"Zawsze trzeba podejmować ryzyko.
Tylko wtedy uda nam się pojąć,
jak wielkim cudem jest życie,
gdy będziemy gotowi przyjąć niespodzianki,
jakie niesie nam los."
- Paulo Coelho
-------------------------------------------------------------------------------------------
Trzeba ogarnąć myśli, poukładać sobie wszystko w głowie.
Myślę, że to była moja ostatnia wizyta w "zaświatach". No przynajmniej z własnej woli.
Muszę przywrócić siebie do ładu i zacząć myśleć racjonalnie o sprawie najważniejszej- wojnie. Przede mną kolejna narada, mam nadzieję, że tym razem coś objaśnimy. Musimy zacząć działać, bo zaraz będzie za późno.
Szłam zamyślona w stronę Wielkiej Sali. Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się przed wielkimi dębowymi drzwiami, pokrytymi rozmaitymi zdobieniami. Głęboki wdech, wyprostowana postawa, podbródek wysoko i dopiero teraz można wejść. Wzrok wszystkich zgromadzonych przez kilka sekund spoczął na mojej osobie, a ja zeskanowałam uważnie całą salę. Mojego ojca jeszcze nie było, co było dosyć dziwne. Zajęłam swoje miejsce przy stole i czekałam. Zgromadzili się wszyscy prócz Andre. Mijały kolejne minuty, a ludzie zaczynali się denerwować. W końcu przyszedł jeden ze służących, którego wysłałam, by poszedł po ojca. Ten jednak wrócił z wieścią, że Pana nie ma w posiadłości. Wydało mi się to jeszcze dziwniejsze, a niepokój przybrał na sile. Ojciec nigdy nie opuszczał domu bez zapowiedzi, tym bardziej że dzisiaj jest rada. Odesłałam służącego, lecz wcześniej podziękowałam za pomoc. Gestem nakazałam Nikolasowi podejść w kąt z dala od grupki zebranej przy stole.
- Tak Pani?
- Wystarczy Ena- posłałam mu uśmiech - Mam do ciebie prośbę- dodałam półszeptem.
- Jestem do usług, o co chodzi? - spytał.
- Dobierz sobie kilku ludzi i poszukaj mojego ojca, proszę.
- Stało się coś poważnego? - Nikolas był wyraźnie zaniepokojony.
- Nie wiem. Andre znikł bez śladu, nie ma go w rezydencji, a sam wiesz, że zawsze powiadamia kogoś, gdy ją opuszcza. Nie wiem, gdzie może być, ale mam złe przeczucia.
- Dobrze, ale co z radą?
- Ja się tym zajmę, ty za wszelką cenę odnajdź Andre. Ludzie go potrzebują - położyłam mu rękę na ramieniu.
- Zrobię co w mojej mocy, Eno - powiedział i wyszedł.
Odwróciłam się i wróciłam do stołu, zajęłam miejsce ojca.
- Radę czas zacząć - powiedziałam.
- Gdzie król? - spytał jeden z zabranych. Był to wysoki, umięśniony mężczyzna o śniadej cerze. Na twarzy miał kilka blizn, lecz jedna, która przecinała lewy policzek, najbardziej rzucała się w oczy.
- Niestety dzisiaj mój ojciec nie będzie obecny w naradzie, lecz ja go zastąpię.
- Jesteś jeszcze za młoda, poza tym nic nie wiesz o planowaniu...
- Owszem jestem młoda i znam ten świat dopiero od niedawna, ale jestem gotowa na niego zginąć. Musicie mi zaufać, tak jak ja ufam wam.
- Dobrze, więc zaczynajmy naradę - podsumował Reuf, gładząc siwo-brązową brodę.
Pochyliłam się nad stołem, na którym rozwinięta była mapa całego wymiaru. Zaznaczone na niej zostały krainy, które podjęły ryzyko i postanowiły przyłączyć się do bitwy. Tylko kilka państw odmówiło, a były to te, które leżały na lądzie za Wielką Wodą i ziemie samego napastnika.
- Z tego, co mi wiadomo Argog stworzył potężną armię. Nie byle jaką, w jego szeregach są przeróżne gatunki. Od zwykłych ludzi porwanych czy niewolników, przez czarowników po Trechy i Wielkie Wilki. Nie wykluczone, że mieszał gatunki...
- Jak udało mu się zgromadzić mistyczne rasy? Myślałam, że mamy porozumienia. - wyrwało się Sonii, która towarzyszyła ojcu.
- Mamy porozumienia, lecz Argog zapewne znalazł słabe punkty poszczególnych osób, a resztę dostał jak na tacy. - odparłam.
- Może przejdźmy do strategi? To jest chyba najważniejsze. - Odparł Tyrson.
- Masz racje, Reuf'ie twoje armie są już u nas, więc przyłączyły ją do naszej i uderzymy od frontu. - stwierdziłam, na co ten przytaknął, nadal gładząc swój zarost.
- Nasze siły już są w drodze, powinny dotrzeć tu za trzy dni. - powiadomił ojciec Sonii. To niezwykle potężny sojusznik. Demoniczne siły w tym wypadku będą dodatkową szansą na wygraną. W tym momencie przyszło mi coś do głowy.
- Moi ludzie powinni dotrzeć tu za piec dni, jeśli wyruszyliby dzisiaj...
- NIE! Nie...- przerwałam mu - Może zaskoczymy Argoga naszą gotowością, ale co jeśli już o tym pomyślał. Co, jeśli jest przygotowany na taką ewentualność?
- Mimo woli muszę przyznać, że masz racje. Argog to groźny i przebiegły przeciwnik. Na pewno pomyślał o takiej możliwości. - poparł mnie jeden ze starszych władców. Miał pełno zmarszczek na twarzy, skóra na jego dłoniach była chropowata.
Jak na razie idzie mi nawet dobrze...
- Proponuję atakować z kilku stron...- rozejrzałam się po sali, nikt nie miał zamiaru mi przerwać, więc ciągnęłam dalej - Tak mamy większe szanse. Otoczymy przeciwnika... Armie Tyrsona i Ghorla zaatakują z północy, Shlejda z zachodu, a mego ojca i Reufa od frontu. Tylko wtedy nie będzie już odwrotu.
- Jestem gotów zaryzykować, ufam, iż się uda. - powiedział Tyrson.
- Walczmy, póki mamy o co przelać krew!- wykrzyknął Reuf i w tym samym momencie klepnął mnie w plecy - bardzo mocno klepnął mnie w plecy, a jego donośny śmiech rozniósł się po sali, gdy zobaczył moją reakcję, a raczej jej brak
Wydawało się, że głos chciał zabrać Ghorl, ale w tym samym momencie do pomieszczenia wparował Nikolas z dziwnym wyrazem twarzy.
- Panienko... Nie mam dobrych wieści - ogłosił poważnie - Znaleźliśmy Panny ojca, lecz jego stan znacznie się pogarsza... - Te słowa uderzyły we mnie jak grom.
- Gdzie on jest? - głos mi drżał.
- W swojej komnacie... - odparł. Spojrzałam na zgromadzonych wokół ludzi. Przeprosiłam ich skinieniem głowy, a Devonowi dałam znak, by dokończył z nimi naradę. Szybkim krokiem opuściłam salę za Nikolasem.
- Co się stało? - spytałam gdy byliśmy w połowie drogi do komnaty ojca.
- Zebrałem ludzi, jak kazałaś, przeczesaliśmy wioskę, a potem zapuściliśmy się dalej. Po jakimś czasie jeden z ludzi znalazł go konającego pod jednym w drzew pod lasem. Nie wiadomo jak się tam znalazł. - wyjaśnił. Resztę drogi przebyliśmy w ciszy, dopiero pod pokojem Andre podziękowałam mu i znikłam za drzwiami.
Leżał na łóżku blady jak ściana, z czoła kapał pot. Widząc go w takim stanie przed oczami miałam obraz Devona. Wyglądał zupełnie jak on, gdy weszłam wtedy do jego pokoju. Tak samo blady i słaby. Przeniosłam wzrok z niego, na postać krzątającą się przy łóżku. Jak się okazało, był to lekarz, który od razu, gdy mnie zobaczył, podszedł do mnie.
- Co mu się stało? - próbowałam wysilić się na spokojny ton, ale niezbyt mi to wyszło.
- Został otruty, to ta sama substancja...
- Którą został otruty Devon, Tak? - Upewniłam się.
- Niestety tak... - odparł.
- Czy on przeżyje? Nie wygląda teraz najlepiej.
- Nic nie jest pewne, jest słaby, ale walczy. Radzę zebrać rodzinę i czekać, lecz proszę przyszykować się na najgorsze. - położył rękę na moim ramieniu i wyszedł z pomieszczenia. Wpatrywałam się przez dłuższą chwilę w puste miejsce, gdzie przed chwilą stał medyk. Stwierdziłam, że warto, będzie go posłuchać i nieco oszołomiona rozkazałam jednemu ze służącym zawołać mamę i siostrę. Sama zbliżyłam się do śpiącego ciała, z którego ust raz po raz wydobywał się nieprzyjemny świst.
Przez chwilę wpatrywałam się ponuro w cało ojca, a potem weszła mama. Gdy zobaczyła swojego męża, którego kochała ponad życie, zakryła ręką usta, a jej oczy przesłoniły łzy. Nevena stała z tyłu i obserwowała całe zajście, wiem, że wiedziała, co się dzieje, ale nie chciała tego po sobie poznać. Dzielna dziewczynka.
- O mój Boże - wydukała mama i podeszła bliżej. Jej spokój nie trwał długo, bo gdy tylko stanęła kilka centymetrów od łóżka wybuchła płaczem. Mocno ją przytuliłam i zaczęłam uspokajać, tym samym uśmiechałam się kojąco do Neveny, która stała koło drzwi. Dziewczynka powili podeszła do matki i ją przytuliła.
- Wszystko będzie dobrze mamusiu, nie płacz już - powiedziała i mocniej przytuliła rodzicielkę. Te słowa zadziałały na Marinette jak zaklęcie i prawie od razu przywróciła siebie do stanu początkowego. Poinformowałam ją, że musimy być gotowe na najgorsze, a potem po prostu czekaliśmy. Po kilku kolejnych minutach dołączył do nas Devon.
CZYTASZ
Smocza Wychowanka ✅
FantasyBudzisz się w środku nocy zlana potem, przerażona i zagubiona. Rozglądasz się po pokoju, nic nie uległo zmianie. Uspokojenie się przychodzi Ci z wielką łatwością, przecież robiłaś to dziesiątki razy. Nie próbujesz krzyczeć, czy szlochać... Nie ma...