Epilog

361 40 5
                                    

×6 lat później

*Luke*

Dzisiaj są osiemnasteurodziny Vivien i Ryana. Nie wiem jak to szybko minęło. Niedawno mieli po sześć lat i adoptowaliśmy ich, a teraz? Kończą szkołe, osiemnastkę i wyprowadzają się na studia. Aż łza w oku się kręci, gdy pomyśle sobie jak te dwanaście lat razem spędziliśmy.

Sala jest ustrojona, tylko czekamy na nasze dzieci. Są tu wszyscy. Zaczynając od najmłodszej Alex, córki Jake i Zoe, kończąc na babci Lucy, która jeszcze wspaniale się trzyma. Jest tu mój tata, Jack i Celeste ze swoim szesnastoletnim synem, Cody'm, o dziwo Ben z Arzayleą i z ich synem, Toby'm. Oraz kilkoro przyjaciół naszych pociech

Nie, moja matka nadal ma do mnie żal od mojego wesela. Przez te dwanaście lat jej duma była zbyt wielka by przyznać się do błędu. No ale cóż, wystarczy mi, że Ben i Arz przeprosili za wszyskie krzywdy wyrządzone mi i Michael'owi.

Vi i Ryan mają się pojawić przyprowadzeni przez Vere i Willa, dzieci mojej kuzynki. Dziś spędzali razem cały dzień. Szykowali się na urodziny, malowali, przebierali i tak dalej. Wszystkie prezenty są ustawione na osobnych stołach. Na jednym dla Vivien, a na drugim dla Ryana.

Moja córka dalej jest beznadziejnie zakochana w Troyu. Wiem, że przyszedł tu dziś, aby wyznać jej miłość. Trochę mu w tym pomagamy, ale cii.
Żeby nie zapomnieć o Noel, dziewczynie mojego syna, która mieszka w innym kraju, a dziś specjalnie przyjechała do niego, ale on nic o tym nie wie, to jest niespodzianka.

Przytulam się do mojego męża i cierpliwie czekam aż wreszcie wejdą do sali. Po paru minutach słyszę śmiech i kroki zaa drzwi. Do sali wchodzą nasze dzieci ze swoimi kuzynami, a my wszyscy śpiewamy sto lat. Widzę, że Vi wzruszyła się, a Ryan ma łzy w oczach. Gdy nasze spojrzenia spotykają się od razu biegną w naszą stronę.

-Dziękuję, dziękuję, dziękuuuuję.- Piszczy moja córka.

-Nie ma za co skarbie.- Głaszcze ją po włosach.

Gdy impreza się rozkręca, na salę wchodzi Troy, a wraz z nim Noel. Widzę, że są zdenerwowani, więc podchodzę do nich i witam się z każdym krótkim uściskiem. Razem podchodzimy na taki podest i wyłączamy muzykę. Wszystkie oczy skierowały się na nas, a ja w oddali usłyszałem pisk. Myślałem, że to Viviem, ale to był Ryan. Wleciał na podest jak perszing i wziął w objęcia swoją dziewczynę. Widziałem, że płacze tak samo jak Noel. Ze szczęścia. Patrzę na Vivien, która stoi na końcu sali, aby w końcu zniknąć za drzwiami na taras.

Troy, gdy tylko to zauważa rzuca się w bieg za nią. Życzę wszystkim dobrej zabawy i idę do Michael'a. Razem udajemy się w stronę okien, gdzie widać dzieciaki. Vi krzyczy na Troya, ale nie wiem o co. Chcę odejść, ale on łapie ją za ramie i całuje. Po chwili widzę, że Viv odwzajemnia pocałunki, odrywają się od siebie Troy coś mówi, i z tego co wyczytuję z jego ust są to słowa, które po chwili wypowiada mój mąż.

-Kocham cię.- Szepcze.

- A ja ciebie kocham.-Wtulam się do niego bardziej, tak samo jak Vivien w Troya.

----------------------------------------------------------------
Jezu
Dlaczego ja to skończyłam?
Czy płacze? Omfg oczywiście.
Już nie pytam was, bo wiem, że wylewacie tony łez teraz to czytając, tak samo jak ja, pisząc to.
Love you all
Klaudia xxx

[2] what i did whore? · muke ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz