Rozdział 41

702 32 3
                                    

Tris
Stoję na placu pośród wielu młodych ludzi. Niedługo podzielimy się na pięć grup i zaczniemy nowicjat. Nie będzie on już taki restrykcyjny. W trakcie niego będzie można odwiedzać rodziny, a po nim z nimi zamieszkać. Stoję w kolorowej mieszaninie ludzi. Niedługo stanę się całkiem nową osobą. W tłumie robi się zamieszanie i każdy w swoją stronę. Staję na palcach i dostrzegam stojącego na podwyższeniu nieustraszonemu. Nie mam wątpliwości, że jest nieustraszonym. Rozpoznaję to nie tylko w ubiorze, ale także w postawie. Uśmiecham się i ruszam w jego stronę. Gdy już panuje względny porządek, rozglądam się po otaczającej mnie grupie. Jest nas około trzydziestu. Niektórzy mają na sobie barwy frakcji, ale większość jest ubrana w różne kolory. Słyszę znajomy stukot. Gdy nieustraszony zaczyna biec wzdłuż torów, spoglądam na zdezorientowane twarze niektórych nowicjuszy. Także zaczynam biec. Sprężystymi krokami, kontrolując oddech. Utrzymuję się przy końcu grupy. Nie chcę się wyróżniać. W końcu zrównuję się z wagonem i wskakuję do środka. Pomagam jeszcze dwóm osobom i siadam pod ścianą. Dla mnie to już jest normalne. Jednak, gdy rozglądam się w około widzę podekscytowane twarze niektórych nowicjuszy. Zamykam oczy i wsłuchuję się w stukot kół. W końcu lekko zwalniamy, więc wstaję. Gdy nieustraszeni zaczynają wyskakiwać na dach pobliskiego budynku widzę przerażenie i fascynację na twarzach moich towarzyszy. Skok jest bezpieczniejszy niż kiedyś, ponieważ kilka metrów niżej jest zawieszona siatka chroniąca przed śmiertelnym upadkiem. Siatki jednak nie widać z pociągu, więc niebezpieczeństwo wydaje się prawdziwe. Przypatruję się jak kolejne osoby pokonują strach i skaczą. W końcu zostaję w wagonie tylko z jednym chłopakiem. Blondwłosy postawione na żel, podekscytowane zielone oczy.
-Boisz się? - mówi z przyjaznym błyskiem w oku, mylnie odczytując moje oczekiwanie.
-Nie. - Mówię uśmiechając się. Biorę rozbieg. Gdy jestem na krawędzi mocno się wybijam. Przez chwilę czuję się tak, jakbym leciała. Zapominam o udawaniu niezdarnej i zgrabnie ląduję na ugiętych nogach, aby zamortyzować uderzenie. Po chwili słyszę głuche uderzenie. Spoglądam w bok i dostrzegam chłopaka z pociągu leżącego na plecach. Podchodzę do niego i pomagam mu wstać.
-Fakt. Nie boisz się. - Mówi i oboje wybuchamy śmiechem. Już mam odpowiedzieć, gdy słyszę nawoływanie. Podchodzę w stronę Jamesa stojącego pewnie na murku. Gdy mnie dostrzega, uśmiecha się ciepło na co odpowiadam tak samo. Najpierw się przedstawia, a potem pyta o ochotnika, który jako pierwszy skoczy do dziury. Zgłaszam się bez zastanowienia, przez co oczy wszystkich kierują się na mnie. Staję obok Jamesa na murku i czuję rosnące we mnie podekscytowanie. Spoglądam w przepaść, a moje serce przyśpiesza. Na dole czeka na mnie siatka i... Cztery. Wszyscy na mnie patrzą, gdy balansuję na krawędzi. W końcu zamykam oczy i się wybijam. Prędkość wyciska mi powietrze z płuc, uniemożliwiając krzyk. W trakcie spadania czuję bezwładność, a także wolność. Jestem jak orzeł nurkujący w dół. W końcu wpadam w siatkę. Otula moje ciało, a potem lekko wyrzuca w górę. Oddychając głęboko, odurzona endorfinami z szerokim uśmiechem wpatruję się w jaśniejący nade mną otwór. Słyszę kroki. Po chwili Tobias naciąga siatkę, a ja wpadam wprost w jego ramiona. W pierwszym odruchu chcę go pocałować, ale się opanowuję. Stawia mnie ostrożnie na podłodze, a ja dalej uśmiecham się jak szalona.
-Jak masz na imię? - pyta patrząc mi w oczy. Jakbyś nie wiedział. Mówię w myślach, a na głos:
-Tris. - Unosi lekko kącik ust, a potem zwraca się do mnie.
-Witam w nieustraszoności Tris. Pierwszy skoczek Tris. - Ogłasza i rozlegają się wiwaty stojących niedaleko nieustraszonych. Po chwili do siatki wpada kolejna osoba. Samodzielnie wyskakuje z siatki i staje naprzeciwko Tobiasa, któremu dorównuje wzrostem.
-Braian. - Przedstawia się zanim Cztery zdąży zapytać. Wyciąga rękę na powitanie, którą Cztery ignoruje.
-Drugi skoczek Braian. - Krzyczy po chwili i kiwa głową, by chłopak stanął obok mnie, co czyni z szerokim uśmiechem na ustach.
-Cześć. Tak w ogóle to ci się przedstawiłem?
-Nie Braian. - Odpowiadam i oboje wybuchamy śmiechem.
-A więc mam na imię Brian. A ty?
-Tris.
-Miło mi cię poznać Tris. - Nagle moją uwagę przyciąga głuche uderzenie. Spoglądam w stronę siatki. U stóp Tobiasa leży jakiś nowicjusz. Biedak, pewnie Cztery nie złapał go w objęcia tak jak mnie.
-Witamy w nieustraszoności. - Mówi patrząc na niego z góry. Chłopak szybko wstaje, a jego policzki są czerwone jak buraki. Chichoczę cicho. Zapomniałam już jaki Tobias potrafi być niemiły.
- Jak masz na imię?
-A... Artur. - jąka się. Cztery kiwa głową w naszą stronę, a chłopak z ulgą wymalowaną na twarzy staje niedaleko nas.
-Pewni go popchnęli. - Moją uwagę zwraca Braian. Spoglądam na chłopaka. Przypomina trochę Ala. Wzdrygam się na tę myśl. Kolejna osoba wpada do siatki. Z boku przypatruję się całemu procesowi. Obserwuję jak tworzą się grupy. Nikt nie stoi sam. Nikt oprócz fajtłapowatego chłopaka. Robi mi się go szkoda. Kiwam na niego głową, by dołączył do mnie i Briana. Najpierw się trochę waha, ale po chwili staje obok mnie. Jest całkowitym przeciwieństwem Briana. Cichy, zdystansowany... Ciekawi mnie jak tu trafił. Moje myśli przerywa głos Tobiasa. Zaczyna wyczytywać osoby przynależące do jego grupy.
-Amber. - Ładna płomiennowłosa dziewczyna wychodzi na przód wpatrując się w Tobiasa jak w obrazek. Przykro mi, ale on jest mój. Chciałabym powiedzieć. Jednak mogę się tylko przypatrywać i mordować ją wzrokiem, podczas gdy ona taksuje Cztery.
-Aiden. Michael... Braian. Artur. - Instruktor niechętnie spogląda na towarzyszących mi chłopaków.
- Tris. - Kończy odczytywanie listy. Ciekawe czy to przypadek, że jestem w jego grupie.
-Dobrze. Jestem Cztery. - Przedstawia się patrząc na wszystkich groźnie, jakby rzucając wyzwanie, które ja podejmuję.
-A gdzie jeden, dwa i trzy? - pytam, a po chwili słyszę parsknięcie stojącego obok mnie Braiana. Cztery patrzy na mnie ze zdziwieniem a ja uśmiecham się szelmowsko. Po chwili opanowuje się i znów przywdziewa maskę surowego instruktora.
-Nie prosiłem o komentarz. - Odpowiada, a ja z trudem opanowuję chichot. Na moje, to sam się o to prosiłeś. Chcę odpowiedzieć, ale gryzę się w język. W czasie pierwszego nowicjatu Cztery mnie przerażał. Teraz jednak jest inaczej.

Niezgodna. Dalsze Losy // Zakończone ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz