Tris
Podciągam się i wdrapuję na siatkę. Linki trzeszczą pod wpływem moich ruchów. Najdelikatniej jak mogę przesuwam się na jej środek i układam wygodnie.
Z moich ust wydobywa się głębokie westchnienie, którego nie byłabym nawet świadoma, gdyby nie echo, które zwielokrotniło jego dźwięk.
Pamiętam to, jakby to było wczoraj. Tu się wszystko zaczęło. Na tej siatce. Jeden skok, jedna decyzja. Dokładnie tak jak wszyscy mówili. Jeden wybór może zmienić twoje życie na zawsze.
Wybrałam zmiany, jednak teraz nie jestem do końca pewna czy dobrze zdecydowałam. Może gdybym została w domu w dniu moich szesnastych urodzin, gdybym inaczej wybrała, może moi rodzice byliby ze mną, wspierali mnie w moich decyzjach. Nie obwiniałabym się o to, że ich nie ma. Może Will, All, Uriah, Tori, Lynn i Marlene by żyli. Ale wtedy nie miałabym pojęcia o ich istnieniu. I o Tobiasie...
Spoglądam na skrawek nieba widoczny przez dziurę w suficie. Błękit powoli ciemnieje, a jasne promienie słońca stają się pomarańczowe i gasną. U góry przemyka jakiś cień. Podrywam się szybko sprawiając, że siatka trzeszczy i się chwieje.
Wytężam wzrok jednak nic w górze nie widzę. Pewnie był to jakiś ptak. Uspokajam sama siebie i znów układam się wygodnie na splecionych ze sobą linach.
By odpędzić nieprzyjemne myśli o śmierci przyjaciół próbuję przypomnieć sobie swój pierwszy skok na tą siatkę.
Wiatr zabierający kosmyki moich włosów, które wymknęły się z koka podczas biegu. Strach czy na dole jest coś co sprawi, że bezpiecznie wyląduję. Pęd powietrza w czasie, gdy spadałam i zastrzyk adrenaliny tym powodowany. Otulające mnie liny, które lekko wrzynały się w skórę. Wielką radość spowodowaną zrobieniem czegoś szalonego. I w końcu moje wspomnienia dochodzą do Tobiasa i naszego pierwszego spotkania. Już wtedy wydawał mi się idealny. Za przystojny by mógł się mną zainteresować. Jednak wszystko potoczyło się inaczej...
Ze wspomnień wyrywa mnie ciemny kształt spadający na siatkę. Kulka trochę większa od mojej pięści ląduje z cichym odgłosem na siatce tuż obok mnie. Spoglądam w górę, jednak na tle ciemnego już nieba nic nie widzę. Powoli sięgam po przedmiot, który okazuje się zgniecioną kartką papieru. Rękami, które nagle stały się mokre od potu rozprostowuję biały papier. W ciemności widzę tylko zarysy pochyłych liter nakreślonych czarnym atramentem. Spoglądam niepewnie jeszcze raz w stronę wyłomu w dachu jednak nie widzę nikogo, kto mógłby upuścić papier. Zeskakuję z siatki i ruszam w stronę korytarza. Tam w świetle jednej z lamp będę mogła odczytać słowa z kartki. Gdy idę moje kroki odbijają się cichym echem. Mimowolnie garbię ramiona i przyśpieszam. Czuję jakby ktoś mnie obserwował. Szybko się oglądam, jednak pomieszczenie jest puste. Nie widzę żadnego zagrożenia, jednak nieuzasadniony strach zmusza moje serce do galopu. Prawie wbiegam do korytarza i staję plecami do ściany. Stoję w kręgu światła rzucanego przez lampę. Wpatruję się intensywnie w pomieszczenie, z którego przed chwilą wyszłam i staram się wyłowić wzrokiem jakiś ruch. Jednak nie widzę nic.
Oddycham głęboko. Jestem nieustraszoną, byle kartka mnie nie przestraszy. Lekko trzęsącymi rękami kieruję kartkę do światła. Gdy czytam nakreślone na niej słowa na chwilę zamieram. Potem panika znowu mnie atakuje, tym razem o wiele silniej. Głębokimi oddechami normuję swój oddech i zaciskam palce na pogniecionej kartce, by zatrzymać trzęsienie się rąk. Spoglądam jeszcze raz na zgnieciony kawałek papieru.Witaj Tris,
za wielu ludzi zginęło, byś ty mogła nadal żyć. Nie sądzisz? Rodzina, przyjaciele, a także ci których nawet nie znałaś. Pytanie, ile osób jeszcze poświęcisz, by przeżyć kolejne dni. Nie lepiej poddać się od razu? I tak musisz umrzeć, więc po co zwlekać?
Jeszcze się odezwę.Kątem oka spostrzegam jakiś cień z prawej strony. Działając instynktownie i pokonując barierę strachu uderzam lewym sierpowym. Moja ręka natrafia na czyjeś ciało, a po chwili słyszę jęknięcie bólu. Dopiero po chwili rozpoznaję znajome rysy twarzy i rozrzucone na wszystkie strony blond włosy.
- Braian! - Krzyczę z jednej strony szczęśliwa, że to nie jest tajemniczy cień, który wrzucił kartkę przez dziurę, a z drugiej strony zdenerwowana, że to akurat on, a nie ktoś inny. - Co tu robisz?
- Ja, właściwie to... nic. - Mierzy mnie wzrokiem, chwilę dłużej spoglądając na kartkę, którą trzymam w zaciśniętej ręce.
- Wszystko w porządku? Cała się trzęsiesz. - Kiwam głową jednak chyba nie za bardzo przekonująco. Ogarnia nas niezręczna cisza.
- Właściwie to...
- Chodźmy już stąd. - Wchodzę mu w słowo, a po chwili ruszam korytarzem.
- Szukałem cię. - Oglądam się na chłopaka zdenerwowana tym, że stoi w miejscu.
- Dobrze, ale chodźmy już. - Muszę spalić tą kartkę. Zniszczyć. Nikt nie może o niej wiedzieć. Poradzę sobie z tym sama, jestem przecież silna. Tobias zawsze mi to powtarzał. Muszę poradzić sobie sama. Nie mogę nikogo więcej narażać.
- Tris! - Głos Braiana wyrywa mnie z chaotycznych myśli. - Co się dzieje?
- Nic. - Jego tym bardziej nie mogę w to wplątywać. Za dużo tajemnic ukrywam. Nakazuję sobie spokój. Roztrzęsiona i przerażona nikogo nie przekonam, że nic się nie dzieje.
- A więc dlaczego mnie szukałeś? - Pytam, przypominając sobie jego poprzednie słowa.
Chłopak skupia swoją uwagę na zadanym pytaniu, na co ja oddycham z ulgą.
- Chciałem cię przeprosić. - Zawstydzony patrzy na podłogę nie wiedząc co zrobić z rękami.
- Nie powinienem cię osądzać. Głupio mi, że tak na ciebie wrzeszczałem. - Spogląda mi w oczy oczekując mojej reakcji na co tylko kiwam głową.
- Wybaczysz mi? - Kiwam ponownie głową, a on uśmiecha się szeroko.
- No to teraz możemy iść. - Obejmuje moje barki ramieniem i rusza przed siebie.
-Nie zapominaj, że mam chłopaka. - Zdejmuję jego ramię ze swoich barków, lekko się rumieniąc.
- Przepraszam, muszę się do tego przyzwyczaić. - Ostatni raz oglądam się przez ramię, a potem ruszam razem z chłopakiem ciemnym korytarzem.
- A więc, która jesteś w rankingu? - Zagaduje mnie chłopak.
- Ósma, a ty?
- Drugi.
- Z kim musiałeś się przespać, że jesteś tak wysoko? - Pytam, sama zaskakując siebie swoim sarkazmem. - Oboje wybuchamy śmiechem, który rozdziera ciszę panującą w korytarzach. Znajomy ryk wody mówi mi, że zbliżamy się do przepaści. Staję przy barierce, oddzielającej mnie od siły żywiołu.
- Masz zapałki? - Pytam Braiana, a on ku mojemu zdziwieniu wyjmuje z kieszeni małe kartonowe pudełeczko. Pytająco unoszę brwi.
- Nie pytaj. - Odpowiada, kręcąc głową dla podkreślenia swoich słów. Nic nie mówiąc, biorę od niego pudełko i odwracam się z powrotem do przepaści. Z kieszeni wyjmuję zgniecioną kartkę. Jeszcze raz przejeżdżam wzrokiem po wiadomości, a potem próbuję odpalić zapałkę. Jednak z jedną ręką zajętą trzymaniem kartki słabo mi to idzie.
-Daj ja to zrobię. - Chłopak zabiera mi z rąk opakowanie i zręcznie zapala jedną zapałkę. Przysuwam papier do płomienia i już po chwili widzę jak ogień powoli go pochłania. Kolejne litery zamieniają się w popiół, który zdmuchiwany naszymi oddechami leci w stronę szalejącej wody. Gdy płomień zaczyna parzyć mi palce, upuszczam palącą się kartkę w przepaść. Wpatruję się w malutki jasny punkcik, który niestrudzenie walczy z ciemnością. Moją uwagę zwraca ponowny dźwięk odpalania zapałki. Odwracam się do Braiana, chcąc dowiedzieć się co on robi. Chłopak podpala dziwny zwinięty papierek, gasi zapałkę i przykłada go do ust.
-Co robisz? - Pytam trochę skonsternowana jego zachowaniem. Chłopak nie odpowiada, a zamiast tego bierze głęboki wdech i po chwili z ust wydmuchuje dym. Odsuwam się nieznacznie z powodu nieprzyjemnego zapachu.
- Spokojnie, to tylko papieros. - Odpowiada chłopak zaciągając się ponownie. - Przywieźli to z terenów poza Chicago. Wiesz...
Jednak zanim chłopak zdążył dokończyć pytanie z sufitu lunęła woda. Razem z Braianem bez zastanowienia ruszyliśmy przed siebie, by uciec od zimnych strumieni. Po kilku minutach w końcu dobiegliśmy do suchego korytarza.
- Przez ciebie jesteśmy mokrzy. - Odgarniam ręką przyklejone do twarzy kosmyki włosów.
-To ty zaczęłaś palić tam jakąś kartkę. A właściwie co to było? - Pyta ruszając w głąb korytarza, który prowadzi do sypialni nowicjuszy.
-Nic ważnego. - Odpowiadam, zastanawiając się czy dosłyszał lekkie drżenie mojego głosu. Jeśli nawet usłyszał to pewnie pomyślał, że to z zimna. Zimny prysznic zrobił swoje i już po chwili zaczęłam lekko dygotać. Przyśpieszyłam kroku, ciesząc się, że za chwilę będę mogła znów włożyć suche ubrania i wskoczyć do ciepłego łóżka.Korekta: Calla Julie
❤❤❤❤❤❤❤
Widzicie? Postarałam się. Rozdział jest dosyć szybko i do tego długi. I za co mnie tu nie kochać. ;D
A teraz mam do was pytanie. Wolicie rozdziały z perspektywy Tris czy Tobiasa?A tak z innej beczki to lubię poznawać ludzi.
Napisze ktoś do mnie?
Uprzedzm jestem trochę crazy.
I mówię co myślę. Trochę jak prawy, ale za często kłamię.A tak na konec (jeśli ktoś to w ogóle czyta) to nawet nie wiecie jak się cieszę kiedy widzę, że ktoś napisał komentarz, szczegulnie orginalny. Krótko mówiąc piszcie co chcecie w komentarzach, ja zrozumiem każdego. (zabrzmiało trochę jak psycholog, ale trudno. Tak jak mówiłam jestem trochę...)
S.W.

CZYTASZ
Niezgodna. Dalsze Losy // Zakończone ✔
FanfictionZwiastun w pierwszym rozdziale. Jeśli nie chce ci się czytać opisu to wbijaj :) Opowieść zaczyna się po epilogu "Wiernej". Fakty z książki nie są pozmieniane. Tobias próbuje ułożyć sobie życie od nowa po śmierci Tris. Jednak co jeśli dziewczyna żyj...