Rozdział 61

307 38 10
                                    

Nie ruszała się. Wciąż trzymała broń wymierzoną w oprawcę, który prześladował ją od tak długiego czasu. Nie widziała Zerefa, ale odczuwała skutki jego działalności. Jak miała mu teraz zaufać? Nie ważne było, czy chciał ją przeprosić czy może po raz kolejny wykorzystać. Naiwne zwierzątko wyrosło na drapieżną bestię, dlatego Lucy nie mogła pozwolić, by znowu stać się bezbronnym stworzeniem.

Poprawiła palec na spuście, wzięła głęboki wdech i spojrzała pełna wrogości na Zerefa. Pragnęła, by wiedział, iż nie odczuwa strachu, że nie lęka się starcia z mężczyzną.

Powoli podniosła się, nie tracąc z zasięgu wzroku przeciwnika. Zapewne rozumiał jej zamiary, gdyż od początku spotkania nie ruszył się nawet o krok – jakby chciał oświadczyć, iż ma dobre intencje.

Prychnęła i odsunęła się trochę do tyłu, tym razem uważając, by nie upaść. Jeden błąd i mogła gorzko pożałować potknięcia.

– Naprawdę rozumiem, dlaczego mi nie ufasz – zaczął stanowczo Zeref – ale, proszę, daj mi szansę.

– Mój BYŁY narzeczony, a jaki miałabym powód, żeby ci zaufać? – spytała ironicznie. – Do tej pory nie dawałeś mi dowodów swojej niewinności. Wiele przez ciebie wycierpiałam i teraz nie mam zamiaru...

– Acnologia stoi za wszystkim – przerwał kobiecie. – Jestem potworem, ale mam własne zasady. Nawet nie stoczyłem się do poziomu mojego ojca – mówił łagodnym tonem, nie wyrażając cienia niepewności.

– Niby kiedy? Może jak twój człowiek zastrzelił Laki? A może gdy próbowałeś mnie skrzywdzić, co?

Odwrócił wzrok. Nie umiał odpowiedzieć kobiecie, ale wyraźnie miał za cel przekonać ją o swojej niewinności.

Położył kwiaty na murku i wyjął portfel z kieszeni. Otworzył skórzany przedmiot i wystawił przed twarz nastolatki, ukazując zdjęcie wielkości kartki A7. Przedstawiało ono młodą, roześmianą dziewczynę o jasnych, długich włosach. Ubrana była w zwiewną, białą sukienkę. Na szyi spoczywał naszyjnik w kształcie serca, a tuż nad uchem zwisał wpleciony we włosy wianek z kwiatów.

To duch z biblioteki, pomyślała, zaciskając usta w linijkę. Widziała tylko dwukrotnie ducha, ale była niemal pewna, że to ta sama postać. Nie rozumiała jednak, skąd Zeref miał jej zdjęcie – istniała tylko jedna odpowiedź.

– Mavis – szepnęła Lucy.

– Spójrz na nią, a potem na siebie – zaproponował mężczyzna.

W pierwszej chwili nie pojęła, dlaczego miałaby zajmować czas tak niepotrzebną czynnością, ale zaraz do jej umysłu zapukało rozwiązanie. Nie były własnym odbiciem, ale gdyby dokładniej się im przyjrzeć, doszukując się podobieństw, nietrudno byłoby odkryć szereg związków między kobietami.

– Straciłem ją – oświadczył Dragneel. – Ojciec miał i ma mnie daleko w dupie, matka wyrzuciła, gdy jeszcze srałem w pieluchy, brat mieszkał za daleko. Moje życie było pasmem nieszczęść i rozczarowań. Gdy przybyłem do Magnolii i poznałem Mavis, moje życie nabrało sensu. Zakochałem się, ale i wtedy musiano mi ją odebrać. Kiedy cię spotkałem, nie potrafiłem się powstrzymać. Może byłem zaślepiony, ale pomyślałem, że wyglądasz jak ona. Zezłościłem się i zrobiłem to, czego dziś żałuję.

Wyjaśnienia Zerefa brzmiały sensownie, ale to wcale nie znaczyło, że Lucy może dać mu drugą szansę. Potrzebowała większej ilości dowodów na jego niewinność, a póki co dostała jedynie liche tłumaczenie zachowania.

– Twój pamiętnik – powiedziała zdawkowo.

– Poprosiłem Happy'ego, by ci go zostawił – odpowiedział, ku zaskoczeniu dziewczyny.

[z] Paranormal Activity ClubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz