Rozdział 100

180 23 0
                                    

Lucy zeszła z pociągu, stając na pierwszym peronie dworca. Słońce oślepiło ją. Z dłoni zrobiła daszek, chroniąc się przez promieniami. Ktoś szturchnął ją od tyłu. Zachwiała się, wypuszczając torbę. Poleciała prosto na kamienne płytki, uderzając kolanami o twarde podłoże. Zasyczała. Natychmiast poczuła nieznośne pieczenie.

— Może się przesuniesz, a nie stoisz ludziom na drodze?! — fuknął obcy mężczyzna, zarzucając kurtkę przez ramię.

Lucy przeprosiła go. Odszedł, nie pomagając jej nawet wstać. Prychnęła, choć po chwili doszła do wniosku, ze faktycznie nie wybrała najlepszego miejsca na rozprostowanie kości po długiej podróży. Kilka godzin spędzonych w pociągu w jednej pozycji, dodatkowo stojącej, okazało się dla niej trudniejsze niż oczekiwała. Jeszcze tak niedawno jechała tym samym pociągiem, spotykając w środku może kilka osób. Dziś wszystkie miejsca, wszystkie przedziały były zajęte. Kolejki ludzi ustawiły się na korytarzach już po pierwszych stacjach. O ostatnich Lucy nawet nie próbowała wspominać.

Nogi uginały się pod nią. Najchętniej pozostałaby, klęcząc na podłodze, lecz podniosła się, otrzepując z kolan brud. Już wystarczająco zwróciła na siebie uwagę. Wzięła swoje rzeczy i rozejrzała się wokoło. Dreszcze przeszły po jej plecach. Otuliła się mocniej bluzą. Z nieba lał się żar. Mimo wczesnej pory roku na zewnątrz panowała temperatura jak w czerwcu. Nie powinno być jej zimno...

— Gazeta, gazeta! — rozwrzeszczał się młody chłopak, machając przez ludźmi zwiniętymi w rolkę gazetami. — Najnowsze wiadomości ze stolicy!

Lucy odruchowo podeszła do gazeciarza. Zatrzymała się. Odwróciła i odeszła, z trudem powstrzymując się od płaczu. Oddałaby wszystko, aby tylko dowiedzieć się, czy Natsu jest bezpieczny. Ale jeśli nie? Czy byłaby w stanie dalej kontynuować misję, wiedząc, że jej ukochany znajduje się w niebezpieczeństwie? Najpewniej nie.

Wyszła na ulicę. Niespodziewany tłum uciekinierów uderzył w nią. Krzyknęła, lecz tłum nie przestał na nią napierać. Została porwana przez obcych ludzi, uwalniając się z ich uścisku dopiero przy kawiarni. Wyskoczyła ze środka zbiorowiska, korzystając z okazji, gdy zatrzymali się, by przepuścić przejeżdżający samochód. Zmęczona i pozbawiona jakiekolwiek energii oparła się o szybę lokalu. Wzięła głęboki wdech i zaśmiała się. Teraz dopiero zrobiło jej się gorąco.

Wokół starego posągu upamiętniającego bitwę sprzed czterystu lat zrobił się zgiełk. Kolejni turyści zaczęli dochodzić do całego zgromadzenia. Tłum naparł na Lucy już drugi raz tego samego dnia. Zanim jeszcze zdążyli ją pochwycić, szybko weszła do kawiarni i zajęła wolne miejsce przy samej szybie. Zamówiła podwójne latte i szarlotkę. Kelner bez żadnych problemów przyjął zamówienie. Cena również okazała się niezbyt wygórowana. Lucy nie podobała się cała sytuacja. Jeszcze tydzień wcześniej zapłaciłaby przynajmniej trzykrotnie więcej, a już nie wspominając o tym, że wątpliwe było, aby w ogóle kupić coś takiego.

Rozejrzała się po wnętrzu kawiarni w poszukiwaniu podobnej gazety do tej, którą rozdawał wcześniejszy gazeciarz. Nie odnalazła choćby jednego egzemplarza. Nie chciała pytać obcych o szczegóły. Obywatele Pengrande nie reagowali zbyt przyjaźnie na osoby, które nie były zorientowane w obecnej sytuacji.

Kelner postawił przed nią zamówienie i życzył smacznego. W tym samym czasie do środka weszła kolejna klienta. Lucy gwałtownie podniosła się. Stolik zatrząsł się, a kawa niemal rozlazła.

— Lisanna — powiedziała, gdy w jej oczach stanęły łzy.

— Lucy, nie wierzę, jak dobrze cię widzieć całą i zdrową!

[z] Paranormal Activity ClubOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz