Jeśli chcecie to odtwórzcie sobie piosenkę w załączniku. Niezbyt pasuje do tego rozdziału i książki, ale jest boska i ją kocham xD
-----------------------------------------------------------------------------
Siedziałam sama w kapliczce, druga ławka, przede mną znajdował się złoty ołtarz. Na środku stał pomnik zrobiony z tego samego metalu szlachetnego. Przedstawiał on przystojnego, dobrze zbudowanego mężczyznę, który siedział na smoku. Wokół stały świece, wysokie w kolorze turkusu.
Słychać było odbijające się echo, łkałam.
- Nie wiem, czy mnie słyszysz, pewnie gadam teraz do pomnika - zaczęłam - ale jeśli tam jesteś, jeżeli jesteś po mojej stronie, to proszę, ocal go. Bez niego nie dam sobie rady, on jest moim oparciem. Jeśli Devon umrze, ja wraz z nim. Proszę utrzym go przy życiu, proszę - załkałam gorzko. Podeszłam do jednej z masywnych, turkusowych świec i zapaliłam jedną.
Dopiero teraz, gdy stałam zaledwie kilkanaście centymetrów od rzeźby, zauważyłam, jak dokładnie była wykonana.
Nic więcej nie byłam w stanie zrobić.
Wróciłam do domu, bezszelestnie, jak zjawa szłam między korytarzami, aż w końcu trafiłam pod te drzwi. Oparłam się o ścianę i powoli zjechałam na dół, chowając głowę.
Usłyszałam znajome kliknięcie, które oznaczało otwierające się drzwi. Automatycznie uniosłam głowę, z pokoju wyszedł lekarz. Wpatrywał się we mnie chwilę, a potem lekko uśmiechnął.
- Żyje - powiedział, a mi kamień spadł z serca. Moje modły zostały wysłuchane. - ale jest coś, o czym chciałbym ci powiedzieć.
- Proszę mówić - odparłam.
- To nie sprawa do obgadanie na korytarzu - jego oczy ściemniały.
- Dobrze, wiec chodźmy w bardziej ustronne miejsce.
Poszliśmy do jego gabinetu, zajęłam miejsce naprzeciw mężczyzny. Spojrzałam na niego wyczekująco.
- Od razu przejdę do rzeczy... Pani przyjaciela otruto, w organizmie znalazłem pozostałości trucizny, która spowodowała zatrzymanie akcji serca. Nie wiem jakim cudem, ale jakoś powrócił do żywych.
- Ja chyba wiem jak. Bardziej ciekawi mnie kto mógł zrobić coś takiego. - byłam kompletnie w szoku, z trudem przyjęłam te informacje.
Ktoś go otruł, ale dlaczego? Kto to zrobił?
Zamieniłam jeszcze parę zdań z doktorem, po czym wyszłam z jego gabinetu. Skierowałam się w stronę pokoju przyjaciela. Weszłam tam, pielęgniarka poprawiała poduszkę Devona. Spojrzałam na nią niepewnie, a ta posłała mi ciepły uśmiech.
- Pewnie chcesz zostać z nim chwilę sama, zostawię was - powiedziała.
- Dziękuję - odparłam szczerze.
- Wiem, jak to przeżywasz, kiedyś byłam w podobnej sytuacji. Niestety nie wykorzystałam swojej szansy - urwała, a potem dodała - nie kryj się ze swoimi uczuciami.
- Ludzie znają moje uczucia, zanim ja je poznam - odparłam i posłałam jej lekki uśmiech. Kobieta patrzyła na mnie chwilę, a potem zniknęła za drzwiami.
Znowu zostałam sama, z nim. Miał zamknięte oczy, czarne kosmyki niesfornie opadały na czoło. Jego klatka piersiowa powoli podnosiła się i opadała w rytmie oddechu. Wyglądał jakby spał, teraz był taki bezbronny. Niepewnie podeszłam do łózka, a następnie usiadłam w siadzie skrzyżnym. Nie robiłam nic, po prostu tam byłam, tak jak on zawsze był przy mnie. Dopiero teraz, gdy prawie umarł, zdałam sobie sprawę, ile dla mnie znaczy. Jaki jest ważny.
Tak bardzo znowu chciałam ujrzeć te oczy koloru nieba, w których można się zatracić. Ciepłą dłoń na ramieniu, chciałam zobaczyć, jak na te delikatne usta wkrada się ten złośliwy uśmiech. Chciałam znowu usłyszeć ten zachrypniemy głos, który szepcze mi w nocy kojące słowa, gdy budzę się z koszmarów.
Tak bardzo tego pragnęłam... Chwyciłam go za rękę.
"Nie kryj się ze swoimi uczuciami" rozbrzmiał głos kobiety w mojej głowie. Niby proste słowa, jednak dają do myślenia. Co tak naprawdę do niego czuję? Zawsze, gdy go widzę towarzyszy mi przyjemne ciepło, ale to o niczym nie świadczy, prawda?
Zawsze się rozumieliśmy, nawet bez słów, troszczyliśmy się o siebie, przyjaciele tak robią.
Z rozmyślań wyrwał mnie lekki, ale dużo znaczący uścisk. Spojrzałam na nasze dłonie, Devon lekko ścisnął moją rękę. Przeniosłam wzrok na jego twarz. Chłopak uniósł powieki, tak, że widziałam kawałek niebieskich tęczówek. Usta wygiął w uśmiechu, wiedziałam, że choć to taki mały gest, kosztował go dużo wysiłku. Mimowolnie po moich policzkach zaczęły spływać łzy, uśmiechnęłam się do leżącego.
Spojrzałam za okno, na słońce, które dopiero co wzeszło.
- Dziękuję - szepnęłam. Wiedziałam, że Devon żyje, bo taka była wola Stwórcy. Wysłuchał mych próśb i spełnił je. W pewnym sensie poczułam się wyróżniona. Spośród tylu ludzi modlących się do niego On wysłuchał mojej modlitwy.
Czyżby i On wiedział o mnie więcej niż ja sama? To oczywiste, bowiem jest Bogiem, a któż wie więcej od Boga? Jednak Bóg, Stwórca też był człowiekiem, czy to możliwe, by jakaś istota wiedziała wszystko? Wydaje się to niemożliwe, ale to tylko puste słowo.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zapadłam w sen.
~*~
Ze wszystkich stron oblewa mnie ciemność. Nie wiem, gdzie jestem ani jak się tu znalazłam. Czuję dziwne uczucie, niepokojące. W oddali widzę jasny punkt, który z każdą sekundą jest coraz bliżej. Nie wiem, czy to ja się przemieszczam, czy to coś. Po kilku chwilach mogę odróżnić kształt i już wiem, co to jest. Prosto na mnie leci sporych rozmiarów, jasnoniebieski, prawie biały smok. Szybuję nade mną chwilę, a potem zaczyna lądować. Cały mój niepokój znika. Stworzenie wylądowało, a jego ciało zaczęło się deformować. W końcu ze smugi światła wychodzi człowiek, mężczyzna. Przewyższa mnie o około piętnaście centymetrów. Ma brązowe włosy i oczy tego samego koloru, ciało jest umięśnione, a twarz dziwnie znajoma. Gdzieś już go widziałam, jestem tego pewna.
- Witaj Eno - mówi.
- Witaj, kim jesteś? - pytam, na co mężczyzna wybucha perlistym śmiechem.
- Przyjrzyj mi się - odpowiada. Robię, co każe, dopiero po chwili uświadamiam sobie, z kim rozmawiam. Ta sama twarz, którą widziałam w kaplicy, z taką różnicą, że to nie rzeźba. Automatycznie uchylam głowę, a jedną nogę uginam.
- Przepraszam, nie poznałam Cię Panie.
- Po co te formalności! Jesteś taka jak ja a ja taki jak ty. Nie lubię, gdy ktoś stawia mnie na wyższym szczeblu. - byłam oniemiała, nie wiedziałam co powiedzieć. Czy zwracać się do niego normalnie?
- Czy to jest sen?
- w pewnym sensie tak. Widzisz, mogę porozumiewać się z ludźmi poprzez sny, ale nie robię tego często.
- Więc jak się domyślam, to nie jest zwykła wizyta na pogaduszki?
- Niestety nie, muszę przekazać ci ważną wiadomość.
- Tak więc proszę mówić.
- Jak pewnie wiesz Argog tworzy armię, która z każdym tygodniem rośnie w siłę - potakuje - boję się, że nasze wojska sobie nie poradzą. Argog ma przewagę liczebną, za to my mamy cię i twojego przyjaciela. Odegracie ważną rolę w historii. - przerwał i spojrzał na mnie, jakby chciał zobaczyć czy go słucham - boję się, że nasze wojska nie dadzą rady - powtórzył - a wtedy wróg obejmie władze. Pod żadnym pozorem nie możemy do tego dopuścić.
- Rozumiem, ale czy ty nie mógłbyś pomóc nam wygrać? Tak jak pomogłeś Devonowi przeżyć.
- Bardzo bym chciał, ale nie mogę mieszać się w sprawy śmiertelników. Twojemu koledze użyczyłem tylko duchowej siły, reszta zależała od niego... i ciebie.
- Ode mnie? Nie rozumiem. Dlaczego ode mnie?
- Obserwuje cię od dawna, wiem, jak jego traktujesz, ale zastanów się, jak on traktuje cię. - nie wiedziałam, o co mu chodzi. Wpatrywałam się w niego, wyczekując dalszej odpowiedzi.
- Pod tym względem jesteś strasznie tę... Nierozumna. Otóż Devon miał wybór, to od niego zależało czy do was wróci.
- Przykro mi, ale nadal nie rozumiem, co ja mam z tym wspólnego.
- Ten chłopak darzy cię wielkim uczuciem, moje dziecko.
- Ooo! Okey już rozumiem... Podziałałam jak magnes na jego duszę...
- Trafna przenośnia - powiedział.
- Czyli to oznacza, że to on nie traktuje mnie tylko jako przyjaciółki, prawda?
- Masz rację, a czy ty masz w nim tylko przyjaciela?
Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Nie jestem pewna swych uczuć. Teraz to niczego nie jestem pewna. Usiadłam na podłodze, ziemi, sama nie wiem, co to było... Na czymś. - Nie wiem, już niczego nie wiem - wyznałam.
- Nic nie jest wieczne, a w szczególności uczucia. Wkrótce dowiesz się, zrozumiesz wszystko. Musisz być cierpliwa.
- Przedtem wspominałeś, że odegramy ważną rolę w historii, co miałeś na myśli? - nie chciałam dłużej ciągnąć tamtego tematu. Nie lubię zwierzać się ze swoich uczuć.
- To nie będzie zwykła wojna. Walczyć będziemy bowiem o naszą wolność i honor. Ty jako, iż jesteś smoczą wychowanką będziesz narażona bardziej od innych, tak samo twój towarzysz. - zaskoczyło mnie to, jak szybko potrafi zmieniać tony. - Będą to krwawe dni, pełne bólu i cierpienia oraz mam wielką nadzieję, że i szczęścia... Wiedz, że będę was wspierał i pomagał wam, jak tylko mogę.
- Dziękuje, bardzo dziękuję - odparłam, choć nie wiedziałam, za co mu dziękuję.
--------------------------
Powracam z wielkim hukiem?
Źle się czuję z tym, ze tak was męczę tą śmiercią, ale nie śmiercią, a może?
XD fuck logic
CZYTASZ
Smocza Wychowanka ✅
FantasyBudzisz się w środku nocy zlana potem, przerażona i zagubiona. Rozglądasz się po pokoju, nic nie uległo zmianie. Uspokojenie się przychodzi Ci z wielką łatwością, przecież robiłaś to dziesiątki razy. Nie próbujesz krzyczeć, czy szlochać... Nie ma...