31. Closer

68 4 1
                                    

Mary

Wszędzie migały kolorowe światełka, które powodowały mroczki przed moimi oczami, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało w kołysaniu biodrami do rytmów klubowej muzyki. W jednym z najlepszych klubów w Marsylii, gdzie ostatecznie wylądowałam z moim chłopakiem – jakkolwiek dziwacznie brzmi to w przypadku moim i Ashtona – było pełno ludzi, którzy byli już nieźle wystawieni alkoholem. Ich tańce były dziwaczne, ale nikt przecież nie zwracał na to najmniejszej uwagi, bo każdy był pijany lub pod wpływem narkotyków; spocony. Wszyscy obłapiali się, całowali lub decydowali się na bardziej odważniejsze gesty.

Naprawdę mi się tutaj spodobało. Nie liczyło się nic po za zabawą. Jakby od tego zależało ich życie, moje. Nasze. Życie nocne we Francji było magiczne i gdybym mogła, zamieszkałabym tutaj, albo została na dłużej, ale to nasz ostatni wieczór. Niestety...

Nagle poczułam oplatające mnie w pasie silne dłonie, ale... Coś było nie tak. Nie właściwie. To nie był Irwin. Zatrzymałam się i stałam sparaliżowana, aż wreszcie odważyłam się po kilku sekundach odwrócić. Stałam oko w oko z wysoki przypominającym tyczkę chłopakiem o niebieskich oczach oraz brązowej czuprynie. Przyglądałam mu się z uniesionymi brwiami. On nie wie, że zrobił źle – oczywiście ja mu nic nie zrobię, ale stojący za nim osiemnastolatek już prędzej. Po za tym z wyrazu twarzy Asha można wyczytać złość, a nawet powiedziałabym istną furię.

-Dlaczego nie tańczysz?! –Zawołał, pochylając się bliżej mnie.

-Bo jest zajęta! –Wrzasnął wkurzony Irwie, po czym jednym płynnym ruchem złapał za bark chłopaka i odwrócił go przodem do siebie. –To moja dziewczyna i byłbym ci wdzięczny, gdybyś trzymał łapy przy sobie, bo inaczej zrobi się niemiło! –Poinformował, próbując przekrzyczeć muzykę.

-Odwal się, koleś! –Zaśmiał się donośnie, ale tylko przez chwilę, ponieważ wielka pięść ciemnego blondyna zetknęła się z jego twarzą, a dokładniej z nosem, z którego zaczęła sączyć się czerwona krew.

Potem szybko działo się w zadziwiająco szybkim tempie. Wyrzucili najpierw tego maniaka kobiecych tyłków, a później nas, mimo iż tłumaczyliśmy, że klub należy do ojca Ashtona, chociaż w sumie to do mojego chłopaka, który dwa lata temu zainwestował swoje pieniądze w niego.

Ashton, Anthony i Elena co roku otrzymywali od swojego ojca kilkanaście tysięcy, które mogli wydać na jakąkolwiek działalność, która oczywiście przyniesie zysk. Siostra Asha inwestowała w salony kosmetyczne, Tony w sklepy z zabawkami elektronicznymi, a mój facet w kluby, czy dajmy na to restauracje, które nieco podrasowywał, aby przynosiły pokaźne zyski.

-Jutro wylecisz na zbity pysk, kutasie! –Zagroził, gdy siłą dwóch osiłków wyprowadziło go na zewnątrz, ponieważ ja niczym zbity psiak wyszłam kulturalnie sama. Jestem cywilizowanym człowiekiem. –Tak, jak ty! To mój pieprzony klub, a wy wyrzucacie mnie i moją dziewczynę!

-Uspokój się, szczeniaku. –Mruknął zmęczony, napakowany mulat krzyżując ramiona na dużej klatce piersiowej i chytrym uśmieszkiem na ustach. Co za kretyn. –Skoro jesteś właścicielem, nie powinieneś teraz siedzieć w biurze?

-Posłuchaj, pajacu to ja podpisuję czeki, z których utrzymujesz rodzinę lub chodzisz na dziwki i siłownię, dlatego oszczędź sobie te teksty tępego macho, bo jutro rano wylecisz na mordę, błagając, żebym jednak cie nie zwalniał, a wiesz co ja zrobię?

-Oświeć mnie, cwaniaczku.

-Zaśmieję ci się prosto w twarz, po czym wyjdę ze swoją kobietą zadowolony z życia. –Poinformował, po czym zdjął swoją kurtkę i zarzucił na moje zziębnięte barki, które objął również swoim ramieniem. Prowadził mnie w nieznanym mi kierunku, w ciemną noc, wyklinając pod nosem tych niekompetentnych bramkarzy.

Rock God ▶ A.IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz