*udostępnione jeszcze raz z przyczyn technicznych :) *
Sonia pov
- Poczekaj, bo teraz nie rozumiem... Jak? - spytałam zirytowana.
- Nie wiem... Raczej nie dostała skrzydeł, a wyjść normalnie też nie mogła, bo byśmy widzieli. Musiała zwiać przez okno.
- Ale wtedy wpadłaby do wody, co oznacza, że byłaby mokra... Przecież nie wyschła w moment -stwierdziłam i podeszłam do okna, by spojrzeć na przyjaciółkę. Musiałam ostro wytężyć wzrok, aby przekonać się, że to ona. - jesteś pewien, że jest sucha... Nie wiem, jak żeś to zobaczył... Przecież ledwo można ją rozpoznać.
- Niektórzy mają pewien dar zmieniania się w duże, silne i niezwykle dobrze widzące bestie. Część wzroku zostaje ze mną po przemianie... - Nie może po ludzku? - Czyli lepiej widzę - No od razu lepiej.
- Dobra już rozumiem... - zbyłam go i zaczęłam szwendać się po pokoju. Chłopak cały czas stał jak słup soli i wpatrywał na obraz za oknem. Faceci na serio są upośledzeni. Jak nie powiesz im dobitnie, co mają robić, to sami nie wpadną na nic.
- Boże, Ty tępaku idź do niej, a nie stoisz tu i czekasz na wybawienie - sapnęłam. Na szczęście chłopakowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Gdy tylko skończyłam swój monolog, to ten wyskoczył przez okno. Na serio... Czy nikt już nie używa drzwi? Wyszłam z pokoju przyjaciółki i mamrocąc chwilę po cichu, powędrowałam na poszukiwanie ojca. Co do jednego Ena miała rację... Czas nacieszyć się możliwie ostatnimi wspólnymi chwilami.<><><><><><><><><><><><><><><><>
Devon pov
Przemieniając, się wylądowałem na mostku, na którym siedziała Ena. Siedziała z kolanami pod brodą i rękoma oplecionymi wokół tali. Wpatrywała się w falującą taflę wody, która poruszana była przez lekki chłodny wietrzyk. Niebo przybrało purpurowo-różowe kolory, które przy horyzoncie zmieniały się na pomarańcz. Blask dwóch słońc powoli bladł, chowając się za ośnieżonymi szczytami gór.
- Wiesz, jeśli ktoś wyskakuje przez okna... To raczej ucieka przed ludźmi i chce zostać sam - powiedziała, przerywając moje zamyślenie. Nadal wpatrywała się w wodę.
- Nie sądzę, by dobrze zrobiła Ci samotność.
- Powinieneś iść - odparła po chwili - chce być sama.
Nie odpowiedziałem, tylko usiadłem obok niej, tym samym dając jej do zrozumienia, że nigdzie się nie wybieram. Dziewczyna cicho sapnęła niezadowolona.
- Nikt nie powinien być sam. Tym bardziej w takiej chwili... Chcę byś mi zaufała... Możesz przecież na mnie polegać, nie rozumiem dlaczego...
- Nie mam już siły - przerwała mi moją wypowiedź. Oniemiałem - Po prostu nie mam już siły. Nie wiem co robić... Mam kompletną pustkę w głowie. Mam dość noszenia masek nie wiem, nawet kiedy jestem sobą... Boję się. Tak cholernie się boję Devon. Wstydzę się tego. Nie powinnam się bać, nie mogę się bać, a jednak to robię - wybuchła płaczem i wtuliła się w moją pierś. Bez zastanowienia zatrzymałem ją w uścisku. Nie chciałem jej już nigdy z niego wypuszczać. Nie chciałem jej stracić. - Nigdy nie chciałam takiego życia - kontynuowała wtulana w mój tors - Nie chciałam być obarczona taką odpowiedzialnością. Moja mama miała rację... Daje fałszywą nadzieję. Kłamię ludziom w żywe oczy - zaśmiała się sucho - Nie powinno mnie tu być. Mój ojciec się pomylił, nie jestem naszą szansą do lepszego życia. Jestem tylko zniszczeniem i zagładą. Wolałam siedzieć sama, zamknięta w białym pokoju z kratami w oknach. Tam przynajmniej nikogo nie narażałam na śmierć.
Kolejny raz tego dnia nie wiedziałem co powiedzieć. Odsunąłem ją od siebie, by spojrzeć jej w oczy. Były piękne... W odcieniu bursztynu, tańczące w nich ból i smutek nie dawały mi spokoju.
- Nawet tak nie mów. Jesteś najlepszą rzeczą, jaką spotkała ta kraina, jaką spotkałem ja. Strach to nic złego, każdy z nas się boi. To czyni nas ludźmi. Nie powinnaś oceniać się tak surowo. Jesteś tylko człowiekiem - stwierdziłem. Z jej oczu wyleciała jeszcze więcej łez.
- Nie chce tu być. Proszę, powiedz mi, że to tylko koszmar... Okropny koszmar, z którego wkrótce się obudzę. Proszę, powiedz to.
- Przykro mi - odparłem. Nie wiedziałem, że człowiek może tak szybko stracić samoocenę i pewność siebie. Ostanie ciepłe promienie tańczyły na jej twarzy, oświetlając mokre od łez policzki. Ścieżka, którą biegły mieniła się jak brokat jednak, zamiast wypiękniać ją powodował ból. I to właśnie wtedy, gdy na nią patrzyłem, uświadomiłem sobie, że to zupełnie inna osoba niż ta, którą znają ludzie. Uważana za ideał człowieka, sporo różniła się od prawdy. Naprawdę była wystraszoną, zagubioną, wycieńczoną psychicznie dziewczynką, na której barki spadł tak wielki ciężar. Resztkami sił niosła go sama, chroniąc innych przed odpowiedzialnością. Taka była prawda o niej samej. Ta wiedza utwierdziła mnie tylko w swoich uczuciach. Zapragnąłem pomóc jej nieść to brzenie, ramię w ramię. Ponieważ kochałem ją. Była dla mnie całym światem, który kawałek po kawałku rozpadał się i wypadał z moich rąk. Znów przyciągnąłem ją do siebie. Uspokajała się powoli, jej oddech stawał się coraz bardziej równy. Pomyślałem, że to doskonały moment, by powiedzieć to, czego bałem się wyjawić tak długo.
- Kocham Cię - szepnąłem jej do ucha. Jej pierś uniosła się gwałtownie, po czym wolno opadła. Cisza, która wprosiła się jak niechciany gość była nie do zniesienia. Wciąż milczała. Moje serce zaczynało mieć wątpliwości, które z każdą sekundą pokrywały małymi pęknięciami jego powierzchnie.
- Powinieneś iść - powiedziała, w końcu przerywając ciszę. Nie takiej odpowiedzi chciałem. Zraniła mnie i to cholernie. Chciałem uciec, pobyć sam, ale nie mogłem. Za względu na nią. Nadal ją kochałem, nadal była najważniejsza. Mimo że nie odwzajemniam moich uczuć, to nie mogłem jej zostawić. Nie w takim stanie.
- Nigdzie się nie wybieram.
Zostaliśmy sami razem.
Siedząc, trwaliśmy w ciszy nad jeziorem w iście romantycznej scenerii. Ona walcząca z własnymi demonami, ja z sercem roztrzaskanym na tysiące kawałów.
Jeśli ktoś teraz na nas patrzy... Zapewne myśl o dwójce zakochanych na zabój nastolatków, którzy dzielą się możliwie ostatnimi chwilami razem. Jednakże tylko my wiemy, jaka jest prawda.
Nie wszystkie bajki kończą się dobrze... Wystarczy mi tylko jej obecność - stwierdziłem w myślach. To nic, że wszystko zepsułem. Jutro nikt nie będzie tego pamiętać.-----------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział krótki, ale jest!
Szczerze powiedziawszy, to jest on za sodki jak dla mnie... Ale nie mnie sądzić, czy jest dobry, czy zły. To zostawiam wam!Z głębi serduszka płyną do was ode mnie serdeczna i pogodne życzonka (troszku spóźnione, ale gest się liczy...Nie)
Kochani mamy jeszcze zaledwie 2/3 (?) rozdziały do końca.
Trudno będzie mi się je pisało... bo naprawdę czuję wielki sentyment to tego "dzieła"Ode mnie to tyle.
Pozdrawiam :Izzzy :)
CZYTASZ
Smocza Wychowanka ✅
FantasyBudzisz się w środku nocy zlana potem, przerażona i zagubiona. Rozglądasz się po pokoju, nic nie uległo zmianie. Uspokojenie się przychodzi Ci z wielką łatwością, przecież robiłaś to dziesiątki razy. Nie próbujesz krzyczeć, czy szlochać... Nie ma...