Rozdział 35

633 30 1
                                    

Tobias
Przerażenie wyciska mi powietrze z płuc. Biegnę korytarzami Jamy najszybciej jak się da. W mojej głowie jest tylko jedna myśl. Tris jest w niebezpieczeństwie. Gdy docieram do sali Tris, okazuje się, że drzwi są zamknięte. Przeszukuję kieszenie swoich spodni i kurtki, ale bez rezultatu. Oddech mam urywany, a serce galopuje mi w piersi niczym dziki koń. Uderzam pięścią w drzwi a w korytarzu rozbrzmiewa echo uderzenia. Uderzam drugi raz, trzeci, czwarty... W końcu drzwi się otwierają i staje w nich James. Odpycham go i wpadam do środka.
-Stop! - krzyczę, a wzrok wszystkich kieruje się na mnie. Przeczesuję pomieszczenie wzrokiem, aż w końcu ją znajduję. Courtney stoi spanikowana w rogu sali. Rzucam się w jej stronę i zadaję bezbłędny cios w szczękę. Ona pod wpływem siły uderzenia wpada na ścianę. Nic więcej nie mogę zrobić bo James unieruchamia mi ręce za plecami.
-Co ty do cholery robisz Cztery!
-Ona jest z Instytutu! - odkrzykuję i próbuję się wyszarpnąć. W pokoju nastaje cisza przerywana tylko moim nierównym oddechem.
-To prawda? - James zwraca się do Courtney.
-Nie! - zaprzecza, a ja mierzę ją wściekłym wzrokiem.
-Uspokój się Cztery. Nie możesz jej tak po prostu pobić. Dopóki ja tu rządzę nie będzie samosądów. Zamkniemy ją w celi, a potem przejdzie proces.
Chcę znów się wyszarpnąć ale moją uwagę odwracają trzy ciche piknięcia.
-Musimy się pospieszyć. - Mówi jeden z lekarzy. - W każdej chwili może się ona obudzić, a bez operacji się wykrwawi. - Moja wściekłość zamienia się w przerażenie. Nie! Tylko nie to! Zauważam, że James mnie puszcza i wyprowadza Courtney z sali. Ja jednak stoję i się nie ruszam sparaliżowany strachem.
-Operować? - z otępienia wyrywa mnie lekarz. Nie wiem co odpowiedzieć. Nie wiadomo czy Courtney ma faktycznie krew 0Rh-. Bez krwi operacja się nie uda. Jednak, gdy operacja nie zostanie przeprowadzona to Tris na pewno się wykrwawi. Myślę intensywnie. Spoglądam na spokojnie leżącą Tris. Co by ona zrobiła? Ja mam krew 0Rh-, ale nie jestem niezgodny. "Niezgodność to wymysł" przypominają mi się słowa Sylwii. Czy to prawda? Czy to na prawdę nie ma znaczenia? Spoglądam na Tris i przypominam sobie jeden z dni w instytucie, gdy dowiedziałem się, że jednak nie jestem niezgodny. Przekonywała mnie wtedy, że to nic nie znaczy. Może miała rację. Wiem już co muszę zrobić. Zdejmuję kurtkę i siadam na krześle obok łóżka Tris. Chwytam jej delikatną dłoń, tak małą w porównaniu do mojej.
-Obyś miała rację. - Szepczę do niej po czym spoglądam w oczy lekarzowi. - Operujcie. Zamiast krwi pobranej wczoraj weźcie moją krew. - Mężczyzna ściąga brwi ale zgodnie kiwa głową. Wokoło mnie rozpoczyna się krzątanina. Lekarze przygotowuję Tris do operacji, a pielęgniarki pobierają mi krew.
Do tej pory zawsze gdy odwiedzałem Tris, ona była przykryta kołdrą. Dopiero teraz mogę zauważyć, że brzuch ma obwiązany bandażem. Lekarze powoli go odwijają, a ja wstrzymuję oddech. Moim oczom ukazują się dwie okropne rany. Wygląda to tak jakby Tris dopiero co została postrzelona. Zabieg się zaczyna. Spięty obserwuję jak lekarze wyjmują pierwszą kulę z ciała Tris, a następnie ją zszywają. Moja krew powoli sączy się do woreczka. Czuję się coraz słabiej. Przy wyjmowaniu drugiego pocisku coś się dzieje. Serce dziewczyny zaczyna szybko bić, a ona tracić krew. Zostaje jej przetoczona moja krew, a ja z zapartym tchem czekam czy coś się stanie. Serce Tris znów zwalnia, a potem staje. Przerażony wpatruję się w prostą linię na kardiogramie. Żyj Tris. Musisz żyć. Powtarzam w myślach jak mantrę. Lekarze rozpoczynają defibrylację. Gdy kardiogram rejestruje uderzenie serca chcę skakać z radości, ale nie mam siły. Serce dziewczyny zaczyna bić w rytmie mojego. Pobrana poprzednio ode mnie krew już się skończyła, ale Tris potrzebuje więcej. Patrzę jak jej ciśnienie gwałtownie spada. Choć jestem wyczerpany to wyciągam rękę w stronę pielęgniarek w geście mówiącym by pobierały dalej. Z powątpiewaniem patrzą na moją z pewnością pobladłą twarz, a potem biorą się do pracy. Jak przez mgłę obserwuję dalszą część zabiegu. Nie mogę odpłynąć, nie mogę zostawić Tris. Walczę z ogarniającą mnie ciemnością. Wiem, że to walka z góry przegrana ale chcę wytrzymać jak najdłużej. W końcu lekarz wyjmuje kulę i zaczyna zaszywać ranę. Uśmiecham się lekko, spoglądając na moją ukochaną. Potem jest tylko ciemność.

Niezgodna. Dalsze Losy // Zakończone ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz