem pływać było trochę wredne z mojej strony, ale jakie miałam piękne widoki! Devon wrzeszczał moje imię i nerwowo nurkował i się rozglądał. Tak straszyć biednego chłopaka- mówił cicho jeden głosik w mojej głowie, ale ten drugi, który śmiał się z tej całej sytuacji zagłuszył pierwszy. Woda zaczęła powoli pochłaniać słonce. Pomęczyłabym jeszcze swojego przyjaciela, ale usłyszałam cichy warkot maszyn... byli parę kilometrów od nas. 

- Devon wyłaź z tej wody! Mamy towarzystwo! -krzyknęłam gdy wyłonił się na powierzchnię.

- Ty - wskazał na mnie palem - Jesteś złą kobietą - parsknęłam śmiechem.
- Och nie komplementuj mnie tak... bo się zaczerwienię - powiedziałam przesłodzonym tonem. 
- Nie ujdzie ci to na sucho - założył koszulkę, którą mu podałam - zemszczę się...

- Brakuje ci bezwzględnej ambicji by to zrobić -odparłam -Poza tym... Za bardzo mnie kochasz by to zrobić - palnęłam ze śmiechem. 
- Chyba masz rację - mruknął - Dobra zwijamy się. Biegnij za mną 
Devon pobiegł ścieżką prowadzącą gdzieś w góry, a ja za nim. Biegliśmy około 30 minut. Staliśmy zasapani przed jaskinią. Normalnie 30-minutowy bieg nic mi nie robi, ale jak biegnie się pod górę na kamieniach to już inna sprawa. Warkot silników był coraz głośniejszy, a pomiędzy drzewami pobłyskiwały reflektory. Niebieskooki widząc moje przerażenie złapał mnie za rękę i wskazał jaskinię. Rzuciliśmy się biegiem w ciemność. W grocie hałas stał się głośniejszy i odbijał się od ścian. Lampy motorów rozświeciły nam drogę, dopiero teraz ujrzałam gdzie chłopak biegnie. Przed nami znajdowała się wielka rozpadlina. Automatycznie zaczęłam hamować, przez co Devon prawie wyrwał mi rękę. 
- Tam jest wielka czarna dziura! -Krzyknęłam 

- Wiem, po prostu biegnij.
- Nie ma mowy, tam jest dziura- powtórzyłam

- Po prostu mi zaufaj i skocz - spojrzał mi w oczy, a w mojej głowie rozbrzmiał głosik, który mówił mi, że nie ma się czego bać. 
- Dobra - Zaczęliśmy zbliżać się w kierunku otchłani - Jeśli to jest ta twoja zemsta - zaczęłam - to dobrze ci wyszła! -Usłyszałam śmiech chłopaka. 

- To jeszcze nie jest zemsta -krzyknął 
- Jeśli zginiemy to cię zabiję! - Wypaliłam gdy razem z Devonem skoczyliśmy w ciemność. 


---------------------------------------

Hejka! Rozdział miał być wczoraj ale Wattpad stwierdził, że rozdział na prawie 2 tyś. słów to za dużo i zapisał tylko kilka zdań ;) 

Chciałabym wam bardzo podziękować za 412 wyświetleń i 57 gwiazdek oraz 340 miejsce w gatunku Fantasy : )

ps. na załączonym zdjęciu Jezioro Tahoe 




 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 


 




Smocza Wychowanka ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz