#14

5.9K 471 34
                                    

Devon Pov
 
Razem z Marinet i Andre siedzieliśmy w wielkiej sali, w której odbywały się spotkania. Rozmawialiśmy na temat ich córki i wydarzeń przez które musiałem ją sprowadzić. Denerwowało mnie zachowanie Andre wobec Eny. Mówił o niej jakby była tylko przedmiotem,a przecież była jego córką! 
Oczywiście rozumiem, że jest bardzo ważna, my jesteśmy, ale nie to nie zmienia faktu, iż powinien mówić o niej ze współczuciem. 
-...Musi zacząć trening bezzwłocznie. Mamy mało czasu. Argog czeka na najlepszy moment by zaatakować. Musimy szkolić wojowników, a Ena jest naszą deską ratunku - mężczyzna znów zaczął swój monolog, który to raz podczas tego spotkania? Drugi? Trzeci? 
- Dajmy jej kilka dni z oswojeniem się z sytuacją - odparłem, gdy przestał mówić.
- Devonie ona nie jest dzieckiem! A my nie mamy czasu, nie możemy my pozwolić sobie na przerwę! 

- To twoja córka! - wrzasnąłem - Marinet nic nie powiesz? - zwróciłem się do kobiety, jednak ta nie zrobiła nic.
- Już nie - Ryknął Andre - Ona się nas wyrzekła! Więc nie mam podstaw by traktować ją ulgowo! Zaczyna trening od jutra! -  Oznajmił donośnym głosem.
- Andre przesadzasz! - odparła kobieta - Nie możesz tak mówić, to cały czas nasza córka! 
-  Nie Marinet Ja mam już tylko jedną córkę i jest nią Nevena! - Wrzasnął w kierunku swojej żony. W jej oczach pojawiły się łzy.
- Nie dziwię się, że wyrzekła się ciebie. Ja zrobiłbym to samo!  - wyplułem te słowa w kierunku mężczyzny - Ena miała rację. Pozbyłeś się jej i zastąpiłeś Neveną - Powiedziałem wychodząc w sali. 
Gdy z niej wyszedłem była noc. Udałem się do swojego pokoju, który był niedaleko pokoju Eny. 

Naprawdę ją polubiłem i martwię się o jej stan zdrowia. Nie pozwolę by Andre zaczął trening od jutra. Ona musi poznać prawdę o sobie i o tym co jej grozi. Musi odpocząć i poukładać sobie wszystko w głowie.  Przynajmniej mm Marinet po swojej stronie. 

Usłyszałem wrzask, od razu wiedziałem czyi. Wparowałem do pokoju Eny. Siedziała skulona na łóżku z zaciśniętymi powiekami, dłonie przyciskała do uszu. Przytuliłem ją mocno, tak by czuła się bezpiecznie.
- Ciii już dobrze - szepnołem jej do ucha. Była roztrzęsiona. Drzwi od pokoju uchyliły się a w nich stanęła jej matka. Miała oczy pełne troski.
- Dam sobie radę - zapewniłem ją. Kobieta przytaknęła i opuściła pomieszczenie. 
Dziewczyna po około 30 minutach uspokoiła się po czym zasnęła w moich objęciach. 

Ena Pov 

Obudziłam się w czyiś silnych ramionach. Tym "kimś" okazał się Devon, biedak musiał siedzieć ze mną całą noc, a teraz tak słodko śpi. Gdyby były tu telefony zrobiłabym mu zdjęcie. Zwinnie wydostałam się z jego objęć i podeszłam do brązowych drzwi. Otworzyłam je a moim oczom ukazała się wielka garderoba!
Moją pierwszą myślą było "woooow" ale " Ja mam własną garderobę!" szybko dogoniło moją pierwszą myśl. Weszłam do cudownego świata botów i ciuchów i zaczęłam przeszukiwać szuflady. Wzięłam bieliznę i zdecydowałam się na brzoskwiniową sukienkę i czarne trampki. Ewakuowałam się z garderoby i pomknęłam do łazienki.
Mam własną łazienkę!
Wzięłam szybką kąpiel i przebrałam się w wybrany strój, który moim nieskromnym zdaniem leżał na mnie idealnie. Włosy wysuszyłam i rozczesałam, stwierdziłam, że zostawię rozpuszczone. pomalowałam usta błyszczykiem i nałożyłam korektor na moje wory pod oczami. Trzeba jakoś wyglądać, to w końcu mój prawie pierwszy dzień. Z zadowoleniem podziwiałam się z lustrze, ale starczy bo wpadnę w samouwielbienie. Wtedy zachowywałabym się jak osobnik, który śpi na MOIM łóżku. Nie miałam serca budzić chłopaka więc cichutko wymknęłam się z pokoju i zaczęłam oględziny posiadłości. Wyszłam z budynki i nie wiedziałam dokąd iść. Skierowałam się w lewo i po kilku minutach marszu dotarłam do czerwonego budynku z wielką łąką, która okazała się padokiem. Konie goniły się i skubały trawę, a ja poczułam ukłucie w sercu. Przypomniałam sobie jak wraz z rodzicami jeździliśmy wspólnie konno. To było tak dawno temu, tak cholernie dawno. Wtedy wszystko było idealne, chciałam by te czasy wróciły. Rozejrzałam się czy nikogo nie ma i przeskoczyłam przez płot. Usiadłam od jednym z drzew i obserwowałam te cuda natury. Moją uwagę przykuł kary ogier. Zwierzę bacznie mi się przyglądało, czułam się jakoby skanował moje ciało.  Stal sam, inne konie nie podchodziły do niego. Tak jakby się go bały, lub niebyły godne przebywania w jego towarzystwie. wstałam, a zwierzę zaczęło okrążyć mnie powoli zataczał wielkie koła, które malały gdy on zwiększał prędkość. 
- Ena co ty wyprawiasz! Wyłaź stamtąd, ten koń jest niebezpieczny! - usłyszałam krzyk Devona, lecz nie spojrzałam w jego stronę. Byłam zafascynowana ruchami Karego ogiera. Nie czułam strachu, wiedziałam, ze zwierz nic mi nie zrobi. Czułam jego pozytywną energię. 
Devona nie przeszkadzał krzyczeć.
- On wcale nie jest niebezpieczny - Odkrzyknęłam do chłopaka. W tym czasie odległość jaka dzieliła mnie od konia była minimalna. Ostrożnie podeszłam do niego i powoli uniosłam dłoń, a następnie położyłam na jego łbie. Uśmiechnęłam się - Widzisz - powiedziałam w stronę chłopaka z uśmiechem na twarzy. Devon stał z otwartą buzią i patrzył się na nas tępo. Podeszłam do chłopaka, a mój nowy przyjaciel podążył za mną. 
- Nie wiem o co ci chodzi. On jest całkiem milusi - powiedziałam. Koń delikatnie tupnął kopytem - No dobra nie jesteś milusi, ale jesteś piękny - poprawiłam się i ucałowałam jego pysk. 
- Nie wierzę, ze to zrobiłaś - odparł po chwili Devon - a tak poza tym ma na imię...
- Titus - dokończyłam za niego 

Smocza Wychowanka ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz