Rozdział 75

221 28 13
                                    

Kapanie...

Pierwszy dźwięk, jaki dotarł do Lucy po przebudzeniu, przypominał kapanie wody na powierzchnię znajdującą się obok niej. Wciąż czuła się zamroczona, a żołądek przewracał jej się do góry nogami. Nie pamiętała niczego z ostatnich godzin, oprócz sceny, w której zaczęła się całować z Natsu na moście. I nic więcej.

Potrząsnęła delikatnie wodę, przysuwając się nieznacznie w prawą stronę. Policzkiem dotknęła czegoś mokrego i zimnego, sprawiając, że nieprzyjemny dreszcz przebiegł przez jej ciało. Ocknęła się, choć zawroty głowy nie ustępowały. Weź się w garść, pomyślała, dopingując siebie. Niechętnie, ale z determinacją, otworzyła oczy. Dopiero wtedy do niej dotarło, że wokół panuje całkowity mrok. Wątpiła, by straciła wzrok. Widziała nieznaczne zarysy przedmiotów, które znajdowały się w kącie pokoju, więc zmysnią. Zimno — jedno słowo opisało wszystkie uczucia, które towarzyszyły Lucy po przebudzeniu. Ubrania miała całe przemoknięte, ciało dygotało i nie wiedziała, gdzie się znajduje ani co się stało. Poczucie strachu i niepewności rosło z każdym kapnięciem.

— Natsu? — spytała cicho. Suchość w gardle nie pozwalała jej powiedzieć niczego głośniej.

Pytanie, gdzie jest, tkwiło w jej umyśle, kiedy próbowała się podnieść — zrozumiała, że nie jest w stanie. Usłyszała stukot łańcuchów i w końcu dotarło do dziewczyny, że jej ręce są krępowane. Gdyby tylko użyła jakiejś śliskiej substancji, zdołałaby się z nich wydostać, ale w tych okolicznościach było to niemożliwe.

Dźwięk kroków odbił się echem.

Gwałtownie podniosła głowę, żałując natychmiast swej decyzji. Ból przemknął przez cały kręgosłup, unieruchamiając ją. Kto? Kto? Kto? Błądziła wzrokiem, lecz nic nie widziała. Aż w końcu ostre światło oślepiło ją. Skuliła się, nie mogąc znieść rażącej jasności.

— Kim... jesteś? — spytała cicho. Próbowała przełknąć ślinę, by zmusić się do głośniejszego mówienia, ale nie była w stanie. — Kim?

— Oj, moje serce krwawi na myśl, że o mnie zapomniałaś! — Głos mężczyzny wydawał się irytujący i niejednoznaczny. Można było sądzić, że należy do młodszego mężczyzny, choć w rzeczywistości stanął przed Lucy człowiek starszy od Igneela.

— Ja...

— La Pradley, coś ci to mówi?

Zamarła.

Słyszała tak wiele to imię, że nie mogła go nie skojarzyć. Jednak czy człowiek, który przed nią objawił, był naprawdę La Pradleyem? Acnologią? Księciem Pengrande i następcą tronu? Tak wiele pytań przemknęło przez myśli Lucy.

Przekręciła się, próbując się podeprzeć.

— Pomóc ci? — zaproponował tonem pewnym jadu.

Chwycił Lucy za głowę, szarpiąc ją jak szmacianą lalkę. Bezbronna mogła tylko dać się podnieść i rzucić o ścianę. Uderzyła ramieniem o gołą ścianę. Kilka otarć pojawiło się na skórze, bluzka rozerwała się, a krzyk wydobył się z ust dziewczyny. Gdyby tylko mogła się ruszyć odrobinę bardziej i złapać się drugą ręką, ale nie mogła... Była związana, osłabiona, a mężczyzna przewyższał ją znacznie pod względem siły. Pozostało Lucy tylko czekać na dalszy ruch Acnologii.

— Słodko krzyczysz — szepnął czule.

Acnologia przeszedł kawałek i usiadł na krześle stojącym naprzeciw leżącej Lucy. Założył nogę na nogę, podparł się łokciem o rączkę i zaczął się wpatrywać w cierpiącą nastolatkę.

— Pamiętam czasy, w których właśnie w taki sposób patrzyłem na trening twojej matki. Jak mój ojciec uczył ją szacunku wobec niego — zaczął opowiadać. — Jednak dziwnym trafem okazało się, że Layla nie jest skora do współpracy i nas zdradziła.

[z] Paranormal Activity ClubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz