18. Here's To You

81 7 3
                                    

Calum

Rano obudził mnie ojciec, który kulturalnie wszedł przez drzwi i mnie szturchnął. Zaspany przetarłem powieki, które po chwili z grymasem zamknąłem, gdy słońce zaczęło mnie razić. Nienawidzę wstawać tak wcześnie.

-Twój przyjaciel przyjechał – powiedział, przemieszczając się po pokoju.

-Który? – wychrypiałem. Jezu Przenajświętszy, ale chrypa.

-Możesz otworzyć oczy – zaufałem mu w tej kwestii i kolejny raz spojrzałem na niego. Tym razem nic mnie nie oślepiło, bo mój wspaniałomyślny tata zasłonił rolety. –Luke, mówi, że ma dla ciebie prezent ur... -gwałtownie wyskoczyłem z łóżka i podbiegłem do szafy, z której wyjąłem czarne spodnie, biały t-shirt i czarny full cap. Wbiegłem do łazienki, gdzie zafundowałem sobie szybki prysznic, po którym się ubrałem, przeczesałem włosy i nawet użyłem dezodorantu.

Wchodząc do swojej sypialni zauważyłem, że Roger nadal tutaj przebywa. Hood przeglądał moje prezenty, których było od cholery i zajmowały większą część mojego azylu – a mój pokój był naprawdę duży.

-Niech zgadnę – wskazał na plakat z Sashą, który wcześniej rozwinął. –Sprawka Irwina – z uśmiechem wzruszyłem ramionami. –Czy to... - pokazał palcem na nową gitarę basową w kolorze biało czarnym, na której znajdowały się podpisy kilku z moich ulubionych kapel.

-Tsa – wypiąłem dumny klatkę piersiową, żeby wyglądać jak prawdziwy macho, do którego wcale nic mi nie brakowało. –Prezent od Mary. Sory tato, ale... - westchnąłem głośno. –Mam teraz o wiele lepszy prezent do odpakowania – facet uniósł podejrzanie lewą brew ku górze.

-Co może być lepszego od gitary wartej grube dolary? – zapytał zdziwiony.

-Spotkanie z The Ascension – Chryste, byłem taki podekscytowany jak to tylko możliwe. Za kilkanaście do kilkudziesięciu minut – w zależności od korków na mieście – miałem poznać zespół, który kochałem mało tego, który się rozpadł kilkanaście dobrych lat temu. Nadal pamiętam jak cały miesiąc chodziliśmy z Ashtonem, Mike' m oraz Jasmine na czarno w ramach żałoby narodowej, w której wspierała nas Marianna. Heh, teraz to wydaje się mega głupie i dziecinne, ale gdyby taka akcja znowu miała miejsce... Ja bym to powtórzył, zresztą i tak przeważnie ubieram się na czarno, więc nie byłoby problemu.

-Niezły żart, prawie się nabrałem – zaśmiał się pod nosem uważnie mi się przyglądając, dlatego ze śmiertelną powagą pokiwałem przecząco głową, chcą mu w ten sposób pokazać, że to nie jest żaden głupi dowcip, a ja – o dziwo – mówię prawdę – pierwszy raz od wieków. –Niby jak masz zamiar to zrobić, huh? – zaplótł swoje ramiona na torsie i posłał mi kpiące spojrzenie.

-Joe to ojciec Luke' a – wzruszyłem ramionami. –Młody specjalnie dla mnie ściągnął Bena z Francji, a Scotta z Sydney.

-Naprawdę dzieciak jest synem Joe? – zapytał pełen podziwu, nadal jednak nie wierząc w prawdziwość moich słów.

-No, muszę lecieć tato – Roger przytaknął, a ja jak wicher wybiegłem z mojego pokoju, jednak szybko zawróciłem przypominając sobie o bardzo ważnym pytaniu, którym katuję go od dobrego tygodnia. Ze zmarszczonymi brwiami znowu badał mnie zdezorientowanym wzrokiem. –Wiesz już czy będziesz na naszym koncercie w Inferno?

-Calum – westchnął. –Moja asystentka jeszcze tego nie ogarnęła, dam ci znać później, a teraz leć, bo Luke straci cierpliwość.

-Uwierz, po wczorajszym numerku z Mary i Brook jest aż nadto cierpliwy – mój starszy pokręcił głową z niedowierzania, a ja już ostatecznie wybiegłem z domu.

Rock God ▶ A.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz