rozdział 4

8.5K 574 23
                                    

  Po raz kolejny obudziłam się w nocy. Moje koszmary znów rosną w siłę, pojawiają się coraz częściej. Te same obrazy: krew, śmierć, ogień, stworzenia przypominające ludzi... Bez zastanowienia wzięłam kartkę i zaczęłam rysować z nadzieją, że spostrzegę coś nowego...

Zbudziły mnie pierwsze promienie słoneczne, wpadające przez małe okienko nad biurkiem. Zasnęłam przy malowaniu. Policzek, na którym spałam i dłonie miałam umazane od pasteli i węgla. Rysunki przedstawiały (jak sądzę) mnie, wokół zamazane, niewyraźne postaci, zgliszcza i rzeki krwi. Nic nie przykuło mojej uwagi, nic nowego się nie pojawiło.
Zegarek wskazywał piątą czternaście, stwierdziłam, że i tak już nie zasnę. Weszłam pod prysznic i zmyłam z siebie cały ciężar nocy pot, brud, strach... Wysuszyłam włosy i ubrałam się w czarne spodnie i granatową bokserkę. Dzisiaj czuprynę upięłam w niechlujny kok.
Kolejny dzień w raju. Był dwudziesty dziewiąty Sierpnia, za dwa tygodnie moje dwudzieste pierwsze urodziny!!! Normalna nastolatka cieszyłaby się z tego powodu, ale nie ja, nie w takim miejscu. Z jednej strony miałam nadzieję, że mnie wypuszczą, że znów będę wolna. Jednak patrząc na to od drugiej strony, nie było tak kolorowo. Bez pieniędzy i dachu nad głową błądziłabym gdzieś po opustoszałych szarych ulicach zalanych codziennością. Nie wiem nawet, gdzie dokładnie jestem. Jedynie wiem, że jestem gdzieś w południowo-zachodnim zakątku stanu Nevada... Na zegarku wybiła godzina szósta zero siedem jeszcze półtora godziny do pobudki-pomyślałam. Nie miałam co ze sobą zrobić, w końcu usiadłam przy lustrze i zaczęłam robić sobie lekkie kreski eyelinerem od Soni, który dostałam na imieniny (W przeciwieństwie do mnie Sonię odwiedzała rodzina i kupowała jej potrzebne rzeczy)
Uporządkowałam rozrzucone po biurku przybory, rysunki zgarnęłam na dość duży stos. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na kawałek gołej ściany, która jest pozostałością po wydarzeniach sprzed trzech dni. Na samą myśl o tej sytuacji na mojej twarzy pojawił się niecodzienny, zadowalający uśmiech. Z zadumy wyrwał mnie dzwonek oznaczający, że można już opuszczać pokoje. Byłam jedną z pierwszych osób na stołówce, dzisiaj była jajecznica. Usiadłam przy naszym stoliku i zaczęłam konsumpcje jajecznej papki. Po około 10 minutach przysiadła się do mnie Sonia, poczekałam na nią, aż na spokojnie zje śniadanie. Po posiłku wyszłyśmy na plac i usiadłyśmy na jedynym skrawku zieleni, który nie był przykryty przez cień budynku. Cały dzień spędziłyśmy na świeżym powietrzu, muszę przyznać, że dobrze mi to zrobiło. Gdy słońce zaczęło chować się za horyzontem, a niebo przybrało pomarańczowo-różowy kolor z budynku wyszło 6 strażników. Jeden z nich rozkazał wszystkim osobom wracać natychmiast do swoich pomieszczeń. Nie było tu nic do gadania, ze smutkiem przegnałam się z przyjaciółką i udałam się po swojego pokoju. Moje "cztery ściany" znajdują się na drugim piętrze. Szłam prosto przez korytarz, mijałam kilka par drzwi, ale tylko dwa pokoje są zamieszkane. W jednym mieszkam ja, a w drugim o rok młodszy ode mnie Ryan. Ryan ma pierwszy pokój od wejścia, ja zajmuję dziewiątkę. Zdziwiłam się, gdy pokój numer siedem był otwarty na oścież. Zajrzałam tam mimo woli. Łóżko było zaścielone, a podłoga zamieciona.
-Wygląda na to, że będziemy mieli współlokatora na oddziale-Usłyszałam głos za sobą, nie kojarzyłam go. Odwróciłam się i zobaczyłam, że stoi za mną Ryan. To pierwszy raz jak się do mnie odezwał.
- Ryan, przestraszyłeś mnie-powiedziałam, a potem dodałam-Wygląda na to, że masz rację- Spojrzałam jeszcze raz na pokój-Okej, dobra nie wiem jak ty, ale ja już się zwijam.
- Spoko, nie chcemy byś znowu wpakowała się w „kłopoty" - powiedział z drwiącym uśmieszkiem - Dobranoc - rzekł i zniknął w swoim pokoju.
Po tym, jak weszłam do pomieszczenia, zamki automatycznie się zamknęły. Zaciekawiona odgłosami z zewnątrz wdrapałam się na masywne biurko i uchyliłam okienko. Nie usłyszałam za wiele, bym mogła skleić to w całość. Ciężarówka zagłuszała wszystkie odgłosy. Zawiedziona usiadłam na krześle i zaczęłam analizować. To pewne, że przywieźli nowy obiekt i że zamieszka na tym piętrze, ale o co tyle zachodu? Kim on lub ona jest, że strażnicy podchodzą do tego zadania z takim dystansem?
Nagle usłyszałam kroki dochodzące z korytarza. Ucichły i za chwilę znów je słyszałam. Drzwi od mojego pokoju się otworzyły. W drzwiach stało dwoje strażników. Nie rozpoznawałam ich.
- Ena Adaincahan? - przytaknęłam - pójdziesz teraz z nami - powiedział jeden z mężczyzn, miał broń.
Strażnicy wyprowadzili mnie na korytarz, złapali z obu stron. Przy pokoju numer siedem impulsywnie spojrzałam w stronę drzwi. W środku było trzech strażników ubranych na biało, otaczali kogoś. Był to mężczyzna o kruczych włosach. Spojrzał w moją stronę, a jego uśmiech przeciął powietrze. Instynktownie odwróciłam głowę, w tym uśmiechu było coś, co przyprawiło mnie o gęsią skórkę. Coś mrocznego, coś takiego jak trzy dni wcześniej na korytarzu. Jeden ze strażników powiedział coś do drugiego, coś w niezrozumiałym dla mnie języku... Zamknęli mnie w czarnym pomieszczeniu, na środku stało białe biurko i krzesła. Kazali mi usiąść, wykonałam ich polecenie. Wytłumaczyli mi, że chcą tylko zadać mi kilka pytań. Pytali o to, jak się tu znalazłam, czemu tu jestem, co zrobiłam, jak długo i inne tego typu rzeczy. Odpowiedziałam tylko na niektóre z nich, na inne nie miałam odpowiedzi. Dlaczego się tu znalazłam i co takiego zrobiłam? Te pytania wiercą w mojej głowie dziurę już od 8 lat.  

----------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że jak na razie wam się podoba, teraz akcja się jeszcze rozkręca, ale już niedługo...
Macie jakąś opinie na "teraz" o moich wypocinach?  

Smocza Wychowanka ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz