Calum
Rano obudził mnie ojciec, który kulturalnie wszedł przez drzwi i mnie szturchnął. Zaspany przetarłem powieki, które po chwili z grymasem zamknąłem, gdy słońce zaczęło mnie razić. Nienawidzę wstawać tak wcześnie.
-Twój przyjaciel przyjechał – powiedział, przemieszczając się po pokoju.
-Który? – wychrypiałem. Jezu Przenajświętszy, ale chrypa.
-Możesz otworzyć oczy – zaufałem mu w tej kwestii i kolejny raz spojrzałem na niego. Tym razem nic mnie nie oślepiło, bo mój wspaniałomyślny tata zasłonił rolety. –Luke, mówi, że ma dla ciebie prezent ur... -gwałtownie wyskoczyłem z łóżka i podbiegłem do szafy, z której wyjąłem czarne spodnie, biały t-shirt i czarny full cap. Wbiegłem do łazienki, gdzie zafundowałem sobie szybki prysznic, po którym się ubrałem, przeczesałem włosy i nawet użyłem dezodorantu.
Wchodząc do swojej sypialni zauważyłem, że Roger nadal tutaj przebywa. Hood przeglądał moje prezenty, których było od cholery i zajmowały większą część mojego azylu – a mój pokój był naprawdę duży.
-Niech zgadnę – wskazał na plakat z Sashą, który wcześniej rozwinął. –Sprawka Irwina – z uśmiechem wzruszyłem ramionami. –Czy to... - pokazał palcem na nową gitarę basową w kolorze biało czarnym, na której znajdowały się podpisy kilku z moich ulubionych kapel.
-Tsa – wypiąłem dumny klatkę piersiową, żeby wyglądać jak prawdziwy macho, do którego wcale nic mi nie brakowało. –Prezent od Mary. Sory tato, ale... - westchnąłem głośno. –Mam teraz o wiele lepszy prezent do odpakowania – facet uniósł podejrzanie lewą brew ku górze.
-Co może być lepszego od gitary wartej grube dolary? – zapytał zdziwiony.
-Spotkanie z The Ascension – Chryste, byłem taki podekscytowany jak to tylko możliwe. Za kilkanaście do kilkudziesięciu minut – w zależności od korków na mieście – miałem poznać zespół, który kochałem mało tego, który się rozpadł kilkanaście dobrych lat temu. Nadal pamiętam jak cały miesiąc chodziliśmy z Ashtonem, Mike' m oraz Jasmine na czarno w ramach żałoby narodowej, w której wspierała nas Marianna. Heh, teraz to wydaje się mega głupie i dziecinne, ale gdyby taka akcja znowu miała miejsce... Ja bym to powtórzył, zresztą i tak przeważnie ubieram się na czarno, więc nie byłoby problemu.
-Niezły żart, prawie się nabrałem – zaśmiał się pod nosem uważnie mi się przyglądając, dlatego ze śmiertelną powagą pokiwałem przecząco głową, chcą mu w ten sposób pokazać, że to nie jest żaden głupi dowcip, a ja – o dziwo – mówię prawdę – pierwszy raz od wieków. –Niby jak masz zamiar to zrobić, huh? – zaplótł swoje ramiona na torsie i posłał mi kpiące spojrzenie.
-Joe to ojciec Luke' a – wzruszyłem ramionami. –Młody specjalnie dla mnie ściągnął Bena z Francji, a Scotta z Sydney.
-Naprawdę dzieciak jest synem Joe? – zapytał pełen podziwu, nadal jednak nie wierząc w prawdziwość moich słów.
-No, muszę lecieć tato – Roger przytaknął, a ja jak wicher wybiegłem z mojego pokoju, jednak szybko zawróciłem przypominając sobie o bardzo ważnym pytaniu, którym katuję go od dobrego tygodnia. Ze zmarszczonymi brwiami znowu badał mnie zdezorientowanym wzrokiem. –Wiesz już czy będziesz na naszym koncercie w Inferno?
-Calum – westchnął. –Moja asystentka jeszcze tego nie ogarnęła, dam ci znać później, a teraz leć, bo Luke straci cierpliwość.
-Uwierz, po wczorajszym numerku z Mary i Brook jest aż nadto cierpliwy – mój starszy pokręcił głową z niedowierzania, a ja już ostatecznie wybiegłem z domu.
CZYTASZ
Rock God ▶ A.I
FanfictionAshton i Mary znają się od dziecka i zawsze robią wszystko razem. Mimo że mają nieco inne poglądy na świat, jak również charaktery, świetnie się dogadują. Relacja, która ich łączy jest bardzo specyficzna, dlatego często są brani za parę choć są tylk...