Rozdział 2

10.9K 655 38
                                    

  Sonia zaczęła pstrykać palcami tuż przed moimi oczyma, tym samym wyrywając mnie z rozmyślań.


-Słuchasz mnie? Czy znów odpłynęłaś do krainy beztroski? - zapytała. Na widok jej „gniewnej" miny parsknęłam śmiechem — Z czego rżysz?
-Przepraszam, ale tak zabawnie wyglądasz, gdy się złościsz. Człowiek na ciebie patrzy i od razu poprawia mu się humor-spojrzałam się na nią i obie zaczęłyśmy się śmiać. Siedziałyśmy na trawniku do południa, potem poszłyśmy do pokoi. Usiadłam przy masywnym biurku, wzięłam do ręki ołówek i zaczęłam rysować swój sen. Po chwili ktoś z wielkim impetem pchnął drzwi, które walnęły w ścianę tak mocno, że odpadło trochę farby. Do pokoju wpadł Wilson, najbardziej znienawidzony pracownik tego bagna. Obrzucił mnie lodowatym spojrzeniem w jednej sekundzie, a w drugiej stał już przy mnie. Chwycił mnie za ramie z taką siłą, że wiedziałam, iż zostanie ślad na kilka dni. Pchnął mnie i wyprowadził z pokoju.
-Dokąd mnie prowadzisz? – spytałam
-Doktor Whitman chcę cię widzieć-powiedział ostro i bardziej ścisnął mi ramie, czułam, jak jego paznokcie powoli wbijają mi się w skórę. Syknęłam cicho.
-Pracownik z Bożej łaski- burknęłam pod nosem.
- Co powiedziałaś? - wypalił ostro. Szlag usłyszał to-skarciłam się w myślach
-No słucham? Mów co powiedziałaś! – warknął i jeszcze bardziej wbił paznokcie. Tym razem przeciął nimi skórę.
-Powiedziałam, że jesteś najlepszym pracownikiem tego wspaniałego, tryskającego życiem miejsca – odparłam sarkastycznie. Nie wiedziałam, skąd mi się to wzięło. Od razu poczułam, że mam przerąbane. Mężczyzna przyszpilił mnie do ściany. Rękami trzymał moje gardło i brodę, nie mogłam się ruszyć.
- Słuchaj laleczko, nie radzę ci ze mnie drwić. Nie zapominaj, że to ja jestem tutaj górą. Uważaj, bo możesz nie dożyć swoich dwudziestych pierwszych urodzin. Zupełnie przez przypadek ktoś może podać ci trochę za dużą dawkę leków- wycedził przez zęby. Gniew i rozbawienie tańczyły na jego twarzy. Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Nie groź mi-odparłam stanowczo- Nic gorszego od tego miejsca mnie nie czeka, zabij mnie a tylko mi pomożesz-wycedziłam - Poza tym są tu kamery, które rejestrują dokładnie nasze ruchy, każde słowa-odwróciłam wzrok w kierunku jednej z kamer-każde wypowiedziane przez ciebie słowo jest zapisane i nawet ty nie możesz dostać się do głównego panelu-powiedziałam z drwiącym uśmiechem. Wilson odwrócił głowę w moją stronę, zauważyłam cień zaskoczenia w jego oczach.- Nic nie możesz mi zrobić! – warknęłam i splunęłam mu w twarz. Wyrwałam się z jego łap – Do Doktora Whitmana trafię sama, dzięki. – odparłam i poszłam przed siebie. Przez całą drogę do gabinetu zastanawiałam się, skąd wzięła się moja odwaga i determinacja. Postawienie się temu gnojkowi było najlepszym przeżyciem, odkąd tu trafiłam. Dowiodłam samej sobie, że nie jestem słaba i uległa. Jest we mnie coś więcej, czułam to, ale nie wiedziałam, co to jest. Dotarłam do gabinetu, stanęłam i jakby nic się nie zdarzyło, zapukałam.  


----------------------------------------------------------

Hej :) znowu taki króciutki rozdział :), ale coś się dzieje ;) Mam nadzieję, że wytrzymacie do czasu, aż akcja trochę się rozkręci. Postanowiłam, że będę dodawać rozdział na około 2 dni :) więc mogą być krótkie :)  






Smocza Wychowanka ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz