#21

4.3K 370 28
                                    

  Z góry przepraszam za wszystkie błędy. Rozdział pisany dość szybko i późno, a na dodatek Wattpad coś mi nawala ostatnio :(

----------------------------------------------------------------------------------------

- Ale jak to! Musimy im pomóc, obiecałeś mi to! - ryknął Devon w stronę mojego ojca. W sali zostałam tylko ja, Devon i Andre. Zebranie dobiegło końca, razem postanowiliśmy połączyć siły i stanąć do walki.


- Chłopcze uspokój się. Zrobimy to, ale gdy ogarniemy inne bardzo ważne sprawy - odezwał się mój ojciec. Od kiedy on używa słów typu "ogarnąć"? Siedziałam zamyślona, nie chciałam wtrącać się w tę kłótnię, która właściwie dotyczyła też mnie.


- Ena powiedz mu coś. - powiedział błagalnym tonem Don - Przemów mu do rozsądku.


Nie wiedziałam jak zareagować, co mam powiedzieć. Devon to mój przyjaciel, ale zgadzam się z ojcem.


- Przepraszam, ale ojciec ma rację. Poczekajmy, omówmy plan, poukładajmy sobie wszystko. - odparłam.


- Ty też jesteś przeciw mnie? Jeszcze w ośrodku kłóciłaś się, że nie możemy ich zostawić! A teraz co? Chcesz ich porzucić jak kiedyś twoi rodzice ciebie? - Nie wierze, że to powiedział.


- Devon to nie tak...


- A jak? - Przerwał mi - Co z Rayanem? Podobno jesteście przyjaciółmi, co z resztą? Co z Willem?- to ostatnie powiedział prawie niesłyszalnie.


- Don dobrze wiesz, że też chcę, by byli tutaj z nami, ale nie możemy ich narażać. Teraz jest tam pewnie wielu ludzi Argoga, którzy tylko czekają na nasz ruch. Wiem, że są wyszkoleni i wiedzą co się święci, ale pamiętajmy, że w środku są ich szpiedzy.


Chłopak nic nie powiedział, tylko wyszedł z sali. Spojrzałam na ojca, który powiedział mi, że dobrze zrobiłam. Dochodziła godzina siedemnasta, udałam się do swojego pokoju, lecz stwierdziłam, że zajrzę do Devona.


- Don? Dobrze się czujesz? - zapukałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi - Przepraszam cię, to naprawdę była trudna decyzja. - Oparłam czoło o drzwi, stałam tak chwilę, a potem odeszłam.


Ułożyłam się na łóżku, leżałam, długo myśląc o tym całym zajściu. Nie chciałam robić mu przykrości, ale tak wyszło. Przecież musiałam to zrobić, muszę myśleć racjonalnie.


Kim był Will? Dlaczego Devonowi tak zależy na odbiciu tamtych?


To wszystko było dziwne, nawet nie zauważyłam kiedy usnęłam.
~*~


Obudziły mnie pierwsze promienie słoneczne, które delikatnie muskały moją twarz. Wstałam z łóżka, zajęłam się poranną higieną i ubrałam się. Wyszłam na korytarz, po czym skierowałam do jadalni, w której zastałam matkę i Nevenę. Zajęłam swoje miejsce i zaczęłam jeść. Po chwili zeszli się wszyscy domownicy, oprócz jednego. Miejsce obok mnie było puste.
- Twojego przyjaciela nie ma? - zapytał jeden z gości.


- Jak widać - odparłam sucho.


- To dosyć dziwne, wczoraj to on siłą wyciągał ciebie - powiedział rudowłosy chłopak, którego wczoraj powaliłam na ziemię. Posłałam mu wrogie spojrzenie.


- To nie twoja sprawa - wysyczałam. Chłopak zaśmiał się, na co prychnęłam.


- Następczyni tronu nie należy się tak zachowywać, szczególnie pośród sojuszników. Gdzie twoje maniery Pani?


- Tam gdzie twój nadęty, rudy łeb- uśmiechnęłam się do chłopaka - ale masz rację... Pójdę zobaczyć co u Dona. To mój królewski obowiązek, nieprawdaż?


Wstałam i odeszłam zadowolona z siebie. Skierowałam się w kierunku pokoju Devona. Niepewnie zapukałam, ale odpowiedziała mi cisza. Zapukałam jeszcze raz, głośniej, ale też nic.


- Devon, jesteś tam? Porozmawiajmy, wpuść mnie, proszę. - Zero reakcji, zaczęło mnie to wkurzać.


- Otwieraj te drzwi! Słyszysz! Zaraz sama tam wejdę - waliłam pięściami o drewno, po czym weszłam. Nikogo nie było. Zajrzałam do łazienki i garderoby, ale tam też go nie było. Spanikowałam, zaczęłam biegać po całym budynku, ale nie było po nim śladu.
Wbiegłam do jadalni ze strachem w oczach.


- Nie ma go - powiedziałam - Nigdzie.


- Jak to? - odparł mój ojciec.


- Ta kto! Przepadł jak kamień w wodę...


- Nie, to niemożliwe - przetarł oczy - Gdzie on mógł... - przerwał.


- Tato?


Nic nie odpowiedział, tylko wyszedł z jadalni i poszedł do swojego biura. Spojrzałam się pytająco na matkę, a potem przeniosłam wzrok na przybyszy. Wtedy zrozumiałam.


- Co za idiota!- warknęłam i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Chwilę potem weszła do niego Nevena.


- Gdzie idziesz? - spytała, patrząc, jak krzątam się po pokoju. Posłaniem jej lekki uśmiech. - Po niego, prawda? Musisz go naprawdę kochać.


- To mój przyjaciel - szepnęłam. Zaczęłam iść w kierunku drzwi.


- Tamtędy nie wyjdziesz - powiedziała - Tata nie kazał straży ciebie wypuszczać.


- Więc będziesz musiała mi pomóc - Uśmiechnęłam się promiennie, na co Nev ożywiła się.


- Jak?


- Masz tu plecak, w nim są moje rzeczy. Wyjdziesz z budynku i zostawisz go obok padoku - dziewczynka potaknęła.


- Ale jak chcesz wyjść? - dopytywała.


- To już moja sprawa, dalej zmykaj. Gdy już odłożysz, to szybko wracaj.
Po kilku minutach Nev wróciła i "zameldowała", że zrobiła to, co jej kazałam. Powiedziałam jej jeszcze, że ma kryć mnie tak długo, jak zdoła. Przytuliłam ją i wyskoczyłam przez okno do wody. Podpłynęłam do brzegu i przekradłam się na padok, obok płotu był mój plecach. Wzięłam go i przebrałam się w suche ciuchy, po czym udałam po jakiś ekwipunek. Zdecydowałam się na lekką zbroję, miecz i łuk - tak na wszelki wypadek. Wróciłam do stajni po konia, ku mojemu zdziwieniu Titus jakby na mnie czekał. Osiodłałam karego ogiera i niepostrzeżenie pojechałam w stronę, z której przyszłam razem z Devonem, gdy tu przybyłam.


Devon Pov


Prowadziłem grupkę, którą udało mi się odbić. Podtrzymywał mnie WIll i Rayan, sam nie dałbym rady ujść. Byłem zmęczony i głodny. Wtem usłyszałem tętent kopyt, ustawiłem się w pozycji bojowej. Zza pagórka wyłonił się kary koń, na nim jeździec z długimi czarnymi włosami w zbroi, z mieczem przy pasie. Wyglądała pięknie, majestatycznie jak na córkę wodza przystało. Nagle wyciągnęła zza pleców łuk i wymierzyła w naszą grupkę. Strzała poszybowała, a ja zastanawiałem się, dlaczego nas zaatakowała. Wtedy usłyszałem warkot gdzieś za sobą, gdy się obróciłem za nami leżało już martwe ciało Gnolla. Dziewczyna znalazła się już przy nas i zwinnie zeskoczyła z wierzchowca.
- Ty debilu! Co ci strzeliło do głowy... - naskoczyła na mnie, zupełnie nie przejmowała się grupką gapików. - Jesteś idiotą! Sprzeciwiłeś się mnie i memu ojcu! Wiesz, jakie będziesz mieć kłopoty?


- Zamknij się - wysapałem i zgoiłem się w pół. - Proszę, zamknij się!


Zaklęła coś pod nosem i podeszła do martwego ciała. Przewróciła stwora na plecy i zaczęła czegoś szukać. Gdy znalazła, zaklęła jeszcze raz i wróciła do nas.


- Zaraz, zaraz... - odezwał się Rayan - Czyli ty nie chciałaś po nas wracać?! - Ta odwróciła się w jego stronę.


- Oczywiście, że chciałam, ale mieliśmy ułożyć plan i inne tego typu rzeczy. Tylko że ktoś oczywiście musi zgrywać pieprzonego bohatera i działać na własną rękę. - wysyczała - Cholera - powiedziała i odepchnęła Rayana na bok. - Wszyscy za mnie - krzyknęła i wyjęła z kołczanu strzałę, ta przecięła powietrze i wbiła się w czoło jednemu z Gnolli, który wyłonił się zza górki. Wystrzeliła jeszcze dwie trafne strzały, ale odległość dzieląca ją od wroga była za mała. Wyjęła miecz z pochwy i zaczęła siekać owłosione ciała. Byłem zły, że nie mogę jej pomóc, nie miałem siły. Moje ciało było poobijane i poranione. Było trudniej, niż myślałem. Dziewczyna walczyła, zostało dwoje przeciwników. Jeden z nich wyrwał jej ostrze z ręki i odrzucił. Ena cofnęła się i ruszyła biegiem na skałę, od której odbiła się i sztyletem rzuciła w twarz wroga. Wylądowała za ostatnią bestią i wbiła płonącą rękę w jej cielsko. Bestia zawyła i upadła na splamioną krwią ziemię.


Nagle zrobiło mi się słabo, przed oczyma miałem mroczki, które w końcu pochłonęły cały obraz. Upadłem na ziemię i zapanowała ciemność.


- -----------------------------------------------------------------------


Na wstępie - nie to nie pasuje xD


Na początek chciałabym was gorąco uściskać i złożyć życzenia z Okazji Wielkanocy.


Życzę wam dużo książek do czytania,
wytrwałości, byście przebrnęli przez ostatnie rozdziały tej książki,


Pogody ducha, aby te wszystkie literówki i błędy nie popsuły wam humorku,


Szczęścia i dobrych pomysłów dla tych, którzy sami piszą i dla tych, którzy zamierzają.


Weny po pasy


Nie jestem poetą xD


Chociaż ostatnio miałam fazę (biedna Kattiena XD) No ale nie zbaczając z drogi to wszystkiego najlepszego!


~*~


Kochani wielkimi krokami zbliżamy się ku końcowi... Kto się cieszy? A kto wręcz przeciwne?


Zostawiam was z takim "Polsatem" XD  


Smocza Wychowanka ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz