Po długiej i odprężającej kąpieli, którą sobie zafundowałam udałam się do biblioteki. Jak zawsze gdy chciałam być sama, nikt tu nie przychodził, a to miejsce miało w sobie taką... Energię. Chodziłam pośród zakurzonych półek i dokładnie przyglądałam się księgom. Lubiłam czytać te pisma, miały w sobie tyle informacji, historii tego miejsca. Otwierałam jedną z ksiąg i odpływałam. Są dla mnie niczym zwierciadła przeszłości, z których czerpię wiedzę i poniekąd umiejętności. Kiedyś trafiłam na legendę o tym jak powstała ta kraina.
Wiele lat temu na tych ziemiach nie było nic, a ludzie zastraszani byli przez złe ludy, przybył pewien człowiek. Nie był on jednak zwykłym śmiertelnikiem, wraz z nim przybyły piękne stworzenia, które umiały tworzyć i niszczyć. On zaś jako jedyny umiał mówić w ich języku. Mężczyzna potrafił przemienić się w jednego z nich i wrócić do człowieczej postaci. Wraz ze swą "armią" złożoną ze smoków i ludzi przeciwstawił się wrogu. Walka trwała długi, ale człowiek zwanym Cannahar wygrał. Jednakże Grucjar- władca ciemnej strony poprzysiągł zemstę. Słysząc te ostatnie słowa od umierającego wroga, przejął się postanowił utrudnić to. Z jednej strony równiny usypał góry, które nazwano Revita, a z drugiej przy pomocy wróżek i innych magicznych stworzeń stworzył puszczę- Esmort. Mieszkańcy z wdzięczności do niego, nazwali go władcą, a krainę obdarowali mieniem Cannahari- na jego część. Władca żył długo i spokojnie do czasu, aż syn Grucjara nie wypełnił przysięgi ojca. W tajemnicy tworzył armię... Lecz nie wybrał szybkiej drogi. Małymi krokami osłabiał siły Cannahara, polował na jego smoczą armię, co osłabiało i samego władcę, ponieważ łączyła go z nimi wieź. Gdy wróg postanowił zaatakować, nasze wojska były znacznie osłabione, lecz lud nie poddał się. Ludzie walczyli dzielnie, ale byli na straconej pozycji, a gdy już wróg myślał, że wygrał zdarzyła się rzecz niesłychana. Cannahar ocalił krainę za cenę własnego życia. Tym pięknym gestem zapieczętował swój los. Niektórzy mówili, ze przez ten piękny czyn został nagrodzony, bo w dniu jego śmierci na niebie pojawiło się drugie słońce, które dało nowe światło na krainę i odpędziło mrok.
Piękna historia, ale to tylko legenda, a w każdej legendzie jest trochę prawdy i trochę kłamstwa.
Przez takie właśnie opowieści lubiłam tu przesiadywać, było ich tu wiele, ogrom książek z których można czerpać wiedzę.
Gdy wyszłam z biblioteki nadchodziła pora wieczornego posiłku. Schodziłam wielkimi schodami tuż obok gabinetu ojca, z którego dobiegały rozmowy. Mimo woli ciekawość wygrała, a ja wytężyłam słuch.- Czy to potwierdzona informacja? - spytał mój ojciec.
- Tak Panie, Argog tworzy armię, i już niebawem zacznie najazd. To pewne, a my nie jesteśmy wystarczająco przygotowani. Musimy zwołać naradę i zwerbować wojska, poszukać sojuszników. - powiedział nieznany męski głos.
- Dobrze, dziękuje za informację, a teraz możesz się oddalić - odparł Andre, a ja odkleiłam się od drzwi i ukryłam za kolumną.
Jak to tworzy armię? Nasza sytuacja nie była dobra, nie mieliśmy wystarczająco dużego wojska, ani sił. Pobiegłam korytarzem prosto do pokoju Devona. Zapukałam niecierpliwie nie czekałam nawet na odpowiedź i od razu weszłam.
- Musze ci coś powiedzieć - wypaliłam. On tylko machnął rękę bym mówiła dalej. - Więc Argog buduje armię i niebawem zacznie najazdy...
- C- Co?! - Jego mina wyrażała wszystkie emocje - Skąd wiesz? Masz pewność?
- Szłam z biblioteki...
- TO my tu mamy bibliotekę - przerwał mi, a ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Więc szłam obok gabinetu ojca i usłyszałam jakieś rozmowy, więc postanowiła trochę posłuchać i wtedy to usłyszałam i tak to jest potwierdzona informacja- powiedziałam na jednym wdechu.
- To to mamy bigos - stwierdził.- Ładne podsumowanie... Co z tym zrobimy?
- Jak na razie nic, nie wolno nam pokazać, że coś wiemy - odparł- Jak to! Nie, nie... Tak nie można, musimy coś zrobić! - wrzeszczałam i wymachiwałam rękoma i wszystkim czym się dało. Devon chwycił moją twarz w dłonie.
- Jak na razie nic nie możemy zrobić. Będziemy trenować, przyłożymy się jeszcze bardziej. Twój ojciec w końcu będzie musiał powiedzieć. Zapewne zwoła naradę i będzie musiał zaprosić i nas. - powiedział spokojnie- A teraz chodźmy na kolację, bo zaczną coś podejrzewać.
- Okey - odparłam krótko.
Weszliśmy do jadalni i zajęliśmy miejsca obok siebie. Atmosfera była napięta i bardzo wyczuwalna. Cóż wydarzenia sprzed kilku godzin dały o sobie znać. Nikt nie odezwał się słowem, a ja rzucałam gromy w kierunku ojca. Podpadł mi i to bardzo, nie wiem czy kiedyś mu to wybaczę. Jeździłam widelcem po talerzu, nie miałam ochoty jeść.
- Okey, co jest? - wypaliła nagle matka.
- Nic takiego, mamo - bąknęłam i wzięłam kęs mięsa.
- Przecież widzę, że coś jest na rzeczy. - patrzyła na mnie krótką chwile, jakby chciała przewiercić mnie za wylot- zakochałaś się?
Oczy wszystkich w jadalni uniosły się i powędrowały ku mnie. Czułam jak moje policzki się czerwienią.
- Mamo! - pisnęłam.
- No co? Nic mi nie mówisz, a ja ewidentnie widzę, że coś jest nie tak.
- Powiedzmy, że mamy z tatą ciche dni - powiedziałam.
- Andre? - Mój ojciec spuścił wzrok i zajął się konsumpcją posiłku.- No dobra, czy ktoś w końcu mi powie co tu się dzieje!
- Mamo proszę, jestem już dorosła i umiem rozwiązywać swoje problemy. - Kobieta nic nie powiedziała tylko wróciła do posiłku. Na przeciw mnie siedziała moja siostra, która nie wiedziała co się dzieje. Zrobiło mi się jej żal. Uśmiechnęłam się do niej.
- Nev co powiesz na małą przejażdżkę? Tylko ty i ja? - spytałam. Jej oczy rozbłysły jak paciorki, a na twarzy pojawił się wielki szczęśliwy uśmiech. Obie wybiegłyśmy z jadali i skierowałyśmy się do mojego pokoju. Przebrałam się w ciuchy " na jazdę", a następnie poszłyśmy przebrać Nev. Udałyśmy się do stajni i wyczyściłyśmy, a potem osiodłałyśmy konie. Ja wsiadłam na Nexusa - wałacha rasy Westfalskiej, a Nev Desy- klaczkę Fiordzką. Bawiłyśmy się świetnie, a ja zapomniałam o złych wydarzeniach z dnia dzisiejszego.------------------------------------------------------------
Hejka!
Jest kolejny rozdział.
CZYTASZ
Smocza Wychowanka ✅
FantasyBudzisz się w środku nocy zlana potem, przerażona i zagubiona. Rozglądasz się po pokoju, nic nie uległo zmianie. Uspokojenie się przychodzi Ci z wielką łatwością, przecież robiłaś to dziesiątki razy. Nie próbujesz krzyczeć, czy szlochać... Nie ma...