Piękny, jesienny krajobraz przyodziewał szkolny ogród, który o tej porze roku mienił się złocisto–brązowymi kolorami, sprawiając, że nawet chwila na świeży powietrzu stawała się magiczna. Kwiaty, zasadzane specjalnie na ten okres, pieściły zmysł węchu, rozsiewając po całym placu delikatny i słodki zapach, który umilał każdy odpoczynek na brązowej ławeczce.
Młody, czarnowłosy uczeń, siedząc na jednej z nich, przyglądał się dokładnie każdemu gatunkowi roślin, zapisując w swoim notesie specyficzne informacje. Było to jego hobby, które pomagało zbliżać się do jego marzenia o zostaniu biologiem. Szczęśliwy faktem, że może w tak prosty sposób przyglądać się kwiatom, napawało go radością.
W pewnym momencie, patrząc na drobne, złotawe kwiatuszki, usłyszał dziwny trzepot gałęzi. Zaciekawiony tym dźwiękiem zaczął się rozglądać dookoła, gdy nagle, tuż przed jego twarzą, pojawiła się przepiękna, blondwłosa dziewczyna o zielonkawych oczach, który wisiała do góry nogami na jednej z gałęzi. Wystraszony upadł na ziemię, by po chwili zacząć się czołgać w kierunku szkolnej bramy.
– Coś się stało? – zapytała niezwykle delikatnym głosem, próbując zejść z drzewa.
Zeref, będąc od dziecka terroryzowanym przez fakt, kim była jego matka, bał się innych ludzi. Na początku zwykłe onieśmielenie przeradzało się w strach, który nie pozwalał mu przebywać obok drugiego człowieka. Dlatego patrząc na tajemniczą niewiastę, marzył, by uciec jak najdalej z tego miejsca.
– Stój!
Zanim się zorientował, dziewczyna stanęła naprzeciw niego. Ubrana w białą sukienkę i różowe wstążki, którymi przywiązywała kucyki, dotykała bosymi nogami ziemi, rozglądając się wokoło za butami. Kilka sekund nieuwagi dały chłopakowi szansę do ucieczki. Nie czekając, ruszył z miejsca, lecz zanim zdążył postawić pierwszy krok „dziewczynka" chwyciła go za rękę i przewróciła przez własne ramię, ciskając nim o ziemię, by nie miał szans się jej wymknąć.
– Widziałeś moje buciki? – zapytała tak niewinnie, jakby nie była świadoma, co przed chwilą zrobiła. – Chciałam złapać wiewiórkę, więc wdrapałam się na drzewo i gdzieś położyłam balerinki. – Ponownie jej wzrok zaczął wędrować po całym ogrodzie. – Powiesz coś?
– Puść mnie! – syknął podduszony Zeref.
– Nie.
– Proszę – dodał po krótkich przemyśleniach, sądząc, że to właśnie o to chodziło dziewczynie.
– Od razu lepiej! – powiedziała radosnym głosem, po czym wstała z biednego mężczyzny, dając mu złapać oddech. – Jak masz na imię? Ja jestem Mavis Vermilion – przedstawiła się grzecznie, a następnie znikła gdzieś za drzewami.
Chłopak, widząc w tej sytuacji szansę na wydostanie się z tego miejsca, pośpiesznie wstał i pognał w kierunku głównej ścieżki. Nie chcąc nawet na moment zaliczyć ponownego spotkania z dziwną „niewiastą", nie oglądał się za siebie. Jednak nie mógł się spodziewać, że w ciągu kilku sekund, tuż przed nim, pojawi się zarys niewielkiej postaci, trzymającej w dłoniach niebieski kwiat.
– Kocham astry! – krzyknęła, wręczając mu roślinę do ręki.
– Zostaw mnie!
W pewnym momencie złość, która ogarnęła jego ciałem, sprawiła, że uderzył ją w dłoń, zrzucając prezent na chodnik. Zaskoczony swoim zachowaniem, chwiejnym krokiem cofnął się do tyłu, łapiąc za głowę. Pragnął przeprosić, lecz głos utknął mu w gardle i, jedyne co mógł z siebie wydać, to cichy jęk.
CZYTASZ
[z] Paranormal Activity Club
FanfictionŚwiat po czterech wojnach pragnie się odbudować, jednak zwiastuny pokoju zostają zniszczone przez ambicje, powoli przeistaczające się w chorą manię zemsty. By przegnać niebezpieczeństwo, potomkowie założycieli „Fairy Tail" stają naprzeciw tajemnicy...