Mary
Równo o ósmej pod mój dom zajechało Lamborghini, a wysiadł z niego nikt inny jak tylko Ashton.
Osiemnastolatek miał na sobie czarne spodnie, koszulkę z jakimś nadrukiem na szerokich ramionach, a na stopach buty. Bujne włosy były podtrzymywane przez czerwoną bandankę. A na ustach gościł przerażająco piękny uśmiech.
Czatowałam tak długo przy oknie, aż nie usłyszałam uwagi Sylwii, iż mój przyjaciel powinien nauczyć się pukać lub używać dzwonka do drzwi, ponieważ takie wchodzenie bez zapowiedzi jest niekulturalne.
-Mary! - zawołał Irwie, a chwilkę później stał już w progu mojego pokoju z małym pudełeczkiem w dłoni. -Mam coś dla ciebie - podał mi skrzyneczkę, którą potrząsnęłam uważnie nasłuchując i zastanawiając się co takiego może być w środku.
-Nie mam dziś urodzin, Ash - oznajmiłam, wyciągając z powrotem dłoń w jego stronę w celu oddania mu opakowania.
-Ponad tydzień temu były walentynki, a z racji tego, że musiałem iść z tą idiotką do kina na nędzną bajkę zapomniałem ci to dać. Otwórz - zachęcił chłopak, dlatego niepewnie uniosłam wieczko.
Nie bałam się, że zrobi mi psikusa czy coś z tych rzeczy, ale to Ashton - jego prezenty są naprawdę drogie i z klasą lub wręcz przeciwnie, mają w sobie jakiś podtekst albo są naprawdę zboczone.
Po odpakowaniu prezenciku w oczach zakręciła mi się łezka. To było naprawdę piękne, ale...
-Ashton, nie mogę tego przyjąć - pokiwałam głową na boki.
-W takim razie znajdę sobie nową przyjaciółkę - obojętny wzruszył ramionami i odwrócił się na pięcie.
-Żartujesz sobie ze mnie?! - zawołałam, szarpiąc ciemnego blondyna za bark.
Nie może mi tego zrobić. Nie może tak po prostu odejść, bo nie przyjęłam cholernie drogiej bransoletki z wygrawerowanym A +M. Ja mam dla niego tylko głupią koszulkę, a to... Przecież nie mogę się w tak żałosny sposób ośmieszyć, wręczając mu tani t-shirt! Mam więcej klasy!
Nastolatek patrzył na mnie z powagą przez dobre pięć minut... A może i godzinę? Nie wiem już sama, ponieważ straciłam rachubę czasu patrząc w te piękne orzechowe tęczówki.
-No pewnie, że żartuję - trącił mnie roześmiany w ramię jak dobrego kumpla. -A co ty sobie, głupia myślałaś? -odetchnęłam z ulgą. Naprawdę kamień spadł mi z serca i nie kontrolując swoich ruchów, ani ciała mocno przyległam do umięśnionej klatki piersiowej mojego przyjaciela. -Mary, ty chyba nie...
-Właśnie, że tak - mruknęłam obrażona. -Spędzasz z nią ostatnio więcej czasu niż ze mną i wcale mi się to nie podoba, Ashton.
-Wytrzymaj jeszcze dwa tygodnie, kicia na wakacjach nikt nam nie będzie przeszkadzał, masz moje słowo - powiedział pewnie Irwin, łapiąc moją twarz w obie dłonie i patrząc mi z śmiertelną powagą prosto w oczy. -Okay? - jedyne potrząsnęłam głową, a w ramach podziękowania za moją odpowiedź chłopak ucałował moje czoło. -Chodź do szkoły, dziś zgłaszam się do quizu z historii - wyszczerzyłam oczy.
-Ty?! - zdziwiłam się. -Myślałam, że...
-Że jak co roku będę miał poprawkę? - Irwin uniósł podejrzanie lewą brew ku górze. -Chcę, żebyś była ze mnie dumna.
-Jestem dumna - tym razem chłopak uśmiechnął się lekko, a następnie pogładził mój policzek swoją dużą dłonią. -Ale nie rób tego dla mnie, tylko dla siebie, Irwie.
-Idziemy - zarządził, a później jednym płynnym ruchem wziął mnie na ręce niczym pannę młodą i po drodze łapiąc za moją torbę od Chanel, zniósł na dół po czym usadził na krześle obok Gabe' a. -Sylwia, Mary jest głodna - wywróciłam oczami. Moja gosposia grzecznie postawiła przede mną musli z kawałkami owoców, które zaczęłam zajadać, oraz szklankę soku pomarańczowego.
CZYTASZ
Rock God ▶ A.I
FanfictionAshton i Mary znają się od dziecka i zawsze robią wszystko razem. Mimo że mają nieco inne poglądy na świat, jak również charaktery, świetnie się dogadują. Relacja, która ich łączy jest bardzo specyficzna, dlatego często są brani za parę choć są tylk...