Wściekły McGarden plątał się między przechodzącymi obok niego policjantami, którzy sprawdzali każdy zakamarek jego rezydencji w poszukiwaniu broni. Wiedział, że ją znajdą. Przecież była to pamiątka po czasach wojny. Jednak był całkowicie przekonany, że Levy nie miała nawet sposobności, by mu ją zabrać a później podrzucić. Jego kochana córeczka była łagodną i spokojną dziewczyną, choć z pozorów wydawało się, że kryje się w niej nieujarzmiona bestia.
Kiedy przeszedł obok pokoju córki, zauważył, że nieznany mu mężczyzna, ubrany w elegancki garnitur, wyjątkowo dokładnie przeszukuje to pomieszczenie, jakby był pewien, iż znajdzie jakiś dowód. Niedoczekanie, pomyślał yakuza. Lecz odnosił wrażenie, że pewność tego mężczyzny jest zbyt duża jak na pierwsze przeszukanie. Wyglądało to tak, jakby rozrzucając za siebie ubrania dziewczyny, wiedział, że znajdzie na samym dnie bardzo dobrze schowaną broń. Dlatego został. Musiał do końca uczestniczyć w przetrząsaniu tego miejsca. Pragnął zobaczyć na własne oczy porażkę tego rządowego psa, który zachowywał się jak pan i władca wszystkiego.
McGarden nie próbował nawet zmywać ze swojej twarzy tego uśmieszku pełnego drwiny wobec tajemniczego „poszukiwacza" – jak go zdążył nazwać. Śmiał się z człowieka, który zagroził jego rodzinie. Od początku nie wierzył w imię Ur, czy tej młodej Dragneel. Były to tylko głupie dziewczyny, które stały się pionkami w całej grze... A przynajmniej tak mu się zdawało, gdyż rzeczywistość była inna. Kto był pionkiem, a kto rozgrywającym? Cała walka toczyła się nieustannie, próbując ustalić zwycięzcę w tej zabawie z przeznaczeniem.
Macbet czuł na sobie wzrok właściciela. Mógł bez żadnych problemów odgadnąć jego myśli, choć w żaden sposób nie dotykały go. Nauczył się już dawno traktować ludzi z dystansem, więc takie próby ośmieszenia go, były jedynie nędzną zagrywką ze strony pozornie inteligentnego człowieka.
W pewnym momencie poczuł coś twardego. Dumny z siebie przyspieszył przekopywanie ubrań, aż dotarł na sam spód. Złowrogo uśmiechnął się, z trudem powstrzymując się od szyderczego śmiechu. Czekał na ujrzenie miny McGardena, który tak bardzo wierzył w niewinność swojego dziecka.
– Znalazłem! – krzyknął do ekipy, wkładając znaleziony pistolet do plastikowego pudełka na dowód.
***
Próbując wydobyć od oskarżonej jakieś odpowiedzi, na okrągło zadawała jej niepokojące pytania, korzystając z okazji, kiedy jeszcze adwokat nie zdołał dotrzeć na miejsce. I choć starała się ostro traktować młodą dziewczynę, nie potrafiła wyciągnąć od niej niczego. Levy McGarden jedynie zaprzeczała, że ma jakikolwiek udział w zbrodni, choć z drugiej strony Ur wcale to nie dziwiło. Córka yakuzy po prostu nie chciała iść do więzienia, a dowodów na jej winę nadal nie było. Wierzyła w intuicję i umiejętności Lucy, lecz powoli zaczęła wątpić w to, że policjanci cokolwiek znajdą.
Nagle w pokoju przesłuchań zabrzmiał dźwięk telefonu komórkowego. Ur, jak poparzona, rzuciła się na niego, natychmiast odbierając.
– Słucham! – powiedziała, nie mogąc doczekać się, co może mieć do powiedzenia Macbet.
– Znaleźliśmy w pokoju tej dziewczyny broń. Model pasuje do tego, którym zabito Mesta – wyjaśnił jej natychmiast tymczasowy wspólnik.
Tak!, krzyknęła w myślach. Nie mogła uwierzyć, że tak szybko udało im się wszystko ustalić. Brakowało jedynie dopasować odciski palców z broni do należących do dziewczyny i sprawa mogła być uznana za zakończoną. Ur dziękowała bogu za możliwość spotkania takiej osoby, jak Lucy. Podziwiała jej talent i nadzwyczajne umiejętności. Pragnęła w przyszłości widzieć ją na komisariacie jako najlepszego śledczego w historii, choć ze statusem społecznym, jaki posiadała, mogła liczyć na większe zaszczyty niż tylko to.
CZYTASZ
[z] Paranormal Activity Club
FanfictionŚwiat po czterech wojnach pragnie się odbudować, jednak zwiastuny pokoju zostają zniszczone przez ambicje, powoli przeistaczające się w chorą manię zemsty. By przegnać niebezpieczeństwo, potomkowie założycieli „Fairy Tail" stają naprzeciw tajemnicy...