#26

3.7K 349 25
                                    

  - Dałabyś mi jakieś fory - jęknęła Sonia.
- Nie ma. Sama chciałaś, więc teraz się ze mną męcz - odparłam ze śmiechem i pchnęłam miecz w jej kierunku. Dziewczyna odparła mój atak. Jeszcze przez chwile tak walczyłyśmy, a potem stwierdziłam, że trochę za długo to trwa i postanowiłam skrócić te wybryki.

- Wiesz, że nie wygrasz... Poddaj się - powiedziałam z cwaniackim uśmieszkiem. Jeśli nie chce dobrowolnie się ujawnić, to ją podejdę.

- Może i jesteś ode mnie lepsza, ale nie poddam się! Nie dam ci tej satysfakcji. - Odparła.

- Nie to nie, ja tak mogę cały dzień... - zaświergotałam, a moja broń znów zetknęła się z jej. - No dawaj, tylko na tyle cię stać? - wygięłam usta - Myślałam, że Władca piekieł lepiej cię wyszkolił.

- Nie władca piekieł, tylko demon Wojny i śmierci - poprawiła mnie, w jej głosie wyczułam nutę irytacji. Teraz będzie z górki.

- A co to za różnica? Władca piekieł czy Bóg śmierci... To, to samo - fuknęłam.
- Wcale nie! - ryknęła- Jest różnica i to wielka...

- To mi pokaż -przerwałam jej - Jestem niedowiarkiem.
Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie. Jej oczy przybrały kolor żywej czerwieni. Skóra stała się blada, włosy zmieniły barwę na ognistą, na czole wyrosły czerwone rogi, które przy końcach były lekko zakręcone. Zza pleców wychodziły szkarłatne skrzydła, kształtem przypominające skrzydła nietoperza. Szczerze powiedziawszy, to sam wygląd zrobił na mnie niemałe wrażenie, ale Sonia stwierdziła, że mi bardziej dowali. W jednej chwili w jej dłoni pojawił się czarny "płomień"- nie wiem jak to opisać. Dziewczyna chwyciła moją imitację miecza, a ten dosłownie się rozpadł pod wpływem jej dotyku. Moja szczęka znalazła się na ziemi i gdyby możliwe było, żeby wygryzła sobie drogę do podziemi, pewnie by tam leżała.
- Nie no kobieto! Teraz to mnie zaskoczyłaś. Jednak było warto ciebie prowokować! Nie mogę...
- Co?! Zrobiłaś to specjalnie?! - przerwała mi Sonia.
- No tak, bo sama nie chciałaś się pokazać, to musiałam coś wymyślić - zaczęłam się tłumaczyć, przy czym siarczyście gestykulowałam.
- No tak, mogłam się domyślić - przyznała.
- Właśnie mogłaś, ale tego nie zrobiłaś - stwierdziłam, po czym napotkałam wściekłe spojrzenie przyjaciółki.
- Uważaj sobie - warknęła i uniosła dłoń, w której jeszcze tlił się ciemny płomień.
- Dobra, dobra - uniosłam ręce w geście obronnym - zwracam honory. A teraz zmieniaj tę postać i idziemy do kuchni! Głodna kobieta to zła kobiet... - niedane mi było dokończyć, bo przy zwrocie zderzyłam się z czyjąś umięśnioną klatką piersiową. - Uważaj ty idio... - i znowu niedane mi było dokończyć.
- To teraz tak się wita swojego przyjaciela? - powiedział Devon, nawet zdobył się na urażony ton.
- Ciebie mogę powitać gorzej - prychnęłam.
- To ja ci tu przynoszę kradzione z kuchni ciasto, a ty tak się do mnie odnosisz?! Nie, to niedorzeczne!
- Masz ciasto? - teraz zrobię wszystko za ciasto.
- Może i mam, ale nie wiem, czy na nie zasłużyłaś. - fuknął.
- Jak mi je dasz, to wybaczę ci to, jak mnie wystraszyłeś, prawie spowodowałeś mój zawał i wprowadziłeś w stan depresyjny i stan wylewności uczuciowej oraz...
- wystarczy jak dasz mi całusa - przerwał, a na jego twarzy zagościł łobuziaki uśmiech. Prawie umarł, ale się nie zmienił. Można? Można! I może sobie pomarzyć.
Spojrzałam na niego jak na idiotę, którym swoją drogą był.

- Prędzej piekło zamarznie, niż moje usta ciebie dotkną!
- Da się załatwić, co nie? - skinął na Sonie, która w geście irytacji wyrzuciła ręce w górę.

- Ludzie, do cholery... Nie mieszkam w piekle!
Zaśmiałam się jednocześnie z Devonem, a potem spojrzałam na niego z troską.

- Więc jesteś na tyle "zdrowy", że cię wypuścili?
- No coś ty... Zwiałem im przez okno! Oni trzymaliby mnie w nieskończoność.
- Jesteś idiotą...
- Idiotą, który przyniósł ci sernik... - odparł i walnął mi plackiem w twarz, a potem uciekł jak małe dziecko. Potem mnie popamięta, ale jak na razie zajmę się sernikiem.

- Sonia, chcesz sernika? - wskazałam na swoją twarz, a moja przyjaciółka wybuchła śmiechem.

- Nie skorzystam - wydusiła między hałdami śmiechu. Nie, to nie więcej dla mnie!

Kilka minut później na twarzy nie miałam już ciasta i mogłam spokojnie przejść przez wioskę. Pokazałam Soni ciekawe miejsca i zakamarki, do których lubiłam przychodzić. Oczywiście nie obyło się bez wizyty na padoku, gdzie jak zawsze wypoczywał mój ulubieniec. Przedstawiłam ich sobie i wtedy dołączył do nas Rayan. Jego również przedstawiłam Soni, choć powinni znać się z ośrodka. Kilka minut potem byli pochłonięci sobą i zupełnie o mnie zapomnieli. Postanowiłam ich zostawić i oglądałam ich poczynania z daleka.

- Chyba zostanę swatką - powiedziałam.

- Hm? - zdziwił się Devon, który właśnie obok mnie usiadł. Wskazałam palcem na parę spacerującą obok padoku. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Było przyjemnie cicho, właśnie było za przyjemnie. Ten patafian przed chwilą walnął mi placka na twarz! Dostał solidnego kuksańca w ramę, którego się nie spodziewał i upadł na ziemię, tym samym ciągnąc mnie ze sobą. Upadłam na jego klatkę piersiową, a ten debil się jeszcze cieszył. Gdy próbowałam wstać, to przycisnął mnie do siebie i zacisnął uścisk.

- Puszczaj mnie ty idioto, niewyparzony bebsztyku, durnowaty cwelu, pedofilu... Ludzie pomocy pedofil na wolności! Puszczaj ty parówko, klopsie, kotlecie, jestem głodna, zjadłabym tosta, pomidorze koktajlowy, oczopląsie, degeneracie społeczny, postrachu dziewic... - Wrzeszczałam jak oszalała, a Devon przez śmiech krzyczał tylko "Nie ma mowy" i "nie słuchajcie jej".
- Jesteście całkiem słodcy - usłyszałam męski głos, jak się okazało należał do Rayana. No pięknie, teraz przez tydzień nie będę miała spokoju. Ale są plusy, tego najścia! Devon rozluźnił uścisk, a ja to wykorzystałam i w prędkością światła wstałam na nogi. Zaraz potem wstał i on.

- Postrach dziewic? - spytał ze śmiechem.

- No co? krzyczałam, co mi na myśl przyszło! - odparłam, widząc wymowne spojrzenia przyjaciół. - Chodźmy coś zjeść, jestem głodna! - krzyknęłam i wyrzuciłam jedną rękę w górę.
- Dobra - odpowiedzieli wszyscy chórem.

Szliśmy w stronę posiadłości, gdy nagle Sonia wypaliła.

- Wiesz co Devon, ja to na twoim miejscu strzeliłabym jej jednego porządnego. Dopiero co wyszedłeś...

- Zwiałeś -poprawiłam, a Sonia posłała mi ostrzegawcze spojrzenie.

- ... ze szpitala, a ta już cię bije! Nic nie mówię o tych wyzwiskach!

- Czego się nie zrobi dla swojej miłości, prawda kochanie? - zaświergotał przesłodzonym tonem.

- Palant - prychnęłam i zacisnęłam pięści - jak ci zaraz...

- Chcę być druhną! - Wykrzyczała Sonia.

- W takim razie ja będę tym drugim! - dołączył się Rayan.

- C- co?

- Ja idę uszykować salę, a ty listę gości! To będzie najwspanialszy ślub na świecie - powiedziała Sonia do Rayana, nie przejmując się naszą obecnością.

- Czy oni właśnie...

- Szykują nam ślub! Mamy wspaniałych przyjaciół! - wykrzyknął. - Rayan masz pożyczyć garnitur? - Podbiegł do chłopaka. Zostałam z tyłu i było mi dobrze.
- Banda marzycieli - stwierdziłam i poszłam do kuchni.

---------------------------------------------------

W końcu skończyłam ten rozdział. Nie miałam na niego kompletnie pomysłu, dlatego jest taki jaki jest.
Ten rozdział to także rekompensata tego, jak was nastraszyłam tym epilogiem, który swoją drogom był tylko żartem.  

Smocza Wychowanka ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz